Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
www.stiudent.pl
Czym jest prawda ?
Zaprzeczeniem kłamstwa ? Czy stwierdzeniem faktu ?
jeżeli fakt jest kłamstwem, czym jest wówczas prawda ???
Przygotowała : Barbara Kędzierska
POZNAŃ 2006
„Żadna logiczna definicja nie pouczy o tym, czym jest prawda.” Kartezjusz (Descartes Rene)
„Jeden bowiem jest świat, a składa się nań wszystko, i Bóg jeden we wszystkim i jedna istota, i jedno prawo, jeden rozum wspólny wszystkich stworzeń rozumnych i prawda jedna”.
Marek Aureliusz "Rozmyślania
„Chcieć znaleźć prawdę jest zasługą, nawet, gdy się błądzi po drodze.”
Christoph Lichtenberg
Prawda to jedna z dwu podstawowych wartości logicznych. Drugą jest fałsz. W logice matematycznej prawda jest jedynie symbolem, nie ma żadnego głębszego znaczenia. W mowie potocznej oraz w logice tradycyjnej prawda to stwierdzenie czegoś, co miało faktycznie miejsce lub stwierdzenie nie występowania czegoś, co faktycznie nie miało miejsca. Wyrażenie zawsze prawdziwe, z powodu swojej konstrukcji logicznej, to tautologia.
Prawda - cecha wypowiadanych zdań, określająca ich korelację z rzeczywistością. Problem zdefiniowania tego pojęcia trapił filozofów starożytności. Klasyczna definicja prawdy to zgodność faktów z rzeczywistością.
Arystoteles tak próbował przybliżać istotę prawdy w swojej Metafizyce:
„powiedzieć, że istnieje, o czymś, czego nie ma, jest fałszem, powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą”.
Definicja ta (zwana dziś korespondencyjną definicją prawdy) oznacza, że dane zdanie A jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy stan faktyczny opisany przez zdanie A ma rzeczywiście miejsce, tzn. zdanie „Ala ma kota” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy Ala rzeczywiście posiada jakiegoś kota.
Przez wieki filozofowie nie potrafili znaleźć definicji prawdy, która z jednej strony byłaby formalnie poprawna (nie prowadziłaby do sprzeczności), a z drugiej adekwatna czyli bliska nieścisłemu, potocznemu rozumieniu słowa "prawda".
Jedna z takich prób została przedstawiona w XX w.przez polskiego logika Alfreda Tarskiego choć miała ograniczony zasięg - odnosiła się mianowicie wyłącznie do Języków formalnych.
Tarski określił prawdę jako pewną cechę zdań, wyrażalną jednak w języku zewnętrznym (czyli w metajęzyku) wobec języka, w jakim wypowiadane są owe zdania. Definicja Tarskiego zastosowana do języka polskiego byłaby nieskończoną koniunkcją zdań typu:
Trawa jest zielona wtedy i tylko wtedy, gdy TRAWA JEST ZIELONA.
Jan kocha Anię wtedy i tylko wtedy, gdy JAN KOCHA ANIĘ.
przy czym "wtedy i tylko wtedy" jest spójnikiem logicznym, a nie wyrażeniem języka polskiego, natomiast zdania pisane dużymi literami są wyrażeniem pewnego stanu faktycznego i również należy je traktować jako zdania nie wypowiadane w języku polskim (można je traktować na przykład jako formuły logiczne).
Antynomia kłamcy nie ima się tej definicji, gdyż zdanie "ja kłamię" byłoby zdaniem nie z języka polskiego, lecz właśnie z owego zewnętrznego języka, opisującego stan faktyczny i jako takie nie podlegałoby definicji Tarskiego.
Definicja Tarskiego odnosiła się jedynie do języków formalnych (do których język polski się nie zalicza) i była konstruowana nie tyle przez nieskończoną koniunkcję, co przez .
Istnieje wiele przykładów zjawisk i rzeczy, co do których ludzie zmieniali pogląd na przestrzeni istnienia ludzkości. Pewne „prawdy” przekazywane z pokolenia na pokolenie stały się przysłowiami, a jedno z nich mówi, że „przysłowia są mądrością narodów”. Uświęcone przez tradycję rytuały i twierdzenia są nierozerwalnie związane z naszą kulturą, a ta przypisuje prawdzie ogromną wartość. Wspomniana „mądrość” nasuwa przypuszczenie, że przy omawianiu prawdy ważnym elementem jest wiedza.
Posłużmy się zatem wiedzą. Encyklopedia, za św. Tomaszem, definiuje prawdę jako zgodność rzeczy i myśli, albo ontologicznie – zgodność bytu z jego własną istotą. Prof. Jerzy Bralczyk twierdzi, że prawda, to „zgodna z rzeczywistością treść słów, interpretacja faktów, przedstawienie czegoś zgodne z realiami”.
Spójność przytoczonych definicji wydaje się pozorna, bo choć większość ludzi, obiektywizując je poprzez efekt statystyczny, uzna ich prawdziwość, to pozostaje jednak aktualne pytanie: „Czy istnieje autorytet, którego przychylność dla pewnej teorii, pozwala bez wahania uznać prawdę potencjalną, za prawdę rzeczywistą?”. Bo przecież, niektórzy z nas wiedzą, że Ziemia krąży wokół Słońca – widzieli to z kosmosu, ale inni muszą w to uwierzyć, na podstawie innych prawd, co do których posiadają wiedzę, lub co gorsza (lub „lepsza” – w zależności od światopoglądu) „tylko” wiarę.
Wydaje się nam (ludziom), że wiedzieć (albo wierzyć), oznacza znać prawdę. Nie sposób dyskutować z prawdą opartą na wierze – objawioną. Wszelkie próby zastanawiania się nad tym problemem prowadzą do identycznego bólu głowy, jaki jest skutkiem zastanawiania się nad tym, co znajduje się na zewnątrz Wszechświata.
Prawda postrzegana jako emanacja wiedzy jest mniej odporna na analizę. Posługując się wcześniejszym przykładem, poruszającym budowę i zachowanie układu słonecznego, można wykazać, że prawda (o ile nią jest [była]) ewoluowała. Zatem należy stwierdzić, że o ile dzisiaj mamy rację (to znaczy postrzegamy świat zgodnie z prawdą o nim samym), to poglądy wcześniejsze prawdą nie były. Łatwo popaść w wątpliwość co do ostatecznej prawidłowości dzisiejszego widzenia świata. Tym samym wątpimy w prawdę. To co przez chwilę pretendowało do bycia prawdą, przestaje nią być. Znajdujemy się w punkcie wyjścia, z tym samym pytaniem: „Co to jest prawda?”.
Jedynie definicja ontologiczna nie wprowadza czynnika ludzkiego do definicji prawdy, choć sama ontologia przypisuje człowiekowi nieograniczone możliwości poznawcze (z czym dyskutować będziemy za chwilę). Definicje prawdy oparte na obiektywizacji (która, w gruncie rzeczy bazuje na statystyce) są przydatne w praktyce. Naukowcy, odkrywcy, sędziowie nie mogliby orzekać o wynikach własnych badań, odkryć, przemyśleń na temat winy lub niewinności. Jeśli „prawdziwy” pogląd poddaje się pod naporem wielu dowodów na jego fałszywość i ustępuje miejsca nowej prawdzie, to staje się ona podstawą działania ludzkości. Jednak powstaje pytanie, czy ludzie rzeczywiście posiadają nieograniczone możliwości poznawcze. Odpowiedź nie może być i nie jest jednoznaczna. W fizyce istnieje zasada nieoznaczoności (zwana także zasadą Heisenberg’a), mówi ona, że iloczyn dokładności z jaką można określić położenie pewnej cząstki (Dx) oraz dokładności z jaką można określić jej pęd (Dp), lub upraszczając – prędkość, jest nie mniejszy niż wartość stałej Planck’a podzielonej przez 4p. Jeśli zatem nasze urządzenia mogą z niewielkim marginesem błędu określić położenie cząstki, to margines błędu określenia jej prędkości z założenia musi być duży. (Schizofrenia złośliwie pyta: „A jeśli ta zasada jest nieprawdą?” J). W skali makro z pewnością istnieją odpowiedniki zasady nieoznaczoności. Nasuwa się wniosek, że nie da się odpowiedzieć na pytanie: „Jaka jest prawda”, albo spełnić żądanie: „Powiedz mi prawdę”. Można jedynie przybliżać i przybliżać, obiektywizować.
Otwarte pozostaje pytanie pierwotne. Wydaje się, że prawda, to złożona cecha bytu, możemy ją poznawać, odkrywając nowe składowe prawdy o bycie, budując lepsze narzędzia do oceny wartości tych składowych. Chociaż trudno się do tego przyznać, można jednak stwierdzić, że poznanie całej prawdy (jeśli możliwe) jest trudne – zawsze może się okazać, że prawda jest bardziej złożona niż nam się wydawało.
Poniższy esej pochodzi z książki A Devil's Chaplain: Reflections on Hope, Lies, Science, and Love (Phoenix 2003).
Uważam, że jest doskonały i dlatego postanowiłam umieścić go w mojej pracy.
Autor tekstu: Richard Dawkins
„Odrobina wiedzy jest rzeczą niebezpieczną. Nigdy nie wydawało mi się, by była to szczególnie głęboka lub mądra myśl [_1_], ale nabiera głębi w wyjątkowym przypadku, kiedy owa odrobina wiedzy zaczerpnięta jest z filozofii (jak to często bywa). Naukowiec, który ma czelność wypowiedzenia słowa na „p" ("prawda") narazi się najprawdopodobniej na pewien rodzaj filozoficznego wygwizdywania, które wygląda mniej więcej tak:
Absolutna prawda nie istnieje. Dajesz wyraz osobistej wierze, kiedy twierdzisz, że metoda naukowa, włącznie z matematyką i logiką, jest uprzywilejowaną drogą do prawdy. Inne kultury mogą wierzyć, że prawda znajduje się we wnętrznościach królika albo w majaczeniach proroka na wysokim słupie. To tylko twoja osobista wiara w naukę powoduje faworyzowanie twojego rodzaju prawdy.
Ten typ niedowarzonej filozofii paraduje pod nazwą kulturowego relatywizmu. Jest jednym z aspektów Modnych bzdur ujawnionych przez Alana Sokala i Jeana Bricmonta czy Wyższych przesądów Paula Grossa i Normana Levitta. Feministyczną wersję znakomicie odsłoniły Daphne Patai i Noretta Koertge, autorki książki Professing Feminism: Cautionary Tales from the Strange World of Women's Studies:
Studentki studiów feministycznych uczą się teraz, że logika jest narzędziem dominacji (...) standardowe normy i metody badania naukowego są seksistowskie, ponieważ są niezgodne z „kobiecymi sposobami zdobywania wiedzy" (...) Te „subiektywistyczne" kobiety widzą metody logiki, analizy i abstrakcji jako „obce terytorium należące do mężczyzn" i „cenią intuicję jako bezpieczniejsze i owocniejsze podejście do prawdy".
Jak mają naukowcy reagować na zarzuty, że nasza „wiara" w logikę i prawdę naukową jest tym właśnie — wiarą — nie zaś prawdą „uprzywilejowaną" (ukochane modne słowo) wobec alternatywnych prawd? Minimalistyczną odpowiedzią jest stwierdzenie, że nauka osiąga rezultaty. Tak pisałem o tym w Rzece genów:
Trudno o lepszy przykład hipokryty niż kulturowy relatywista na wysokości dziewięciu tysięcy metrów. (...) Jeżeli lecisz samolotem na międzynarodowy kongres antropologów albo krytyków literackich, masz duże szanse, by dolecieć, a nie roztrzaskać się w szczerym polu, właśnie dlatego, że całe mnóstwo wykształconych inżynierów z plemienia nazywającego się cywilizacją Zachodu zrobiło mnóstwo obliczeń, które im się zgodziły.
Nauka podbudowuje swoje roszczenia do prawdy spektakularną zdolnością do zmuszania materii i energii, by skakały przez obręcze na rozkaz, jak również do przewidywania co i kiedy się zdarzy.
Ale czy to, że imponuje nam zdolność dokładnego przewidywania wydarzeń; że imponuje nam zdolność wystrzelenia rakiety tak, by okrążyła Jupitera i dotarła do Saturna, czy przechwycenie teleskopu Hubble'a; że imponuje nam sama logika, czy jest to tylko nasze zachodnie, naukowe skrzywienie? No cóż, przyznajmy tu rację i zacznijmy myśleć socjologicznie, a także demokratycznie. Przypuśćmy, że zgadzamy się traktować prawdę naukową jako jedną prawdę wśród wielu i postawmy ją obok rywalizujących z nią zawodników: prawdy Triobriandczyków, prawdy Kikuju, prawdy Maori, prawdy Inuitów, prawdy Nawahów, prawdy Yanomamo, prawdy !Kung San, prawdy feministek, prawdy muzułmańskiej, prawdy hinduskiej. Lista jest nieskończona — i tutaj dotrzemy do wiele mówiącej obserwacji.
Teoretycznie ludzie mogą przenosić lojalność z jednej „prawdy" na każdą inną, jeśli uznają, że ma ona większą wartość. Na jakiej podstawie mogą to robić? Dlaczego ktoś miałby zamienić prawdę Kikuju na prawdę Nawahów? Takie zmiany oparte na wartościach są rzadkie. Z jednym zasadniczym wyjątkiem. Prawda naukowa jest jedynym członkiem tej listy, który regularnie przyciąga konwertytów swoją wyższością. Ludzie dochowują lojalności innym systemom wierzeń z jednej tylko przyczyny: wychowano ich w ten sposób i nie znają niczego lepszego. Kiedy ludzie mają dość szczęścia, by móc głosować nogami, lekarze i im podobni prosperują, podczas gdy szamani podupadają. Także ci, którzy nie chcą bądź nie mogą otrzymać naukowego wykształcenia, chętnie wybierają korzyści płynące z technologii rozwiniętej dzięki naukowemu wykształceniu innych. To prawda, że misjonarze z powodzeniem nawracali wielką liczbę ludzi w całym słabo rozwiniętym świecie. Odnosili sukcesy jednak nie z powodu zalet swojej religii, ale z powodu opartej na nauce technologii, za którą (co zrozumiałe, ale niesłuszne) otrzymywali kredyt.
Z pewnością chrześcijański Bóg musi być lepszy od naszego Juju, ponieważ przedstawiciele Chrystusa przyszli z karabinami, teleskopami, piłami łańcuchowymi, radiem, kalendarzem, który przepowiada zaćmienie słońca co do minuty, i lekarstwami, które działają.
Tak działa kulturowy relatywizm w praktyce. Inny typ wygwizdywaczy prawdy preferuje powoływanie się na Karla Poppera lub (co modniejsze) na Thomasa Kuhna: Absolutna prawda nie istnieje. Twoja prawda naukowa to zaledwie hipotezy, które jak dotąd opierały się falsyfikacji, a ich przeznaczeniem jest, by zastąpiły je inne hipotezy. W najgorszym wypadku, po następnej rewolucji naukowej, dzisiejsze „prawdy" będą wydawały się staroświeckie i absurdalne, jeśli nie fałszywe. Najlepsze, czego naukowcy mogą się spodziewać, to seria przybliżeń, które stopniowo zmniejszają błędy, ale nigdy ich nie wyeliminują.
Popperowskie wygwizdywanie wywodzi się częściowo z przypadkowego faktu, że filozofowie nauki tradycyjnie mają obsesję związaną z pewnym fragmentem historii nauki: porównaniem między teoriami ciążenia Newtona i Einsteina. To prawda, że prawo ciążenia Newtona okazało się przybliżeniem, wyjątkowym przypadkiem ogólnej formuły Einsteina. Jeśli tylko tyle wiesz z historii nauki, faktycznie możesz dojść do wniosku, że wszystkie oczywiste prawdy są tylko przybliżeniami, które zostaną zastąpione. W pewnym dość ciekawym sensie całą naszą percepcję zmysłową — „rzeczywiste" rzeczy, które „widzimy własnymi oczyma" — można uznać za niesfalsyfikowane „hipotezy" o świecie, narażone na zmianę. Jest to dobry sposób myślenia o złudzeniach, takich jak sześcian Neckera.
Płaski wzór atramentu na papierze zgodny jest z dwoma alternatywnymi „hipotezami" solidnej formy. Widzimy więc sześcian, który po kilku sekundach „przeskakuje" w inny sześcian, a potem przeskakuje z powrotem w pierwszy i tak dalej. Być może dane zmysłów zaledwie potwierdzają lub odrzucają umysłowe „hipotezy" o tym, co jest w rzeczywistym świecie.
No cóż, to bardzo ciekawa teoria; ciekawy jest również pogląd filozofów, że postęp w nauce dokonuje się przez potwierdzanie i odrzucanie; i ciekawa jest analogia między jednym a drugim. Ta linia rozumowania, że całe nasze postrzeganie to hipotet...