Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

www.student.e-tools.pl

 

Idealizm

W nieskończonej przestrzeni miliardy kul ognistych, wokół każdej koło tuzina mniejszych, oświetlonych, wewnątrz rozpalonych, na zewnątrz okrytych zastygłą, zimną skorupą, na której warstwą pleśni osiadły żywe, poznające istoty - oto prawda empiryczna, rzeczywistość, świat. Nie do pozazdroszczenia to jednak dla myślącej istoty sytuacja, kiedy stoi na jednej z owych licznych kul, swobodnie unoszących się w przestrzeni, i nie wie, skąd się bierze ani dokąd dąży, i jest tylko jedną z niezliczonych, podobnych do siebie istot, które cisną się, pędzą, dręczą, szybko powstają, szybko giną - i tak bez wytchnienia, przez wieczność bez początku ni końca; a przy tym nic trwałego prócz materii i wiecznego powrotu tych samych, najrozmaitszych form organicznych ustaloną, zaistniałą już drogą, ustalonym, zaistniałym kanałem. Wszystko, o czym potrafi pouczyć wiedza empiryczna, to tylko dokładniejsza znajomość charakteru tych procesów i reguł, co nimi rządzą.

I oto wreszcie filozofia nowożytna zdała sobie sprawę - przede wszystkim w osobach Berkeleya i Kanta - że wszystko to jest tylko fenomenem mózgu, obwarowanym tak wielkimi, licznymi i różnorodnymi warunkami subiektywnymi, że znika jego domniemana bezwzględna realność, a otwiera się miejsce dla zgoła innego ładu świata, który leży u podstaw owego fenomenu, tj. pozostaje w takim stosunku do niego, jak rzecz sama w sobie do zjawiska.

"Świat jest moim przedstawieniem" - jest to zdanie które uznać za prawdę musi każdy, tak jak pewniki Euklidesa, gdy tylko je pojmie, choć nie jest to zdanie, które każdy pojmie natychmiast, gdy je usłyszy. - Uświadomienie sobie tego twierdzenia i powiązanie go z zagadnieniem stosunku między myślą i rzeczywistością, czyli między światem w umyśle i światem poza nim - oto co obok problemu wolności moralnej cechuje filozofię nowożytną. Gdy bowiem przez tysiące lat próbowano swych sił wyłącznie na polu filozofii obiektywnej, dopiero potem odkryto, że wśród rozlicznych rzeczy, które czynią świat tak zagadkowym i wątpliwym, pierwsza i podstawowa polega na tym, iż niezależnie od niezmiernego ogromu i masywności, istnienie jego wisi na włosku, a jest nim każdorazowa świadomość, w której jest dany. Warunek ten, od którego bezapelacyjnie zależy istnienie świata, wyciska na nim swe piętno: mimo całej jego empirycznej realności świat staje się idealny, staje się zwykłym zjawiskiem, dzięki czemu trzeba w nim rozpoznać przynajmniej pod pewnym względem pokrewieństwo ze snem, ba, przynależność obu do tej samej klasy. Albowiem ta sama czynność mózgu, która wyczarowała we śnie świat w pełni obiektywny, naoczny, ba, namacalny, musi też mieć taki sam udział w ukazaniu obiektywnego świata na jawie. Oba światy mianowicie, choć różne co do swej materii, wyszły niewątpliwie z jednej formy. Formą tą jest umysł, czynność mózgu. (...)

Zgodnie z tym prawdziwą filozofią musi być w każdym wypadku idealizm; co więcej, filozofia musi nim być, aby była rzetelna. Nie ma bowiem nic bardziej pewnego niż to, że nikt nie przeskoczy sam siebie, by utożsamić się bezpośrednio z odrębnymi od siebie rzeczami; natomiast wszystko, o czym posiada wiedzę pewną, czyli bezpośrednią, leży w obrębie naszej świadomości. Poza nią nie ma zatem pewności bezpośredniej; taką zaś pewność powinny posiadać podstawowe zasady wszelkiej nauki. Inne dyscypliny stojące na stanowisku empiryzmu mają pełne prawo zakładać świat obiektywny jako po prostu dany; filozofii to nie dotyczy, gdyż ma docierać do źródeł i początków. Bezpośrednio dana jest wyłącznie świadomość, dlatego podstawa filozofii ogranicza się do faktów świadomości; jest więc z istoty swej idealistyczna.

Realizm, który pociąga prymitywne umysły tym, że na pozór opiera się na faktach, on właśnie wychodzi od zupełnie dowolnego założenia, a zatem jest zamkiem na lodzie, gdyż pomija lub odrzuca fakt najbardziej podstawowy - ten fakt, że wszystko co znamy tkwi w świadomości. Albowiem pogląd, że obiektywne istnienie rzeczy uwarunkowane jest przez coś, co je sobie przedstawia, i że skutkiem tego świat obiektywny istnieje tylko jako przedstawienie, nie jest bynajmniej hipotezą ani tym bardziej koniecznością lub zgoła paradoksem ukutym w ogniu dyskusji, lecz jest prawdą najpewniejszą i najprostszą, której poznanie utrudnia to tylko, że jest aż zbyt prosta, a nie każdy ma dość rozwagi, by od rzeczy cofnąć się do podstawowych elementów swej świadomości. Nie może być istnienia absolutnego, obiektywnego samego przez się; co więcej, jest ono nie do pomyślenia, gdyż zawsze i z samej swej istoty to, co obiektywne, istnieje w świadomości jakiegoś podmiotu, czyli jest jego przedstawieniem, a w konsekwencji jest przezeń uwarunkowane, a ponadto przez formy jego przedstawienia, które przynależą do podmiotu, nie do przedmiotu. Istnienie świata obiektywnego, gdyby nawet nie było żadnego podmiotu poznającego, wydaje się wprawdzie na pierwszy rzut oka sprawą oczywistą, gdyż można go sobie pomyśleć in abstracto i zawarta w tym sprzeczność wewnętrzna nie wychodzi przy tym na jaw. Ale kiedy chce się zrealizować tę abstrakcyjną myśl, tzn. sprowadzić ją do przedstawień naocznych, a tylko im może ona (jak każda abstrakcja) zawdzięczać swą treść i prawdziwość, czyli gdy próbujemy wyobrazić sobie świat obiektywny bez poznającego podmiotu, wówczas uświadamiamy sobie, że osiągnęliśmy wynik odwrotny od zamierzonego, a mianowicie, że wyobraziliśmy sobie tylko coś, co zachodzi w poznającym umyśle, kiedy ogląda on obiektywny świat, czyli właśnie to, czego chcieliśmy uniknąć. Ten naoczny i realny świat jest bowiem niewątpliwie tylko fenomenem mózgu; dlatego w założeniu, jakoby miał on istnieć także sam w sobie, niezależnie od czyjegokolwiek mózgu, tkwi sprzeczność. (...)

Mimo wszystko, co można powiedzieć, nic nie wywołuje tak ustawicznie tylu nieporozumień jak idealizm interpretowany jako odmówienie światu zewnętrznemu realności empirycznej. (...)

Idealizm prawdziwy nie jest empiryczny, lecz transcendentalny. Nie kwestionuje empirycznej realności świata, obstaje jednak przy tym, że wszelki przedmiot, czyli każda rzeczywistość empiryczna w ogóle, jest przez podmiot dwojako uwarunkowany: po pierwsze, materialnie, jako przedmiot w ogóle, gdyż byt przedmiotowy jest do pomyślenia tylko wobec podmiotu i jako jego przedstawienie; po wtóre, formalnie, gdyż sposób istnienia przedmiotu, tj. sposób jego przedstawienia (przestrzeń, czas, przyczynowość) wywodzi się z podmiotu, jest w nim predysponowany. Do prostego idealizmu Berkeleya, który dotyczy przedmiotu w ogóle, dołącza się więc idealizm Kanta, który dotyczy danego szczególnie sposobu istnienia przedmiotu. Wykazuje on, że cały świat materialny, wszystkie ciała, które rozciągają się w przestrzeni i za pośrednictwem czasu wchodzą w związki przyczynowe oraz wszystko, co z tym związane - że to wszystko nie istnieje niezależnie od naszego umysłu, lecz ma swe przesłanki w czynnościach naszego mózgu i że właśnie taki, obiektywny porządek rzeczy możliwy jest tylko za ich pośrednictwem i w nich, gdyż czas, przestrzeń i przyczynowość, na których opierają się wszystkie te realne i obiektywne zdarzenia, nie są same niczym innym niż tylko funkcją mózgu, i że wobec tego ów niezmienny porządek rzeczy, który stanowi kryterium i jest nicią przewodnią ich empirycznej realności, sam bierze się z mózgu dopiero i z niego czerpie całą swą wiarygodność. (...)

Z całego tego wykładu wynika niezbicie i wyraźnie, że po prostu nieosiągalne jest uchwycenie samej istoty rzeczy za pomocą zwykłego poznania i przedstawienia, gdyż dociera ono do rzeczy zawsze od zewnątrz i dlatego zawsze musi pozostać na zewnątrz. Cel ów moglibyśmy wtedy tylko osiągnąć, gdybyśmy my sami znaleźli się wewnątrz rzeczy, dzięki czemu poznalibyśmy je bezpośrednio. (...)

Z drugiej strony subiektywny punkt wyjścia "świat jest moim przedstawieniem" też jest nieścisły; po części dlatego, że jest jednostronny, gdyż świat jest przecież ponadto czymś więcej jeszcze (mianowicie rzeczą samą w sobie, wolą), co więcej, przedstawieniem jest on do pewnego stopnia akcydentalnie; po części zaś dlatego, że wyraża tylko uwarunkowanie przedmiotu przez podmiot - nie mówiąc zarazem, że i podmiot jako taki jest uwarunkowany przez przedmiot. Równie błędna jest bowiem teza zdroworozsądkowa, że "świat istniałby nawet wtedy, gdyby nie było żadnego podmiotu", jak teza, że "podmiot poznawałby przecież, nawet gdyby nie miał żadnego przedmiotu, tj. żadnego przedstawienia". Świadomość bez przedmiotu nie jest w ogóle świadomością. Dla podmiotu myślącego przedmiotem są pojęcia, dla podmiotu naoczności zmysłowej - przedmioty, których jakość odpowiada jego organizacji. Jeśli pozbawimy podmiot wszystkich bliższych określeń i form jego poznania, to znikną też wszystkie właściwości przedmiotu i nie pozostanie nic poza materią bez formy i jakości, która tak samo nie pojawia się w doświadczeniu, jak podmiot pozbawiony form poznania, lecz stoi przed nagim podmiotem jako jego odbicie, które zniknąć może tylko razem z nim. Jeśli więc materializm łudzi się, że nie postuluje niczego poza taką materią, np. poza atomami, to jednak przydaje do niej nieświadomie nie tylko podmiot, lecz także przestrzeń, czas i przyczynowość, które polegają na szczególnych określeniach podmiotu.

Świat jako przedstawienie, świat obiektywny ma zatem niejako dwa bieguny; mianowicie po prostu podmiot poznający, bez form jego poznania, oraz nagą materię bez formy i jakości. Jedno i drugie jest całkowicie niepoznawalne: podmiot, gdyż jest tym, co poznaje; materia, gdyż nie można jej ujrzeć bez formy i jakości. Mimo to są podstawowym warunkiem wszelkiej empirycznej naoczności. Tak więc naprzeciw surowej, bezkształtnej, martwej zupełnie (tj. pozbawionej woli) materii, nie danej w żadnym doświadczeniu, ale w każdym założonej, stoi jako jej czyste przeciwstawienie podmiot poznający jedynie jako taki, który jest też przesłanką wszelkiego doświadczenia. Ten podmiot nie leży w czasie, gdyż czas jest dopiero bliżej określoną formą wszelkich jego przedstawień; stosownie do tego materia, która stoi naprzeciwko, jest wieczna, nieprzemijająca, trwa po wsze czasy, ale właściwie nie jest nawet rozciągła, gdyż rozciągłość nadaje kształt, a więc materia jest nieprzestrzenna. Wszystko inne stale powstaje i ginie, podczas gdy tych dwoje stanowią nieruchome bieguny świata jako przedstawienia. Można zatem potraktować trwałość materii jako odbicie ponadczasowości czystego podmiotu, który jest jedynie warunkiem wszelkiego przedmiotu. Obydwa przynależą do zjawiska, a nie do rzeczy samej w sobie; są jednak kośćcem zjawiska. Obydwa odkryć można tylko za pomocą abstrakcji; nie są one dane bezpośrednio w czystej postaci ani same w sobie.

Główny błąd wszystkich systemów polega na przeoczeniu tej oto prawdy, że umysł i materia są korelatami, tj. że istnieją tylko dla siebie nawzajem, razem trwają i razem giną; jedno jest tylko odbiciem drugiego, ba, są właściwie jednym i tym samym, rozpatrywanym z dwóch stron, przy czym - antycypując dalsze wywody - owo jedno jest przejawem woli, czyli rzeczy samej w sobie, a zatem, że oba są wtórne; dlatego źródła świata nie należy szukać w żadnym z nich. Ale wszystkie systemy (bodaj z wyjątkiem spinozyzmu) to właśnie przeoczały i szukały w jednym z nich źródła wszystkich rzeczy. (...)

Natomiast u mnie materia i umysł są nierozdzielnymi korelatami, istnieją tylko dla siebie i dlatego tylko względnie; materia jest przedstawieniem w umyśle, umysł jest czymś, w czego przedstawieniu wyłącznie istnieje materia. Obydwa razem składają się na świat jako przedstawienie, który jest kantowskim zjawiskiem, czyli czymś wtórnym. Pierwotne jest to, co się pojawia, rzecz sama w sobie, którą później poznamy jako wolę. Ta rzecz sama w sobie nie jest to ani coś, co sobie przedstawia, ani coś, co zostaje przedstawione, lecz różni się całkowicie od swego sposobu pojawiania się. (...)

Źródło: Arthur Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie, t. II, tłum. J. Garewicz, Warszawa 1995

 

...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl