Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
Piękna i Bestia, podobnie jak każda baśń opowiadana i powtarzana przez wieki, za pośrednictwem przykuwającej historii przekazuje głęboką duchową prawdę. Prawdy duchowe trudno zrozumieć, jeszcze trudniej wprowadzić w życie, często bowiem podważają aktualny system wartości. A zatem skłonni jesteśmy interpretować baśń w sposób podkreślający jej tło kulturowe. Tym samym niejednokrotnie wymyka nam się jej głębsze znaczenie. Do lekcji duchowej zawartej w Pięknej i Bestii wrócimy za chwilę; najpierw powinniśmy przyjrzeć się przekonaniu, które ta baśń pozornie podkreśla — uwarunkowanej kulturowo wierze, iż kobieta może zmienić mężczyznę, jeśli dostatecznie go kocha.
Owo przekonanie, tak silne, tak wszechobecne, przenika do głębi zarówno naszą indywidualną, jak i zbiorową psyche. Wszystko, co mówimy i robimy, skrycie odzwierciedla założenie, że siłą naszej miłości potrafimy zmienić kogoś na lepsze, że dla kobiety jest to wręcz obowiązek. Kiedy osoba, na której nam zależy, nie zachowuje się czy nie czuje tak, jak byśmy sobie życzyły, zaczynamy się miotać w poszukiwaniu sposobów za zmianę jej zachowania lub nastroju, zazwyczaj wspierane przez innych, którzy udzielają stosownych rad i zachęty w naszych wysiłkach („A czy próbowałaś...?). Im więcej sugestii, tym bardziej bywają sprzeczne, lecz niewielu przyjaciół i krewnych potrafi się powstrzymać. Każdy chce udzielać pomocy. Do boju ruszają nawet środki masowego przekazu, nie tylko odzwierciedlając ów system przekonań, lecz także, przez swój ogromny wpływ, podkreślając go i uwieczniając; i to właśnie kobiety mają wykonać całą pracę. Przykładowo, czasopisma kobiece, jak również wiele innych publikacji „dla każdego", bez przerwy doradzają, „jak pomóc twemu mężczyźnie stać się...", podczas gdy w czasopismach przeznaczonych dla mężczyzn próżno by szukać artykułów o tym „jak pomóc twojej kobiecie stać się...".
My, kobiety, kupujemy owe czasopisma i staramy się postępować zgodnie ze wskazówkami, mając nadzieję, że pomożemy mężczyźnie naszego życia stać się takim, jakiego chcemy albo potrzebujemy.
Dlaczego tak silnie przemawia do nas idea przemienienia kogoś nieszczęśliwego, chorego lub zupełnie okropnego w idealnego partnera? Czemu to taka nęcąca, tak trwała koncepcja?
Wielu osobom odpowiedź wyda się oczywista: etyka judeochrześ-cijańska zawiera nakaz pomocy ludziom, których spotkał gorszy los. Uczy się nas, abyśmy na cudze kłopoty odpowiadali wyrozumiałością
i współczuciem. Nie osądzać, lecz pomagać: oto nasza moralna powinność.
Niestety, owe szlachetne motywy bynajmniej nie tłumaczą do końca, czemu miliony kobiet wybiera na partnera mężczyznę okrutnego, obojętnego, agresywnego, emocjonalnie niedostępnego, uzależnionego czy też z innych przyczyn nie/dolnego do miłości i uwagi. Kobiety, które kochają za bardzo, robią lo popychane przemożną potrzebą panowania nad najbliższymi. Owa potrzeba rodzi się w dzieciństwie, a powodują ją częstokroć przeżywane wówczas silne emocje: strach, gniew, nieznośne napięcie, poczucie winy, wstyd, litość nad sobą i innymi. Dziewczynka dorastająca w takim oloc/cniu doznaje tak silnych urazów, iż nie potrafi normalnie funkcjonować, chyba że znajdzie i udoskonali sposób, by się chronić. Narzędziami samoobrony zwykle bywają: silny mechanizm obronny, negacja, a także równie silna podświadoma motywacja, panowanie. Wszyscy przez całe życie podświadomie stosujemy mechanizmy obronne takie jak negacja czasami w odniesieniu do drobiazgów, czasem do spraw i wydarzeń bardzo istotnych. Inaczej bowiem musieliśmy stawić czoło faktom -- temu, kim jesteśmy, co myślimy i odczuwamy -- nie pasującym do wyidealizowanego obrazu nas samych i naszej sytuacji. Mechanizm negacji szczególnie pomaga zignorować informacje, których nie chcemy przyjąć do wiadomości. Przykładowo, ignorując (negując) dojrzałość dziecka, tym samym unikamy uczuć związanych z opuszczeniem przez nie domu. Albo też nie widząc i nie czując, czyli negując wzrost wagi, pomimo świadectwa luster i ciasnego ubrania, możemy nadal bez opamiętania pochłaniać ulubione potrawy.
Negację można określić jako niechęć do odbioru rzeczywistości na dwóch poziomach: na poziomie tego, co akurat się dzieje, i na poziomie uczuć. Spójrzmy, jak negacja przygotowuje dziewczynkę do późniejszej roli kobiety, która kocha za bardzo. Na przykład, jedno z rodziców rzadko bywa wieczorami w domu, bo ma romans. Dziewczynka mówi sobie — albo też mówią jej inni członkowie rodziny — że „tatuś jest bardzo zapracowany", i tym samym neguje fakt, iż rodzice mają jakieś problemy lub też dzieje się coś nienormalnego. Taka reakcja pomaga jej odsunąć lęk o trwałość rodziny i własne szczęście. Co więcej „zapracowany tatuś" budzi raczej współczucie — gdyby dziewczynka stanęła oko w oko z rzeczywistością, odczuwałaby gniew i wstyd. A zatem neguje zarówno rzeczywistość, jak i własne uczucia wobec tejże, stwarza iluzję, z którą łatwiej jej żyć. Z upływem czasu coraz
124
125
...