Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
Sylvie Kurtz
Lustrzane odbicie
PROLOG
Brooke obserwowała rodziców, stojących nad brzegiem
jeziora, zadowolona, Ŝe brudne okno poddasza tłumi odgłosy
kłótni. Ojciec wymachiwał ramionami niczym wiatrak, a
matka patrzyła na niego z zaciętym wyrazem twarzy. Brooke
nie znosiła takich sytuacji. I teraz poczuła znajomy skurcz
Ŝołądka, a łzy - kap, kap - popłynęły jej po twarzy.
- Nie płacz, Brookie. To zaczarowane miejsce! Tutaj nie
wolno płakać.
Dziewczynka z trudem przełknęła ślinę i rozmazując łzy
na policzkach, odwróciła się do siostry.
- Boję się! - jęknęła.
- To nic. Zaopiekuję się tobą - zapewniła ją Alyssa. -
Zawsze będę przy tobie.
Chwyciła nieheblowaną belkę, chcąc się przysunąć do
siostry, i w tym momencie wbiła sobie drzazgę za paznokieć.
- Aj! - krzyknęła.
Brooke poczuła gwałtowny ból i włoŜyła kciuk do buzi.
Wkrótce jednak zorientowała się. Ŝe nic jej się nic stało i
spojrzała na siostrę.
- PokaŜ - powiedziała, sięgając po dłoń Alyssy.
Dziewczynka zaciskała zęby z bólu, a w jej oczach
pojawiły się łzy. Wkrótce zaczęła pochlipywać. Brooke
próbowała usunąć drzazgę palcami, ale bez powodzenia.
Wzięła więc kciuk siostry w usta i. niczym szczeniak,
wyciągnęła zębami uprzykrzony kawałek drewna. Alyssa
rozpłakała się na dobre.
śeby ją uspokoić. Brooke rzuciła drzazgę na betonową
podłogę i mocno przydepnęła.
- No, juŜ po bólu. Ja teŜ się będę tobą opiekować, Aly -
zapewniła z zapałem.
Siostry przytuliły się do siebie, czując, Ŝe są sobie bliskie
jak nigdy dotąd. Słońce zachodziło krwawo nad ciemnymi
wodami jeziora. Rodzice w dalszym ciągu się kłócili, zupełnie
obojętni na piękno natury.
- Tak, zawsze - szepnęła Alyssa i, mruŜąc oczy, wyjrzała
za okno.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Po dwudziestu czterech latach Brooke Snowden odnalazła
siostrę tylko po to, Ŝeby ją zaraz utracić. Nie tak wyobraŜała
sobie ich pierwsze spotkanie. Zabrakło radosnych okrzyków,
uścisków i serdecznych rozmów. Była tylko cisza i bezruch,
panujące w sterylnej bieli szpitala. Brooke patrzyła z
przeraŜeniem, czując, Ŝe dłuŜej nie zniesie milczenia.
- Alysso - szepnęła dramatycznie.
Jednak siostra nawet się nie poruszyła. Jej włosy,
ostrzyŜone przy samej skórze, były prawie niewidoczne spod
bandaŜy. Ślady opalenizny szybko zniknęły z twarzy, skóra na
policzkach była blada i napięta jak pergamin. Jedno ramię
niemal całe znajdowało się w gipsie, a do drugiego przez
wenflon podłączono kroplówkę. Ale najgorzej wyglądała
podrapana i posiniaczona twarz Alyssy. Patrząc na nią,
Brooke miała wraŜenie, jakby przeglądała się w starym
potłuczonym lustrze.
Sięgnęła po wolną dłoń siostry i zacisnęła wokół niej
palce. Nic poczuła jednak dawnego ciepła. ChociaŜ po chwili
udało jej się wyczuć delikatny puls, który wskazywał, Ŝe
Alyssa Ŝyje.
Stan śpiączki, Brooke przypomniała sobie słowa lekarza.
Jaka szkoda, Ŝe nie mogą teraz porozmawiać. PrzecieŜ kiedyś
Alyssa była najbliŜszą jej osobą! Czy to moŜliwe, Ŝe juŜ nigdy
nie będzie mogła niczego jej wyjaśnić?! Brooke czuła na
barkach cięŜar tych dwudziestu czterech lat. Mocniej ścisnęła
dłoń siostry.
- Czy pamiętasz...? - zaczęła, ale natychmiast zamilkła.
Pragnęła nadrobić stracony czas. Chciała znowu być najlepszą
przyjaciółką i powiernicą Alyssy.
- Nie wiedziałam nawet, Ŝe w ogóle Ŝyjesz - wyznała po
krótkiej przerwie. - Mama powiedziała, Ŝe zginęłaś w
wypadku razem z ojcem. Gdybym tylko przypuszczała...
Pochyliła się, Ŝeby uściskać bezwładną siostrę, ale
powstrzyma! ją widok plątaniny kabli, którymi podłączono
Alyssę do szpitalnej aparatury. Brooke tylko westchnęła i
wstała z niewygodnego krzesełka. Jeszcze raz zerknęła na
siostrę, a potem podeszła do okna, przez które do pokoju
wlewał się słoneczny blask. W dole rozpościerały się ulice
Bostonu, ale Brooke nie dbała o widoki. ZaleŜało jej
wyłącznie na siostrze.
- Mama nigdy by mi o tym nic powiedziała, gdyby nie ten
atak serca - ciągnęła, zdając sobie sprawę z lego, Ŝe siostra nie
moŜe jej słyszeć. To miała być bardziej spowiedź niŜ
rozmowa. - Nagle poczuła, Ŝe moŜe umrzeć i powinna mieć
czyste sumienie.
Zamknęła oczy, przypominając sobie scenę w karetce.
Matka z trudem oddychała, ale w drodze do szpitala
poinformowała ją o wszystkim urywanymi zdaniami. To było
straszne przeŜycie. Brooke musiała zachować spokój, chociaŜ
chciało jej się wyć z wściekłości.
- Nie bój się, nic jej nie jest - mówiła dalej do
nieprzytomnej siostry. - Odpoczywa teraz w przyszpitalnym
domu opieki w San Diego. Musi tylko unikać wysiłku...
Brooke odwróciła się od okna i przetarła oczy. Przez
moment wydawało jej się, Ŝe siostra się poruszyła, ale była to
tylko gra światła na pościeli. Pokiwała głową i podeszła do
łóŜka. Jej tenisówki zaskrzypiały niemile w zetknięciu ze
szpitalną terakotą, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Próbowałam się z tobą skontaktować, gdy tylko się o
wszystkim dowiedziałam - ciągnęła, czując, Ŝe nie jest w
stanie przerwać potoku mowy - ale... było juŜ za późno.
Mówiono mi, Ŝe to nie ma sensu, jednak musiałam się z tobą
zobaczyć.
„Będziemy się sobą opiekować" - te słowa wciąŜ
dźwięczały jej w głowie. Brooke czuła się beznadziejnie.
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl hannaeva.xlx.pl
Lustrzane odbicie
PROLOG
Brooke obserwowała rodziców, stojących nad brzegiem
jeziora, zadowolona, Ŝe brudne okno poddasza tłumi odgłosy
kłótni. Ojciec wymachiwał ramionami niczym wiatrak, a
matka patrzyła na niego z zaciętym wyrazem twarzy. Brooke
nie znosiła takich sytuacji. I teraz poczuła znajomy skurcz
Ŝołądka, a łzy - kap, kap - popłynęły jej po twarzy.
- Nie płacz, Brookie. To zaczarowane miejsce! Tutaj nie
wolno płakać.
Dziewczynka z trudem przełknęła ślinę i rozmazując łzy
na policzkach, odwróciła się do siostry.
- Boję się! - jęknęła.
- To nic. Zaopiekuję się tobą - zapewniła ją Alyssa. -
Zawsze będę przy tobie.
Chwyciła nieheblowaną belkę, chcąc się przysunąć do
siostry, i w tym momencie wbiła sobie drzazgę za paznokieć.
- Aj! - krzyknęła.
Brooke poczuła gwałtowny ból i włoŜyła kciuk do buzi.
Wkrótce jednak zorientowała się. Ŝe nic jej się nic stało i
spojrzała na siostrę.
- PokaŜ - powiedziała, sięgając po dłoń Alyssy.
Dziewczynka zaciskała zęby z bólu, a w jej oczach
pojawiły się łzy. Wkrótce zaczęła pochlipywać. Brooke
próbowała usunąć drzazgę palcami, ale bez powodzenia.
Wzięła więc kciuk siostry w usta i. niczym szczeniak,
wyciągnęła zębami uprzykrzony kawałek drewna. Alyssa
rozpłakała się na dobre.
śeby ją uspokoić. Brooke rzuciła drzazgę na betonową
podłogę i mocno przydepnęła.
- No, juŜ po bólu. Ja teŜ się będę tobą opiekować, Aly -
zapewniła z zapałem.
Siostry przytuliły się do siebie, czując, Ŝe są sobie bliskie
jak nigdy dotąd. Słońce zachodziło krwawo nad ciemnymi
wodami jeziora. Rodzice w dalszym ciągu się kłócili, zupełnie
obojętni na piękno natury.
- Tak, zawsze - szepnęła Alyssa i, mruŜąc oczy, wyjrzała
za okno.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Po dwudziestu czterech latach Brooke Snowden odnalazła
siostrę tylko po to, Ŝeby ją zaraz utracić. Nie tak wyobraŜała
sobie ich pierwsze spotkanie. Zabrakło radosnych okrzyków,
uścisków i serdecznych rozmów. Była tylko cisza i bezruch,
panujące w sterylnej bieli szpitala. Brooke patrzyła z
przeraŜeniem, czując, Ŝe dłuŜej nie zniesie milczenia.
- Alysso - szepnęła dramatycznie.
Jednak siostra nawet się nie poruszyła. Jej włosy,
ostrzyŜone przy samej skórze, były prawie niewidoczne spod
bandaŜy. Ślady opalenizny szybko zniknęły z twarzy, skóra na
policzkach była blada i napięta jak pergamin. Jedno ramię
niemal całe znajdowało się w gipsie, a do drugiego przez
wenflon podłączono kroplówkę. Ale najgorzej wyglądała
podrapana i posiniaczona twarz Alyssy. Patrząc na nią,
Brooke miała wraŜenie, jakby przeglądała się w starym
potłuczonym lustrze.
Sięgnęła po wolną dłoń siostry i zacisnęła wokół niej
palce. Nic poczuła jednak dawnego ciepła. ChociaŜ po chwili
udało jej się wyczuć delikatny puls, który wskazywał, Ŝe
Alyssa Ŝyje.
Stan śpiączki, Brooke przypomniała sobie słowa lekarza.
Jaka szkoda, Ŝe nie mogą teraz porozmawiać. PrzecieŜ kiedyś
Alyssa była najbliŜszą jej osobą! Czy to moŜliwe, Ŝe juŜ nigdy
nie będzie mogła niczego jej wyjaśnić?! Brooke czuła na
barkach cięŜar tych dwudziestu czterech lat. Mocniej ścisnęła
dłoń siostry.
- Czy pamiętasz...? - zaczęła, ale natychmiast zamilkła.
Pragnęła nadrobić stracony czas. Chciała znowu być najlepszą
przyjaciółką i powiernicą Alyssy.
- Nie wiedziałam nawet, Ŝe w ogóle Ŝyjesz - wyznała po
krótkiej przerwie. - Mama powiedziała, Ŝe zginęłaś w
wypadku razem z ojcem. Gdybym tylko przypuszczała...
Pochyliła się, Ŝeby uściskać bezwładną siostrę, ale
powstrzyma! ją widok plątaniny kabli, którymi podłączono
Alyssę do szpitalnej aparatury. Brooke tylko westchnęła i
wstała z niewygodnego krzesełka. Jeszcze raz zerknęła na
siostrę, a potem podeszła do okna, przez które do pokoju
wlewał się słoneczny blask. W dole rozpościerały się ulice
Bostonu, ale Brooke nie dbała o widoki. ZaleŜało jej
wyłącznie na siostrze.
- Mama nigdy by mi o tym nic powiedziała, gdyby nie ten
atak serca - ciągnęła, zdając sobie sprawę z lego, Ŝe siostra nie
moŜe jej słyszeć. To miała być bardziej spowiedź niŜ
rozmowa. - Nagle poczuła, Ŝe moŜe umrzeć i powinna mieć
czyste sumienie.
Zamknęła oczy, przypominając sobie scenę w karetce.
Matka z trudem oddychała, ale w drodze do szpitala
poinformowała ją o wszystkim urywanymi zdaniami. To było
straszne przeŜycie. Brooke musiała zachować spokój, chociaŜ
chciało jej się wyć z wściekłości.
- Nie bój się, nic jej nie jest - mówiła dalej do
nieprzytomnej siostry. - Odpoczywa teraz w przyszpitalnym
domu opieki w San Diego. Musi tylko unikać wysiłku...
Brooke odwróciła się od okna i przetarła oczy. Przez
moment wydawało jej się, Ŝe siostra się poruszyła, ale była to
tylko gra światła na pościeli. Pokiwała głową i podeszła do
łóŜka. Jej tenisówki zaskrzypiały niemile w zetknięciu ze
szpitalną terakotą, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Próbowałam się z tobą skontaktować, gdy tylko się o
wszystkim dowiedziałam - ciągnęła, czując, Ŝe nie jest w
stanie przerwać potoku mowy - ale... było juŜ za późno.
Mówiono mi, Ŝe to nie ma sensu, jednak musiałam się z tobą
zobaczyć.
„Będziemy się sobą opiekować" - te słowa wciąŜ
dźwięczały jej w głowie. Brooke czuła się beznadziejnie.