Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

W takim stanie Brenda nie mogła zająć się sobą, podjąć mądrych decyzji, naprawdę żyć własnym życiem. Żyła jedzeniem i w gruncie rzeczy nie pragnęła innego losu. Jakkolwiek rozpaczliwą prowadziła walkę, by zapanować nad swym narkotykiem, taka walka mniej ją przerażała aniżeli zmagania z samą sobą, z rodziną, z mężem. Chociaż wyznaczyła sztywne granice tego, co może, a czego nie może jeść, nie wyznaczyła takich granic wobec tego, co inni ludzie mogą jej zrobić czy powiedzieć. Chcąc wyzdrowieć, musiała określić punkt, w którym kończy się drugi człowiek, a zaczyna ona sama, osoba niezależna. Musiała też nauczyć się złościć na innych, nie zaś, tak jak zawsze dotąd, wyłącznie na siebie.

W A.Ż. Brenda po raz pierwszy od wielu, wielu lat była szczera. Po cóż bowiem kłamać ludziom, którzy rozumieją i akceptują, kim jest i co robi? Nagrodą za szczerość stała się właśnie akceptacja, z kolei uzdrawiająca moc akceptacji pozwoliła Brendzie wynieść szczerość w szerszy krąg rodziny, przyjaciół, wreszcie ewentualnych partnerów.

Dzięki Al-Anon pojęła, skąd brały się jej problemy w domu rodzinnym, zrozumiała też zarówno zachowanie rodziców, jak i wpływ, który ich choroba wywarła na nią samą. Nauczyła się także odnosić do ojca i matki w zdrowszy sposób.

Zaraz po rozwodzie Rudy ponownie się ożenił, chociaż jeszcze w przeddzień ślubu zarzekał się przez telefon, że naprawdę pragnie tylko Brendy. Właśnie ta rozmowa jasno ukazała, iż były mąż nie potrafi uszanować żadnego związku, że zawsze będzie się starał uciekać. Podobnie jak ojciec Brendy, dobrze czuł się jedynie w roli „wolnego ptaka", tyle że chciał mieć również żonę i dom.

Brenda wkrótce zdała sobie też sprawę, iż musi zachować duży dystans — w sensie zarówno geograficznym, jak i emocjonalnym — do swojej rodziny. Dwukrotne odwiedziny w domu, które chwilowo uaktywniły syndrom obżarstwa i wymuszanych wymiotów, przekona­ły ją, że jeszcze nie może przebywać z rodzicami, nie uciekając się do dawnych sposobów rozładowania napięcia.

Głównym celem w życiu stało się dla Brendy zdrowie, choć nadal ją zdumiewa, jakie to trudne wyzwanie i jak wiele jeszcze musi się nauczyć. Wypełnianie życia przyjemną pracą, jak również nowymi przyjaciółmi i zainteresowaniami, przebiegało bardzo powoli, krok po kroku. Ponieważ mało wiedziała o szczęściu, spokoju i pogodzie ducha, musiała bardzo starannie unikać stwarzania problemów, które by jej pozwoliły z powrotem wpaść w dawne, znajome szaleństwo.

Brenda nadal bierze udział w spotkaniach A.Ż., Al-Anon, a także sesjach terapeutycznych, jeżeli odczuwa taką potrzebę. Nie jest już ani taka chuda, ani taka gruba jak dawniej. — Jestem normalna! — śmieje się sama z siebie wiedząc, że nigdy nie będzie. Od tej choroby zapewne nie uwolni się do końca życia, musi się z nią liczyć, jakkolwiek zdołała się wyrwać z zaklętego kręgu zagrażającego zdrowiu i równowadze umysłu.

„Normalność" jest jeszcze bardzo krucha. Upłynie wiele czasu, zanim nowe, zdrowe życie stanie się czymś naturalnym, nie zaś wymuszonym. Brenda, być może, znów zacznie uciekać przed sobą i własnymi uczuciami, stosując dawne metody — obżarstwo, obsesję na punkcie nienormalnego związku. Dobrze o tym wie, dlatego też bardzo ostrożnie postępuje teraz z mężczyznami. Na przykład, nigdy się nie umawia na randkę, jeśliby miała przez to opuścić spotkanie A.Ż. czy Al-Anon. Powrót do zdrowia jest dla niej bardzo cenny i nie zamierza ryzykować. Brenda mówi: — Skończyłam z sekretami, bo właśnie przez sekrety się rozchorowałam. Teraz, kiedy spotykam jakiegoś obiecującego pana, zawsze mu mówię o swojej chorobie i o tym, jak ważne są dla mnie oba programy A. Jeżeli prawda za bardzo go przytłacza albo jest dla niego niezrozumiała, to jego problem, nie mój. Już nie wywracam się na lewę stronę dla mężczyzny. Dzisiaj mam inne cele. Przede wszyskim muszę wyzdrowieć. W prze­ciwnym razie nie mogę nic nikomu dać.

168

...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl