Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

trzebę takiego wzoru współżycia ilustruje ostatni partner, alkoholik w ostatnim stadium choroby, bliski stereotypu rynsztokowego pijani-cy. A jednak Celeste, bystra, wyrafinowana, wykształcona, bywała w świecie, nie dostrzegła, jaki to nienormalny, chory układ. Negacja własnych uczuć oraz spostrzeżeń, a także chęć panowania nad mężczyzną i związkiem przeważyły nad inteligencją. Ażeby wrócić do zdrowia, Celeste musiała skończyć z intelektualną analizą samej siebie oraz własnego życia i wreszcie doznać dojmującego cierpienia, które warzyszyło jej nieustannej, ogromnej izolacji. Liczne, niecodzienne doświadczenia seksualne były możliwe tylko dlatego, że odczuwała tak słabą więź z innymi istotami ludzkimi i z własnym ciałem. Szalony seks w gruncie rzeczy pozwalał jej unikać prawdziwej zażyłości. Drama­tyzm i podniecenie zastąpiły groźną, przytłaczającą bliskość. Powrót do zdrowia wymagał, aby Celeste wsłuchała się w siebie, nie roz­praszała uwagi mężczyznami i odczuwała własne emocje, włącznie z bolesnym poczuciem wyobcowania. Wymagał też, by dążenie do zmiany poparły inne osoby, które rozumieją jej zachowanie i uczucia. Celeste, chcą wyzdrowieć, musi się nauczyć właściwego stosunku i zaufania zarówno wobec siebie, jak i wobec innych kobiet.

Zanim zdoła wejść w zdrowy związek z mężczyzną, musi zbudować takowy sama ze sobą; na tym polu czeka ją jeszcze wiele pracy. Wszystkie dotychczasowe spotkania z mężczyznami w gruncie rzeczy odzwierciedlały jedynie jej gniew, zamęt i bunt, próby zapanowania nad partnerem były też próbą stłumienia wewnętrznych sił oraz uczuć, które nią kierowały. Celeste pracuje nad sobą i w miarę jak zyska większą równowagę, poprawią się także stosunki z innymi. Dopóki nie nauczy się miłości i zaufania do samej siebie, nie zdoła ani ofiarować ich mężczyźnie, ani ich zaznać od niego.

Wiele kobiet popełnia ów błąd: szuka mężczyzny, aby z nim zbu­dować związek, nie zbudowawszy najpierw takiego ze sobą. Pędzą od mężczyzny do mężczyzny, usiłując odnaleźć to, czego im samym brakuje. Poszukiwania tymczasem muszą się zacząć u źródeł, we własnym wnętrzu. Nikt i nigdy nie będzie nas kochał tak, byśmy zaznały spełnienia, dopóki nie kochamy same siebie, bo kiedy wewnęt­rznie puste ruszamy szukać miłości, możemy znaleźć jedynie pustkę. Nasze życie odzwierciedla to, co się kryje głęboko w nas samych: przekonanie o własnej wartości, prawo do szczęścia, to, na co w życiu zasługujemy. Kiedy się zmieniają owe przekonania, zmienia się samo życie.

Janice: tr/ydzieści osiem lat; mężatka, matka trzech nastoletnich synów

Czasem kiedy człowiek ze wszystkich sił stara się zachować pozory, praktycznie nie potrafi pokazać nikomu, co naprawdę z nim się dzieje. Sam siebie nie zna. Całymi latami ukrywałam sytuację domową, grałam przed wszystkimi. Jeszcze w szkole zaczęłam brać na siebie przeróżne obowiązki, kandydować na różne stanowiska, przejmować odpowiedzialność. Chwilami mi się wydaje, że w szkole średniej mogłabym zostać do końca życia. Tam odnosiłam sukcesy. Byłam królową balu absolwentów, kapitanem drużyny gimnastycznej, za­stępcą przewodniczącego klasy. Razem z Robbie'em zostaliśmy nawet wybrani parą roku. Wszystko wyglądało wspaniale.

W domu również. Ojciec był komiwojażerem, zarabiał mnóstwo pieniędzy. Mieliśmy piękny duży dom z basenem i niemal wszystko, czego dusza zapragnie — w sferze materialnej. Brakowało tego co w środku, tego, czego nie widać.

Ojciec bez przerwy podróżował. Uwielbiał motele i kobiety, które podrywał w barach. Kiedy wracał do domu, wybuchały potworne awantury. Matka musiała wtedy wysłuchiwać, jak ją porównuje z tamtymi innymi kobietami. Słuchaliśmy tego wszyscy. Nie kończyło się zresztą na słowach, dochodziło też do rękoczynów. Mój brat próbował interweniować albo ja dzwoniłam na policję. To było naprawdę okropne.

Kiedy znowu ruszał w trasę, matka zazwyczaj przeprowadzała z nami długie rozmowy, pytała, czy ma się rozstać z ojcem. Chociaż nienawidziliśmy kłótni, żadne z nas nie chciało ponosić odpowiedzial­ności za tę decyzję, więc się wykręcaliśmy od odpowiedzi. Matka zresztą nie odeszła, za bardzo się bała stracić wsparcie finansowe. Zaczęła odwiedzać lekarza, coraz częściej, i brać mnóstwo lekarstw, żeby to wszystko znieść. Już ją nie obchodziło, co robi ojciec. Szła do swojego pokoju, łykała parę pigułek więcej i siedziała tam za za­mkniętymi drzwiami. Musiałam wtedy wziąć na siebie wiele jej obowiązków, ale nie miałam nic przeciwko. Lepsze to, niż wy­słuchiwanie awantur.

Kiedy poznałam swojego przyszłego męża, byłam już bardzo dobra w przejmowaniu cudzych obowiązków.

Robbie miał problemy z alkoholem już w pierwszej klasie szkoły średniej. Przezywali go nawet „Burgie", bo pił mnóstwo piwa Burger-

 

142

143

...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl