Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

Coraz mniej małych Europejczyków
Anna Słojewska, Wojciech Lorenz 10-05-2008, ostatnia aktualizacja 10-05-2008 02:07
Kryzys demograficzny. Europa się starzeje, a dzieci rodzi się mniej – alarmuje hiszpański
Instytut Planowania Rodziny. Przedstawiony w Parlamencie Europejskim raport wzywa
polityków do działania
W Unii Europejskiej liczba mieszkańców przekroczy wkrótce pół
miliarda. Ale eksperci ostrzegają: w większości krajów dzieci rodzi
się za mało, żeby następował przyrost naturalny.
27 sek średnio z taką częstotliwością przeprowadza się aborcje w
Unii Europejskiej. To 3 200 zabiegów przerwania ciąży dziennie
Hiszpańscy eksperci wśród najbardziej niepokojących zjawisk
demograficznych wymieniają wysoki wskaźnik aborcji: co piąta ciąża jest usuwana. Rocznie w Unii
Europejskiej wykonuje się 1,2 miliona takich zabiegów, co jest równoznaczne z populacją
Słowenii.
Trendem ostatnich dziesięcioleci jest niechęć do zawierania ślubów. W ciągu ćwierć wieku liczba
małżeństw spadła o 24 procent. Średnio związek małżeński trwa 13 lat.
Kobiety odkładają na później decyzję o urodzeniu dziecka. Średni wiek Europejki rodzącej
pierwsze dziecko to 30 lat. A im później na świat przyjdzie pierwsze dziecko, tym mniejsze szanse
na dalsze powiększenie rodziny.
W UE gwałtownie maleje przyrost naturalny wskutek m.in. rozpadu małżeństw i powszechnej
aborcji
W Niemczech czy Włoszech sytuację ratuje przypływ imigrantów. Ale też tylko na krótką metę. Bo
gdy już się osiedlą, też mają mniej dzieci.
W niechlubnych statystykach najgorzej wypadają nowe państwa członkowskie, w tym Polska. W
naszym kraju wskaźnik urodzeń wynosi 1,27 – oznacza to, że średnio tyle dzieci przypada na
kobietę w wieku rozrodczym. To zdecydowanie za mało. Dopiero 2,1 zapewnia pełną wymianę
pokoleń.
– Przy obecnych wskaźnikach pokolenie naszych dzieci będzie w Polsce o 40 procent mniej liczne
niż pokolenie emerytów. Państwo nie może się temu przyglądać bezczynnie. Ludzie
podświadomie nie decydują się na posiadanie dzieci z powodu obciążeń finansowych z tym
związanych – mówi były minister finansów Stanisław Kluza.
Hiszpański instytut uważa, że z tymi niepokojącymi trendami powinni zmierzyć się politycy,
zarówno na szczeblu krajowym, jak i unijnym. Uważają, że UE powinna mieć politykę prorodzinną,
a Komisja Europejska komisarza odpowiedzialnego za te sprawy.
Konrad Szymański, polski eurodeputowany z PiS, oraz Sophia in’t Veld, holenderska liberałka,
zazwyczaj stoją po dwóch stronach barykady w dyskusjach światopoglądowych. Tym razem są
jednak wyjątkowo zgodni: „Niech Unia się w to nie miesza”.
– Warto rozmawiać, bo to poważna sprawa. Ale jest zbyt dużo możliwych rozwiązań. Nie
próbujmy rozszerzać kompetencji unijnych na politykę prorodzinną, bo może powstać wynik
uśredniony, uwzględniający rosnące znaczenie rodzin nietradycyjnych. Chyba nie bardzo
podobałoby się to autorom hiszpańskiego raportu – powiedział „Rz” Szymański.
Sophii in’t Veldt daleko do konserwatywnych poglądów na małżeństwo i aborcję. Ale jej wniosek
jest podobny. – Ani Unia, ani państwo nie powinny nam mówić, jak mamy organizować nasze
życie rodzinne – mówi Holenderka w rozmowie z „Rz”. Dla niej wolność dokonywania aborcji i
rozwodzenia się to wielkie osiągnięcie rewolucji obyczajowej 1968 roku. – Jedyną rolą dla
państwa jest umożliwianie ludziom pogodzenia życia prywatnego z zawodowym. I to zarówno
kobietom, jak i mężczyznom – mówi. – Ludzie się zmienili, trzeba do tego dostosować system
pracy. A nie zmieniać ludzi.
Eksperci zwracają uwagę, że kluczowe dla pozytywnych zmian demograficznych jest ułatwianie
ludziom posiadania i wychowywania potomstwa: czy to poprzez bardziej elastyczne zasady
zatrudnienia, czy system przedszkoli, czy wreszcie pomoc finansową.
– Nie ma natomiast żadnego związku między rozwodami czy liczbą aborcji a liczbą dzieci –
zauważa Tomas Sobotka, demograf z Wiedeńskiego Instytutu Demografii. I podaje przykład
państw nordyckich. Szwecja, Dania, Finlandia, Norwegia – to kraje, gdzie aborcja jest legalna i
powszechnie dostępna. Do tego ludzie późno wchodzą w związki małżeńskie lub żyją bez ślubu. A
wskaźniki płodności należą do najwyższych w Unii. W przeciwieństwie choćby do Polski, gdzie
aborcja jest w poważnym stopniu ograniczona, wskaźnik małżeństw wysoki, a dzieci rodzi się
mało. – We Włoszech liczba aborcji spadła, ale co z tego. Cała filozofia współczesnej Europy
oparta jest na hedonistycznym podejściu do życia i na egoizmie. Jeśli się go nie wyzbędziemy,
dzieci nie będzie przybywać – mówi „Rz” włoski historyk Roberto de Mattei.
Co roku w Unii Europejskiej dokonuje się 1,2 miliona zabiegów usuwania ciąży. W większości
państw wykonuje się je na życzenie matki. Francja, Wielka Brytania, Rumunia, Włochy, Niemcy i
Hiszpania odpowiadają za 80 procent aborcji w Europie. W Hiszpanii w czasie dziesięciu lat ich
liczba wzrosła o 100 procent
Ustawowe recepty na dzieci
W Niemczech każda kobieta, która urodzi dziecko, otrzymuje becikowe. Ale nie w formie
jednorazowej wypłaty, tylko w postaci tzw. Elterngeld, czyli „pieniędzy rodziców” – od 300 do 1,8
tys. euro miesięcznie. Becikowe nalicza się, określając 67 proc. dochodów rodziców z
poprzedniego roku. Otrzymują oni świadczenie przez 12 – 14 miesięcy od narodzin dziecka.
Szwedzcy rodzice przez 480 dni urlopu wychowawczego dostają co miesiąc zasiłek w wysokości
80 proc. zarobków. Wszystkie dzieci od roku do pięciu lat mają zapewnione miejsce w
przedszkolu.
We Francji za pierwsze dziecko rodzice otrzymują 350 euro dotacji miesięcznie, za drugie 520, a
za trzecie aż 750 euro. Po urodzeniu trzeciego dziecka kobiety mogą pracować na pół etatu, ich
pensja jest dofinansowana przez państwo. Urlop wychowawczy trwa tam pół roku w przypadku
pierwszego dziecka, do trzech lat przy trzecim dziecku.
Źródło : Rzeczpospolita
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl