Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
Z Bogiem wadzi się o władzę w niebie i na ziemi potężna osobistość: Diabeł. We wczesnym średniowieczu Szatan nie gra jeszcze roli pierwszoplanowej, niema też ukształtowanej osobowości. Pojawia się razem z naszym średniowieczem, utwierdza swoje istnienie w XI w. Jest tworem społeczeństwa feudalnego. On i jego pomocnicy, zbuntowani aniołowie, są klasycznym typem wiarołomnego wasala, zdrajcy. Diabeł i Pan Bóg - oto para dominująca nad życiem średniowiecznego chrześcijaństwa, a walka między nimi dwoma jest dla ludzi wieków średnich wytłumaczeniem każdego zdarzenia i zjawiska.
Zgodnie z ortodoksją chrześcijańską Szatan nie jest oczywiście równy Bogu, jest on stworzeniem, upadłym aniołem. Wielką herezją średniowiecza - w różnych formach i pod różnymi nazwami - jest manicheizm. Otóż podstawowym wierzeniem manicheizmu jest wiara w dwu bogów, boga dobra i boga zła, stworzyciela i władcę ziemi. Dla chrześcijańskiej ortodoksji wielki błąd manicheizmu polega na tym, że ustawia on na jednym planie Boga i Szatana, Diabła i Pana Boga. Św. Anzelm, czujny teolog, stara się tak skrupulatnie unikać wszystkiego, co mogłoby w jakiś sposób przypominać manicheizm, że kategorycznie odrzuca tradycyjne wierzenie w moc Diabła nad człowiekiem - w "prawa Diabła". A jednak manicheizm, bardziej lub mniej świadomy, bardziej lub mniej uproszczony, rządzi myślą, i postępowaniem ludzi średniowiecza. Dla tych ludzi po jednej stronie jest Bóg, a po drugiej Diabeł. Ten wielki podział rządzi życiem społecznym, moralnym, politycznym. Ludzkość jest rozrywana w dwie strony przez te dwie moce, nie znające kompromisu, i nie mające punktów stycznych. Jeśli uczynek jest dobry, pochodzi od Boga, jeśli zły, pochodzi od Diabła. W Dzień Sądu ludzie zostaną podzieleni na dobrych, którzy pójdą do raju, i złych, którzy zostaną strąceni do piekła. Jeżeli nawet średniowiecze znało pojęcie czyśćca, to go nie uznawało. Zabrakło mu tej najważniejszej podstawy do dozowania ocen, utajony manicheizm skazywał je na nietolerancję. Podział ludzkości na dwie części na tympanonach katedr jest wymownym obrazem tej nietolerancji.
Rzeczywistość była dla ludzi średniowiecza czarna i biała, bez tronów pośrednich. Czyż czerń nie jest zresztą barwą Diabła, a biel barwą aniołów, wiernych sług bożych? W Złotej legendzie św. Jan Jałmużnik opowiada budującą
Jamais salut ne fut, en verite,
Recompense par Dieu de majeste
Mieux que le tien ne sera, Dieu le sait!
(Zaprawdę, nigdy jeszcze Bóg na majestacie nie wynagrodził lepiej pokłonu niż twój wynagrodzony zostanie, Bóg mi świadkiem).
Cały słownik Cur Deus Homo św. Anzelma z końca XI w. jest feudalny. Bóg występuje tam jako pan feudalny, rozkazujący trzem kategoriom wasali: aniołom, którzy otrzymują lenna w zamian za służbę stałą i wieczystą, mnichom, którzy służą w nadziei na otrzymanie dziedzictwa utraconego przez ich wiarołomnych krewniaków, ludziom świeckim, służącym bez żadnej nadziei. Wszyscy oni są Bogu powinni servitium debitum, służbę wasalską. Bóg zaś w swoim zachowaniu się wobec poddanych postępuje zgodnie z honorem feudalnego pana. Chrystus oddaje swoje życie adhonorem Dei, ukaranie grzesznika jest zgodne z wolą Boga ad honorem suum.
Ale właściwie Bóg jest jeszcze bardziej królem niż feudalnym panem - Rex jeszcze bardziej niż Dominus. Ta królewska suwerenność Boga wpływa na kształt przedromańskich i romańskich kościołów: są pomyślane jako pałac królewski, wywodzący się z irańskiej królewskiej rotundy, wszystko w nich zmierza ku kopule albo apsydzie, gdzie tronuje Pantokrator. Królewska suwerenność kształtuje ikonografię boga, wprowadzając do niej swoje atrybuty: tron, słońce i księżyc, alfę i omegę, insygnia władzy powszechnej, dwór starców z Apokalipsy albo aniołów, niekiedy koronę.
Królewska i triumfalna wizja Boga wchłania i Chrystusa. Chrystusa z Sądu, który na odsłoniętym boku zachował ranę z ukrzyżowania, ale jako znak zwycięstwa nad śmiercią, Chrystusa na krzyżu, ale w koronie, Chrystusa z monet królewskich ze znamiennym napisem jeszcze w XIII w. na francuskim skudzie Ludwika IX: Christus vincit, Christus regnat, Christus imperat, Chrystusa zwycięzcy, króla, cesarza. Monarchiczna koncepcja Boga, forsująca swoisty typ pobożności - pobożność raczej poddanych niż wasali - miała znaczenie kapitalne dla społeczeństwa politycznego w średniowiecznej Europie. Z pomocą Kościoła królowie i cesarze ziemscy, wizerunki Boga na tym padole, znaleźli w niej potężną pomoc w przezwyciężeniu właśnie tej feudalnej koncepcji, która ich usiłowała obezwładnić. A może należy również, razem z Normanem Cohnem, doszukiwać się poza tym wszechwładnym Bogiem psychoanalitycznego obrazu Ojca, którego ciążenie - jego tyranii bądź jego dobroci - wytłumaczyłoby tyle zbiorowych kompleksów ludzi średniowiecza, synów posłusznych albo synów zbuntowanych, wstępujących w ślady Antychrysta, prototypu zbuntowanego syna.
Jednakże obok boga-monarchy drąży sobie powoli drogę w duszach Bóg-człowiek, o człowieczeństwie prostym i codziennym. Tym bogiem bliskim człowieka nie mógł być Ojciec, który - nawet w ojcowskim kształcie dobrego Pana Boga - pozostawał zbyt odległy, co najwyżej pobłażliwy. Był nim Syn. Ewolucja wizerunku Chrystusa w średniowiecznej dewocji nie jest prosta. Obok Chrystusa-Baranka wcześnie zjawia się Chrystus antropomorficzny: Chrystus-Pasterz, Chrystus-Uczony, przywódca sekty, który wśród prześladowań kierował nią i nauczał. W chrześcijaństwie średniowiecznym - jak widzieliśmy - Baranek zostaje sprowadzony do atrybutu Chrystusa-Człowieka, zanika wizerunek Dobrego Pasterza, zostaje Chrystus nauczający i mnożą się symbole i alegorie chrystologiczne: młyn i tłocznia mistrza, oznaczające zapładniającą ofiarę Jezusa; Chrystus kosmologiczny, spadkobierca symbolizmu słonecznego, umieszczany, jak na witrażu w Chartres z XIII w., pośrodku koła; symbole winnicy i winnego grona, symbole zwierzęce lwa albo orła - znaku mocy; jednorożca - znaku czystości; pelikana - znaku ofiary; feniksa - znaku zmartwychwstania i nieśmiertelności.
W pobożności i wrażliwości średniowiecza kult Chrystusa rozwija się w różnych kierunkach, wspomagany rozmaitymi czynnikami. Pierwszym z nich jest niewątpliwie droga zbawienia. W VIII i IX w., kiedy kult człowieczeństwa Chrystusa przygasa - rozwija się kult Zbawiciela, opanowuje liturgię i architekturę kościelną. Tak zwany kościół przedsionkowy, eglise-porche z epoki karolińskiej, w którym dostrzeżono słusznie początek rozwoju fasady, zachodniej części fasadowej (Westwerk) kościołów romańskich i gotyckich, jest odpowiednikiem rozwoju kultu Zbawiciela, a był ramą dla liturgii Zmartwychwstania i innej, związanej z tamtą, liturgii Apokalipsy. Taki kościół jest monumentalnym przedstawieniem Jerozolimy niebieskiej złączonej z Jerozolimą ziemską w osmozie tak typowej dla umysłowości i wrażliwości ludzi średniowiecznych, dla których sprawy niebieskie i ziemskie zlewają się w jedną spoistą całość. Ale Chrystus-Zbawiciel z epoki karolińskiej jest jeszcze przedmiotem kultu zamkniętego, zaś dominujący podówczas typ kościoła to kościół zamknięty, rotunda, ośmiobok, bazylika o dwu apsydach, który z karolińskiej przechodzi do sztuki ottońskiej i do wielkich cesarskich kościołów nadreńskich z epoki romańskiej.
Od XII w. Chrystus-Zbawiciel szerzej otwiera ramiona dla ludzkości. Staje się bramą, przez którą wszedłszy dostąpić można objawienia i zbawienia. Suger, budowniczy Saint-Denis, mówi o Chrystusie, że jest on prawdziwą bramą: Christus janua vera. "ty, który rzekłeś <<Jam jest brama, i kto wnijdzie przez nią zostanie zbawiony>> - przemawiał do Chrystusa Wilhelm z Saint-Thierry -wskaż nam, byśmy wiedzieli, którego domu jesteś bramą i jaka jest chwila, i jacy są ci, którym otwierasz ją. Dom, którego bramą jesteś, to[...] Niebo, w którym mieszka Ojciec Twój".
W ten sposób kościół, symbol domu niebieskiego, wejście do nieba, otwiera się szeroko. Brama zżera fasadę: romańskie tympanony, "Portyk Chwały" w kościele św. Jakuba w Compostelli, wielkie portale gotyckie...
Uniwersytety w dniu otwarcia roku akademickiego urzędowały uroczystą mszę do Ducha Św., inspiratora sztuk wyzwolonych, ale tu także te modły wpisane są w kult trynitarny, bardzo ortodoksyjny, bardzo zrównoważony, znamienny dla środowiska uczonego. Statutu Oksfordu sprzed r. 1350 nakazują na przykład:
"Jako że pomyślność spraw wszelkich zależy od rozpoczęcia ich z błogosławieństwem boskim i żadna dobra budowa nie powstanie tam, gdzie Chrystus nie jest jej fundamentem - mistrzowie jednomyślnie nakazują, by co roku, w pierwszym dniu rozpoczęcia wykładów po św. Michale, wszyscy mistrzowie-regenci zabrali się dla wysłuchania mszy św. do Ducha Św. [...] i by ostatniego dnia ostatniego trymestru odprawić kazali uroczyście mszę do Trójcy Św. i dziękczynienie".
Dla niektórych wielkich mistyków, jak Wilhelm z Saint-Thierry, Trójca Św. jest ośrodkiem życia duchowego. Asceza jest drogą, po której posuwając się człowiek dochodzi do odnalezienia obrazu Boga, zatartego przez grzech. Trzy osoby Trójcy Św. to odpowiednik trzech dróg, trzech sposobów tego duchowego postępu, którego proces jest przecież jeden. Ojciec prowadzi drogą pamięci, Syn drogą rozumu, Duch drogą miłości. W ten sposób tajemnica Trójcy Św. sprowadza się do życia wewnętrznego przez należyte kształtowanie przyrodzonych władz duszy, a zarazem unadnaturalnia duchowy dynamizm.
Natomiast w licznych środowiskach ludowych kult Ducha Św. upraszcza się do kultu świętego Ducha albo świętej Gołębicy, wcieleń trzeciej osoby Trójcy Św.
Pobożność ludowa słabo oswojona z Trójcą Św. i Duchem Św., którymi się zajmowali raczej teologowie i mistycy, oscylowała między czysto monoteistyczną wizją Boga i wyobrażeniowym dualizmem, obejmującym Ojca i Syna.
Średniowieczna wrażliwość i sztuka niełatwo przezwyciężyły stary żydowski zakaz zabraniający realistycznego - czyli antropomorficznego - przedstawiania Boga. Bóg bywał najpierw przedstawiany za pośrednictwem symboli, które w ikonografii, a zapewne i w psychologii zbiorowej żyły długo także i po zwycięstwie ludzkich wizerunków Boga. Te symboliczne przedstawienia boga bardzo wcześnie zaczynają oznaczać raczej albo Ojca, albo Syna niż osobę boską w jej jedyności.
Tak więc ręka widniejąca na niebie, wyłaniająca się z chmury jest raczej ręką Ojca. Pierwotnie jest znakiem rozkazu, bo hebrajskie słowo iad oznacza i rękę, i władzę. Ta ręka, mogąca i przemówić w niektórych scenach, złagodnieć w geście błogosławienia - pozostaje przede wszystkim materializacją groźby zawieszonej nad człowiekiem. Chirofania jest zawsze otoczona atmosferą świątobliwego szacunku albo wręcz lęku. Średniowieczni królowie, którzy stąd odziedziczyli swoją rękę sprawiedliwości, korzystają z onieśmielającej mocy tej bożej ręki.
Chrystus bywał w chrześcijaństwie pierwotnym przedstawiany najczęściej w postaci baranka trzymającego krzyż albo chorągiew Zmartwychwstania. Lecz to abstrakcyjne przedstawienie szybko wzbudziło krytykę, bo maskowało człowieczeństwo, najistotniejszą cechę Chrystusa. Liturgista Wilhelm Durand, biskup Mende, zostawił świadectwo tej brzemiennej w znaczenie postawy: "Ponieważ Jan Chrzciciel wskazał Chrystusa palcem i rzekł: <<Oto Baranek boży>>, wielu malowało Chrystusa w postaci baranka. Ale ponieważ Chrystus jest człowiekiem rzeczywistym, papież Adrian orzekł, że mamy go malować w kształcie ludzkim. Bo przecież nie baranek powinien być malowany na krzyżu; natomiast, po przedstawieniu człowieka, nic nie stoi na przeszkodzie, by przedstawiono baranka albo u dołu, albo na rewersie krzyża".
Jeszcze będzie mowa o tym człowieczeństwie Chrystusa - fundamencie oswobodzicielskiego humanizmu. Dla ewolucji Europy zachodniej było ono czynnikiem najważniejszym.
Ten boski antropomorfizm długo działał na korzyść Boga Ojca. W walce z arianizmem między V i VII w. chęć podkreślenia boskości Chrystusa doprowadziła to tego, że Syn i Ojciec bez mała zespolili się w jedną osobę. Epoka karolińska, której bliższa była manifestacja siły niż wyraz pokory, zostawiła w cieniu wszystko, co mogło się było wydać w Chrystusie słabością: pogodne epizody z jego życia, jego zażyłość z ubogimi i pracowitymi, realizm i cierpienie jego Męki były przemilczane.
Bóg, Ojciec albo Syn, Ojciec i Syn równocześnie, junger Mensch und alter Gott ("młodzieniec i stary Bóg"), jak powiada Walter von der Vogelweide, stał się bogiem na majestacie. Bóg na tronie jako władca (Pantokrator) w aureoli mandorli skupił w sobie całe dziedzictwo ceremoniału cesarskiego, wszystkie cechy cesarskie, jakie mu przypisało zwycięskie chrześcijaństwo w epoce późnego Cesarstwa. Bóg, którego moc przejawia się w Stworzeniu (w teologii, religijnych komentarzach, sztuce - Księga Rodzaju odsunęła w cień wszystkie inne księgi Biblii), w Triumfie (baranek, krzyż stały się symbolami nie pokory, ale chwały), w Sądzie (od Chrystusa z Apokalipsy z mieczem między zębami aż do sędziego z romańskich i gotyckich tympanonów).
Bóg stał się panem feudalnym: Dominus, Libri Carolini, chcąc wzmocnić odniesienie do istniejącego stanu społecznego, powtarzają zdanie św. Augustyna: "Stworzyciel jest nazywany Stworzycielem przez stosunek do jego stworzeń, jak pan jest nazywany panem przez stosunek do jego sług". [...]
1
...