Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

Chyba zawsze popijał, kiedy go widziałam. Ale sądziłam, że on zwyczajnie lubi pić. To chyba normalne, nie? Jill zadumała się przez chwilę.

—              Czasem przez telefon mówił śmiesznie, zwłaszcza jak na ad­
wokata. Tak jakoś mętnie, od rzeczy, bez ładu i składu. Ale nie przyszło
mi do głowy, że to ma związek z piciem. Nie pamiętam, jak sobie to
tłumaczyłam. Pewnie wcale się nad tym nie zastanawiałam.

Oczy Jill zrobiły się smutne.

—              Może rzeczywiście pił za dużo, ale to na pewno dlatego, że
go nudziłam. Chyba okazałam się nie dość interesująca i nie chciał być
ze mną — tu w głosie Jill pojawił się niepokój — mój mąż też nie chciał
być ze mną, to jasne jak słońce! I tak samo mój ojciec. Co jest we mnie?
Dlaczego oni wszyscy odbierają mnie w ten sposób? Co ja robię źle?

Gdy tylko Jill uświadamiała sobie jakiś problem w swych stosun­kach z osobami dla niej ważnymi, usiłowała natychmiast go rozwiązać, a co więcej, usiłowała wziąć natychmiast na siebie całą odpowiedzial­ność za to, że problem zaistniał. Skoro Randy, mąż i ojciec nie zdołali jej pokochać, widać zrobiła coś „nie tak". Albo z czymś „nawaliła".

Uczucia, zachowania, postawy i doświadczenia życiowe Jill były typowymi uczuciami, zachowaniami, postawami i doświadczeniami kobiety, której miłość kojarzy się z wiecznym cierpieniem. Kobiety, która kocha za bardzo. Kobiet takich są tysiące. I choć ich biografie różnią się szczegółami, choć jedne tkwią w długotrwałym a bolesnym związku z tym samym partnerem, inne zaś zmieniają mężczyzn jak rękawiczki, wszystkie one zdają się być wycięte z podobnego szablonu. Bo kochać za bardzo nie znaczy bynajmniej kochać za wielu, za często bądź za głęboko. Kochać za bardzo to popaść w obsesję i nazwać ją „miłością", a następnie pozwolić, by owładnęła naszymi uczuciami i zachowaniem do tego stopnia, że'nie potrafimy odejść od mężczyzny doskonale wiedząc, że ma to rujnujące skutki dla naszego zdrowia i równowagi psychicznej. Kochać za bardzo to mierzyć miłość rozmiarami naszych męczarni.

W trakcie lektury tej książki możesz zacząć utożsamiać się z Jill i innymi postaciami opisanymi na jej kartach, zadając sobie jednocześ­nie pytanie, czy naprawdę jesteś kobietą, która kocha za bardzo. Nie­wykluczone, że masz analogiczne kłopoty z mężczyznami, ale peszą cię pewne „etykietki", jakie pojawiają się w opisach rodzinnego tła tych opowieści. Wszyscy reagujemy silnymi emocjami na takie słowa, jak alkoholizm, kazirodztwo, gwałt czy nałogi często nie

umiemy spojrzeć realistycznie na własne życie, ponieważ boimy się zastosować je do nas samych lub do tych, których kochamy. Niestety, bez nazwania rzeczy po imieniu nie sposób ruszyć z miejsca. Z drugiej jednak strony te przerażające terminy mogą istotnie nie odnosić się do twojego życia. Mogłaś mieć w dzieciństwie problemy subtelniejszego kalibru. Na przykład z ojcem, który utrzymywał dom na należytym poziomie, ale z zasady nie lubił kobiet i nie ufał kobietom, dlatego ł ty nie polubiłaś samej siebie. Albo z matką, która w czterech ścianach przybierała zawsze postawę zawistną i rywalizacyjną, a jednocześnie popisywała się i pyszniła tobą przed obcymi, wskutek czego musiałaś wszędzie zbierać „same piątki", żeby ją zadowolić, a zarazem stale drżałaś na myśl o wrogości, jaką wzbudzą w niej twe sukcesy.

Nie da się w jednej książce opisać owych niezliczonych przypadków mających znamiona choroby, na które może cierpieć rodzina. Nie spisałby tego na wołowej skórze! Ale wszystkie rodziny niezdrowe mają pewną cechę wspólną: jest to nieumiejętność porusza­nia spraw kluczowych, podstawowych, najbar­dziej istotnych. Mówi się w nich na różne tematy, czasami aż do obrzydzenia, ale nigdy o tym, co sprawia, że rodzina nie funkcjonuje prawidłowo. Stopień patologii i emocjonalnego kalectwa jej członków zależy raczej od stopnia utajnienia problemu niż od jego obiektywnych wymiarów.

W rodzinie, która nie funkcjonuje prawidłowo, wszyscy odgrywają sztywno swe role, a komunikowanie się zostaje ograniczone do wypowie­dzi zgodnych z rolami. Nikt nie opowiada swobodnie o tym, co czuje, czego chce, co mu się właśnie przytrafiło, czego mu brak; każdy recytuje wyłącznie te kwestie, które pasują do kwestii wygłaszanych przez innych. Oczywiście, jakieś role są we wszystkich rodzinach, niemniej warunki wciąż się zmieniają, a wraz z nimi ulega modyfikacjom nastawienie poszczególnych osób. W przeciwnym razie biada rodzinie! By posłużyć się najprostrzym przykładem: ten rodzaj „matkowania", jakim raczymy dziecko roczne, byłby czymś zupełnie niewłaściwym wobec nastolatka. Rola matczyna musi dostosowywać się do rzeczywistości. W rodzinach dysfunkcyjnych rzeczywistość (a zwłaszcza główne jej rysy) jest stale negowana, zaś przyjęte role są kompletnie nieelastyczne.

Jeżeli nikt nawet nie zająknie się o tym, co doskwiera każdemu z osobna i wszystkim naraz; jeśli poruszanie takich spraw jest zakazane explicite („u nas się o tym nie mówi") bądź implicite (przez natychmias­towe zmiany tematu) — uczymy się nie dowierzać swym postrzeże-

 

16

17

...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl