Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

Nie było teraz czasu na szukanie Dżafy. Jej tajemnicza przeszłość wciąż była bez możliwości rozwiązania. A ta zagadka była teraz bardziej istotna. I chyba łatwiejsza do rozwikłania. Jednak nie było to takie proste...
-Odkopać grób! –jęczała Daisy, wciąż wykazując silny respekt do wykonania tej czynności. –Łatwo mu mówić.
-Na pewno nie będzie tak źle... –pocieszała Strzałka.
Minął już tydzień, a one wciąż nie mogły podjąć decyzji. Tymczasem wczoraj dobiegły do nich plotki o pewnej młodziutkiej bohaterce od Tokarza, która uratowała matkę. Koty chętnie o tym dyskutowały-lubiły tematy rozmów związane z tym rodem. Wiele z nich zaczepiało Strzałkę, by wyjawiła im szczegóły. Ale ona przecież nic nie wiedziała o całej tej akcji, więc unikała ciekawskich kotów.
Za to dzisiejszego ranka usłyszała coś znacznie gorszego-Puszek od Tokarza zaszantażowany, prawdopodobnie już martwy. Jego własny brat szuka zemsty i on stał się pierwszą ofiarą. Strzała straciła humor, bała się wrócić do domu i usłyszeć o najgorszym. Daisy pocieszała, że na pewno nie dałby się tak łatwo zabić, lecz Strzałka nie była o tym przekonana. Wszystko zależy od sytuacji...

Obie kotki spacerowały po lesie. Było już późne popołudnie-słońce chyliło się ku zachodowi. Liście szeleściły pod ich nogami, prawie listopad... Zima może utrudnić wszystkie planowane przedsięwzięcia. Przykładowo odkopywanie wszelkich grobów. Decyzję trzeba było podejmować szybko, a trudno było nie zgodzić się z tym, że może być ciężko podjąć się takiej czynności...
Jednak, gdy tak teraz spacerowały, znów, jak ostatnio usłyszały czyjeś kroki. Tym razem przyspieszone, i było ich więcej.
-W krzaki! –zakomenderowała Strzałka. Obie szybko ukryły się.
Spomiędzy drzew zaczęły wychodzić postacie. Wszystkie należały do psów, a było ich co najmniej z tuzin. Daisy pisnęła cicho. Strzałka trącnęła ją ostrzegawczo w bok.
Psy jej chyba jednak nie usłyszały. Ten, który im przewodził, warknął:
-Słuchajcie. Idziemy prosto do tego zdrajcy, szczura. Dopilnujmy, by nie puścił więcej pary z parszywej gęby. A wy patrzcie, czy gdzieś tam nie ma dwóch burych kotek-jedna ma rudy znak na czole, druga nie. Są zbyt blisko odkrycia. Jak je zobaczycie, zrańcie lub po prostu zastraszcie. Nie zabijajcie! Chyba że chcecie, by ON wam ukręcił łby. To nie zabawa, brygado. Chodźcie!
Gdy zniknęli z pola widzenia, Daisy jęknęła:
-Tu musi być jakaś psia baza! Już drugi raz podobna sytuacja...
Strzałka myślała jednak o czymś innym.
-Słuchaj Daisy, jesteśmy teraz obie Most Wanted w całym terenie. To chyba dobry powód, by zacząć babrać się w tej ziemi?
Daisy zacisnęła zęby.
-Ok –wydusiła po chwili namysłu. –Po prostu to zróbmy.

Nadchodził wieczór. Na obrzeżach lasu leżały kamienne płyty. Pod nimi wszystkie te psy i szczury, którym przyszło stracić życie w bitwie z Kotami od Tokarza przeszło trzy lata temu. Tylko ród od Tokarza wiedział, gdzie i kto się tutaj znajduje.
Daisy zadrżała mimowolnie.
-Jak jakiś cmentarz!
-Można tak powiedzieć –odparła Strzałka niewzruszonym tonem. –To właśnie jest coś w typie cmentarza.
-Podziwiam twój ród... –szepnęła Daisy z drgającym z emocji głosem. Podeszła do jednej z płyt i zaczęła dokładnie oglądać. –Pochować wrogów z szacunkiem i opatrzyć takimi ładnymi nagrobkami? To jest doprawdy rycerskie postąpienie!
-Eee, tam... Nic nadzwyczajnego... –wymamrotała Strzałka, ale pokraśniała lekko z dumy.
Słońce niemal całkowicie skryło się już za wierzchołkami gór. Daisy pisnęła cicho pod nosem.
-O co chodzi?
-Nie sądzisz, że może lepiej... wrócić jutro? W dzień?
-Ciemno czy jasno, to żadna różnica. Nie zachowuj się, jak małe dziecko, Daisy.
Stanęła obok największej płyty. Leżało na niej kilka opadłych liści, nic więcej. Ciekawe, czy ktoś w ogóle widział kiedyś to miejsce? A jak już, czy wie, co tu się znajduje?
Słowa Strzałki padły dla Daisy tak jak grom z nieba:
-Zaczynajmy. Kop.
-Ale... Ja ciągle nie wiem... Nie słyszałaś nigdy o jazgotach?
-O CZYM?!
-Nie w tym miejscu...
-Tchórzysz. Gadaj.
-Dobrze. Ale jeśli one...
-Przestań! Przejdź do rzeczy.
-Yyy... Jazgoty to duchy zwierząt, które zostały zabite przez kogoś. A trwają dopóki ich zabójca żyje. A jeśli zabójca lub ktoś z jego rodziny pojawi się w pobliżu jego grobu, to...
-Przestań. To niedorzeczne. Coś w stylu wioskowych podań starych plotkarskich kotów.
Daisy uśmiechnęła się bez przekonania. Wciąż nerwowo spoglądała na nadchodzącą nieubłaganie ciemność, rozprzestrzeniającą się po niebie.
-No to się uwijajmy... Czym kopiemy?
-A czym chcesz? –Strzałka spojrzała na nią, jak na głupka. –Łapami przecież.
Daisy wytrzeszczyła oczy. Wychrypiała przerażona:
-To potrwa... Całą noc!
-Może nie całą, jak się uwiniemy –powiedziała Strzałka beznamiętnie, przesuwając płytę. –Pomożesz, czy masz zamiar tylko narzekać?
Strzałka usiłowała lekceważyć wściekłe prychnięcia towarzyszki podczas przesuwania kamiennego nagrobka.
-Ziemia nie miękka o tej porze roku –westchnęła kotka. –Ale później byłoby jeszcze gorzej. Musiałybyśmy czekać do wiosny.
-Nie przerywaj –prosiła Daisy. –Mów cały czas podczas kopania. Gadaj CAŁY czas!
-Ale o czym? –Zdziwiła się Strzałka.
-A, nawet o pogodzie. Po prostu to dodaje mi otuchy...

Kilka godzin później kotki osiągnęły cel. Coś odkopały. Właściwie, był to duży czarny wór.
-Ciekawa jestem, co jest poszlaką... Jakiś przedmiot? Zapisek? Jeśli to drugie, to niedobrze, nie umiem czytać zbyt świetnie...
-Masz zamiar... Otworzyć wór?
-Tak. Trzeba sprawdzić, czy owej poszlaki właśnie tam nie ma.
-Pozwól, że nie będę tego świadkiem...
-Daj spokój! –Roześmiała się Strzałka. –Boisz się kilku starych kości?
Cisza. Ale nie na długo.
-Nie jestem odważna, tak jak ty.
-No to się nie patrz, jak się brzydzisz. To nic strasznego, ale ja sama mogę to zrobić.
-Jeszcze pożałujesz!
Daisy przymknęła oczy. Usłyszała zmagania się Strzałki z worem. Cisza. Zduszony okrzyk.
-O, nie –pisnęła Strzałka słabo. Daisy nie otwierała oczu, ale powiedziała z miną kogoś wytwornego:
-Widzisz?! Ostrzegałam cię!
Strzałka szarpnęła nią.
-Spójrz!
-Nie.
-SPÓJRZ!
Daisy lekko rozchyliła powieki, gotowa znów je zacisnąć w razie potrzeby, ale zamiast to zrobić, rozszerzyła oczy najszerzej, jak tylko natura jej na to pozwalała.
Obie kotki zaglądały teraz do wnętrza wora.
Tego się nie spodziewały.
Wszystko było możliwe, ale nie TO.
Wór był pusty.
Przywódcy psów nie było tam.
Bały się pomyśleć, gdzie on jest...

...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl