Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
-Bardzo przytulne legowisko... Miękkie! –Szczerzyła się znajoma już Abi kotka.
-To znowu ty... –Mruknęła Abi zniecierpliwiona, okrążając Zoję i swoje legowisko. –Możesz stąd eee... Sfruwać? To nie najlepszy moment na wizyty pozaziemskich, martwych od kilkunastu lat kotów z obsesją, że mogą zawsze pomóc!
-Nie bądź niemiła! –Oburzyła się Zoja. –Jestem jedynym kotem, mającym możliwość cofania się w przeszłość i jej oglądania.
Abi zamyśliła się na chwilę i spytała:
-Kiedy cofnęłaś się najdalej w przeszłość?
-Pięć lat temu chciałam poznać losy Kotów od Tokarza od samych podstaw. Od roku 1612 (* 1612-założenie rodu przez Kasey), dokładnie. Ale nie o tym będziemy rozmawiać. Teraz potrzebujemy przekonać cię znów do Czita.
-Zaraz, skąd ty... –Zaczęła Abi, ale Zoja tylko uśmiechnęła się pogodnie.
-Armeti ma moc odczytywania uczuć. Każdy kot z Bram jest oznaczony czymś specjalnym, no, koniec gadania! Trzeba zaczynać!
-Wątpię, żeby to coś dało! –Mruknęła Abi ponuro, ale wtem znów poczuła znane jej uczucie, oraz towarzyszący temu widok.
-Po pierwsze... Słuchaj –przypomniała sobie nagle Zoja. –Nie czekaj na rodziców, idź zawsze za głosem tylko swojego własnego serca. Chodź tu, mam ci coś do pokazania.
Poprowadziła ją w lewo. Wtedy Abi ujrzała małe kocię. Było zrozpaczone. Wyglądało, jak gdyby nigdy miało już nie być szczęśliwe.
-Straciło rodziców, ślad po bracie zaginął. Została sama –Powiedziała Zoja dziwnie wilgotnym głosem. –Przez kolejne pięć lat zapada się w sobie i żyje niczym roślina... Bez żadnej chęci do egzystowania...
Abi milczała spoglądając na kocię. Poczuła coś dziwnie znajomego w nim i w sobie...
-Szarka przepowiedziała nam, że bez mojej interwencji skończysz tak samo...
-A moi rodzice? –Wtrąciła Abi, ale Zoja nie odpowiedziała.
-Słyszałaś historię Kari?
-Niezbyt... –Przyznała Abi.
-Ona straciła wszystkich. Całą rodzinę... A była wciąż tylko młodym kociakiem! Jednak pomimo tego nie poddała się. Przez to stała się jeszcze silniejsza!
-Jejku... Nie miałam o tym żadnego pojęcia! To musiało być straszne.
-Dla każdego jego własna tragedia jest najgorsza. Ale prawdziwą sztuką jest to, by ruszyć dalej.
-Ruszyć dalej? –Zdziwiła się Abi. Zoja spojrzała na nią niebieskimi oczyma.
-Pogodzić się z losem. Żyć dalej...
-ALE LOS ODEBRAŁ MI SIOSTRĘ!
Zoja pokręciła głową.
-Posłuchaj... Tego nie zmienisz. Każdy traci w swym życiu kogoś bliskiego. Mniej czy więcej... Nie ma kogoś, kto by nie stracił bliskiego, no chyba że los nie pozwoli mu żyć zbyt długo. Wszyscy kiedyś umrą, więc nie zadawaj sobie pytania „Co było”, lecz „Co będzie”. Nie żyj przeszłością, a przyszłością!
-Łatwo ci mówić! –Warknęła Abi niezbyt grzecznym tonem. –Jesteś martwa, co ty możesz o tym wiedzieć?
-Tak się składa, że MIAŁAM swoje życie, zanim umarłam –przypomniała niebiańsko cierpliwie Zoja. –Nikt nie znał do tej pory okoliczności mojej śmierci. Wiesz, jak zginęłam? Armeti zabił psa, ale ten drugi zagryzł jego samego. Widząc to zaczęłam rozpaczać, dlatego pies wykorzystał okazję i rzucił się na mnie. Jeżeli nie otrząśniesz się prędko ze stanu zwątpienia i rozpaczy, ktoś to wykorzysta przeciwko tobie, bo jesteś wtedy słaba i podatna na zranienia!
-Czy mam prze to rozumieć, że... –Szepnęła Abi po cichu. –Osoba... Która zabiła Biankę... Może chcieć zabić także mnie?
-Czy wiesz, kto zabił twoją siostrę?
-Jedna z jej przyjaciółek!
-Dojdź do tego, która. Nim będzie za późno... Ja cię muszę już pożegnać.
-Dlaczego? –Pisnęła Abi czując się dziwnie przerażona na myśl o ponownej samotności.
Zoja wręczyła jej nagle jakiś flakonik. Abi wzięła go, spoglądając na jasnozieloną zawartość.
-Co to? –Zdziwiła się. –Bo chyba nie sok z kiwi?
-Wypij to, ale nie zaraz! Dopiero wtedy, gdy będziesz gotowa.
Tereny zaczęły się rozmazywać. Postać Zoi jakby znikała. Abi chciała podbiec do niej, lecz ona oddalała się coraz bardziej.
-Drugą połowę napoju zostaw na sam koniec! –Krzyknęła jeszcze Zoja, i po chwili Abi wylądowała na rozgrzanej trawie przy domu.
Wstała. Spojrzała w dal rozmarzonym wzrokiem.
-Będę silna –Westchnęła i wróciła do Jamki, wciąż ściskając mocno flakonik z nieznaną, choć z ważną zapewne zawartością.