Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

Rajmund Szubański
SIEDEMNASTY WRZEŚNIA 1939
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1990
Projekt graficzny serii: Michał Maryniak
Ilustracja na okładce: Cezary Zamojski
Redaktor: Eugeniusz Stanczykiewicz
Redaktor techniczny: Danuta Wdowczyk
Odrzucona nota
Ostry dzwonek telefonu. Jeden, drugi, trzeci... Pełniący nocny dyżur radca Ignacy Jankowski podniósł
słuchawkę.
— Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej — powiedział.
— Tu sekretariat towarzysza Potiomkina. Chciałbym mówić z ambasadorem.
— O tej porze?
— Tak, to bardzo pilne.
— Chwileczkę, zaraz go obudzę.
Wyrwany z pierwszego snu ambasador Wacław Grzybowski spojrzał na zegar. Była 2.15. Co się stało?
— pomyślał — czego oni mogą tak nagle chcieć?
— Słucham.
— Tu sekretariat towarzysza Potiomkina. Komisarz ma powiadomić was o ważnym oświadczeniu
naszego rządu. Czy możecie przyjechać do niego o godzinie trzeciej?
— Tak. Mogę się co najwyżej kilka minut spóźnić.
— W porządku, przekażę.
Grzybowski, 52-letni, wysoki, szczupły mężczyzna o lekko siwiejących skroniach, zastanawiał się
chwilę, jaki strój przewiduje etykieta na tę nietypową porę: już nie wieczór, a jeszcze nie rano. Zdecydował
się na tużurek *, ten najbardziej wszechstronny ubiór wszystkich dyplomatów. Polecił zbudzić kierowcę,
przygotować samochód, a Jankowskiemu powiedział, że będzie mu potrzebny wraz z attaché wojskowym
pułkownikiem Stanisławem Brzeszczyńskim i oficerem szyfrowym na godzinę czwartą.
Pełniący służbę przy bramie ambasady milicjant spojrzał na wyjeżdżający samochód, zasalutował i,
najwyraźniej zaskoczony, pobiegł do telefonu. Ambasador uśmiechnął się: po raz pierwszy od czasu objęcia
placówki w Moskwie będzie jechał bez zwykłej „obstawy”...
Był przygotowany na złe wiadomości. Przez kilka ostatnich dni ukazywały się w „Prawdzie” i
„Izwiestiach” artykuły gwałtownie atakujące Polskę z powodu jej polityki w stosunku do Białorusinów i
Ukraińców. Ten sam temat podjęły rozgłośnie radiowe. Podawano równocześnie przypadki naruszeń granicy
przez polskie samoloty wojskowe. W zestawieniu z poufnymi wiadomościami o zakrojonej na szeroką skalę
mobilizacji, ambasador miał podstawy do przypuszczeń, że pod takim czy innym pretekstem nastąpić może
wypowiedzenie polsko-radzieckiego paktu o nieagresji. Rzeczywistość miała się okazać o wiele gorsza.
W siedzibie Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych oczekiwał już I zastępca komisarza,
Władimir Potiomkin, który po kilku słowach oficjalnego powitania odczytał przybyłemu tekst noty
podpisanej przez przewodniczącego rady Komisarzy Ludowych Wiaczesława Mołotowa. Brzmiała ona:
„Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu 10 dni działań
wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i kulturalne. Warszawa nie jest już stolicą
Polski. Rząd polski jest w rozkładzie i nie okazuje żadnych oznak żywotności. Oznacza to, że państwo
polskie i jego rząd przestały istnieć. Dlatego też układy zawarte między ZSRR a Polską straciły swą
ważność.
Pozbawiona kierownictwa Polska stała się dogodnym polem dla wszelkiego rodzaju przypadków i
niespodzianek, które mogą stanowić zagrożenie ZSRR. Z tych powodów rząd radziecki, który dotychczas
pozostawał neutralny, nie może dłużej zachowywać tej postawy wobec takiej rzeczywistości. Rząd radziecki
nie może dłużej obojętnie patrzeć na to, że pokrewne mu narody ukraiński i białoruski, które żyją na
terytorium Polski, zostały w stanie bezbronnym pozostawione swemu losowi.
W tych okolicznościach rząd radziecki nakazał dowództwu Armii Czerwonej wydać wojskom rozkaz
przekroczenia granicy w celu wzięcia w obronę życia i mienia ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej
Białorusi.
Równocześnie rząd radziecki oświadcza, iż gotów jest użyć wszelkich środków, aby wywikłać naród
polski z nieszczęsnej wojny, w którą został on wciągnięty przez swoich nierozumnych kierowników, i
zapewnić mu warunki spokojnego życia”.
Gdy skończył, ambasador odpowiedział mu po chwilowym namyśle:
— Odmawiam przyjęcia do wiadomości treści tej noty i przekazania jej mojemu rządowi. Wyrażam
najbardziej kategoryczny protest przeciwko jej treści i formie. Jest to jednostronne zerwanie istniejących
* Długa czarna marynarka wizytowa.
i wiążących obydwa państwa układów, a w szczególności zawartego w lipcu tysiąc dziewięćset trzydziestego
drugiego roku paktu o nieagresji, którego ważność wygasa dopiero z końcem tysiąc dziewięćset
czterdziestego piątego roku. Żaden z argumentów, zmierzających najwidoczniej do potraktowania tych
układów jako świstka papieru, nie wytrzymuje krytyki. Mam zupełnie pewne i aktualne informacje, że głowa
państwa polskiego i jego rząd znajdują się na terytorium Rzeczypospolitej. Funkcjonowanie rządu jest z
natury rzeczy ograniczone w wyniku trwającej wojny, ale nie to jest w tej chwili najistotniejsze.
Suwerenność państwa istnieje tak długo, dopóki walczy jego wojsko, a nie będzie pan chyba utrzymywał, że
armia polska już się nie bije...
Grzybowski nie zgodził się również z przedstawioną mu oceną położenia mniejszości narodowych.
Stwierdził, że ta ludność czynnie udowodniła swoją solidarność z Polską w jej wojnie przeciwko Niemcom.
Wspomniał o formowanym legionie czeskim, który także przyłączył się do tej walki.
— Wielokrotnie w naszych rozmowach apelował pan do słowiańskiej solidarności — mówił. — W
świetle tych faktów chciałbym zapytać, a gdzie jest wasza słowiańska solidarność? Podczas wielkiej wojny
terytoria Serbii i Belgii były okupowane, lecz nikomu do głowy nie przyszło, aby z tego powodu uznawać
układy z tymi państwami za nie istniejące. Napoleon był kiedyś w Moskwie, lecz tak długo, jak istniała i
walczyła armia Kutuzowa, uważano, że Rosja nie upadła.
— Panie ambasadorze — przerwał Potiomkin — weźmie pan na siebie ciężką odpowiedzialność przed
historią w razie nieprzyjęcia dokumentu tak wielkiej wagi. Chciałbym ponadto dodać, że rząd radziecki nie
ma już w Polsce swego przedstawiciela, a w związku z tym tylko tą drogą, za pana pośrednictwem, możemy
zakomunikować rządowi polskiemu powziętą decyzję.
— Gdybym zgodził się na przekazanie tej noty swojemu rządowi, byłoby to dowodem braku szacunku
nie tylko dla niego, lecz także dla rządu sowieckiego — odparł Grzybowski. — Mam oczywiście obowiązek
poinformowania mojego rządu o agresji, prawdopodobnie już popełnionej, ale niczego więcej nie zrobię.
Mam również nadzieję, że wasz rząd mimo wszystko powstrzyma Armię Czerwoną od zbrojnego najazdu,
gdy nasze wojska nadal stawiają opór Niemcom, walczą w obronie ojczyzny.
— Najwidoczniej nie bierze pan pod uwagę krytycznego położenia i niemożnosci zahamowania
niemieckiego naporu. Na podstawie własnych źródeł informacji rząd radziecki doszedł do przekonania, że
wojska niemieckie nieuchronnie dojdą do granic ZSRR.
— Ale nawet najbardziej pesymistyczne oceny położenia wojskowego nie mogą zwolnić waszego rządu
z dwustronnie podpisanych umów i zobowiązań. Wojna dopiero się zaczyna, nie można wykluczyć, że
posuwanie się Niemców w głąb Polski będzie im przysparzać rosnących trudności. Proszę sobie
przypomnieć rok tysiąc osiemset dwunasty...
— No cóż, wobec stanowiska, jakie pan zajął, muszę całą sprawę przedyskutować z moim rządem.
— Proszę bardzo, poczekam.
Oczekiwanie trwało do godziny 4.30. Potiomkin wrócił do swego gabinetu z posępną miną i
oświadczył:
— Przekazałem swoim zwierzchnikom z jak największą dokładnością wszystko, co mi pan powiedział.
Rząd radziecki nie może jednak zmienić raz powziętej decyzji.
— Wobec tego ja także pozostanę przy tym, co oznajmiłem. Mogę jedynie poinformować swój rząd o
fakcie agresji. Żegnam.
Grzybowski nie przyjął zatem noty, zachował własny pogląd na bieg wydarzeń i po powrocie do
ambasady, wkrótce po godzinie 5, nadał radiogram do urzędującego na Pokuciu ministra spraw
zagranicznych Józefa Becka, który zapoznał się z jego treścią około godziny 11. W ambasadzie tymczasem
odbyła się narada, zebrani jednogłośnie stwierdzili, że wskutek nowej sytuacji, zaskakującej dla strony
polskiej, należy niezwłocznie zażądać wiz wyjazdowych. Dalszy pobyt personelu ambasady w Moskwie
stawał się bezcelowy, mogły natomiast wystąpić nieprzewidziane komplikacje, utrudniające wyjazd do
Polski.
*
Jak doszło do tych dramatycznych, brzemiennych w następstwa wydarzeń pamiętnego dnia — 17
września 1939 roku?
Strategicznym, dalekosiężnym celem Adolfa Hitlera, jako przywódcy III Rzeszy, było zdobycie dla
narodu niemieckiego wystarczającej — w jego mniemaniu — przestrzeni życiowej. Dał temu wyraz w
książce „Mein Kampf” (
Moja walka
), będącej swego rodzaju biblią ruchu narodowosocjalistycznego, głosił
ten pogląd przy różnych okazjach, szermując hasłem „naprawy krzywd traktatu wersalskiego”, od sloganów
i pogróżek przeszedł wreszcie do czynów.
Po wchłonięciu Austrii i rozwiązaniu za zgodą mocarstw zachodnich „problemu sudeckiego” już od
jesieni 1938 roku skierował swój wzrok na Polskę, licząc początkowo na jej ustępstwa w kwestii Gdańska i
eksterytorialnej arterii komunikacyjnej na Pomorzu. Gdy w maju 1939 roku, po kilku wcześniejszych
sondażach, otrzymał ustami ministra Becka kategoryczną odpowiedź odmowną, zdecydował się na
rozstrzygnięcie zbrojne. Hitler nie miał złudzeń, że tym razem nie dojdzie do powtórzenia „wariantu
czeskiego” — bezkrwawej aneksji, zapoczątkowanej na mocy układu monachijskiego. Postanowił zatem
odizolować Polskę nie tylko od jej zachodnich sprzymierzeńców, lecz także od Wschodu. Nie chciał
zwłaszcza dopuścić do utworzenia koalicji swych głównych przeciwników z udziałem Związku
Radzieckiego, co mogło postawić Niemcy w obliczu wojny na dwa fronty.
Zamierzony zwrot w zdecydowanie dotychczas antykomunistycznej polityce III Rzeszy trafił — jak
miało się niebawem okazać — na podatny grunt. Układ monachijski potraktowano w Moskwie jako
niepowodzenie podejmowanych przez rząd ZSRR wysiłków na rzecz zbiorowego bezpieczeństwa. Od tego
czasu spoglądano na Francję i Wielką Brytanię z rosnącą podejrzliwością, nie wierząc ani w szczerość
deklarowanej przez te mocarstwa chęci powstrzymania niemieckiej ekspansji, ani też w skuteczność
stosowanych w tym celu metod postępowania. Przemawiając na XVIII Zjeździe WKP(b) w marcu 1939
roku, Józef Stalin oświadczył, że ZSRR jest zwolennikiem wzmocnienia rzeczowych stosunków ze
wszystkimi państwami na zasadzie wzajemnego poszanowania interesów i nie da się wciągnąć w konflikty
przez „podżegaczy wojennych, którzy przywykli do tego, by inni wyciągali za nich kasztany z ognia”. W
całym jego wystąpieniu nie było żadnych akcentów antyniemieckich, a właśnie w czasie trwania zjazdu
Hitler wydal rozkaz zagarnięcia Czech i utworzył satelickie państwo słowackie.
Programowy referat Stalina odczytano w Berlinie jako zapowiedź zmiany kursu w dotychczasowych
stosunkach radziecko-niemieckich. Nie były to tylko gabinetowe spekulacje, skoro już w maju i czerwcu
Wiaczesław Mołotow, następca Litwinowa na stanowisku komisarza spraw zagranicznych, odbył dwie
rozmowy z ambasadorem Niemiec w Moskwie Friedrichem Wernerem von Schulenburgiem i obaj zgodnie
uznali, że mimo istniejących różnic układ o przyjaźni i neutralności z 1926 roku między tymi państwami w
istocie nie wygasł i mógłby być podstawą nowego porozumienia. Zarysowała się zatem realna perspektywa
dalszej wymiany zdań i zbliżenia stanowisk, nie zachwiana z powodu podjętych później w Moskwie
radziecko-francusko-brytyjskich rokowań wojskowych. Przebiegały one od początku w atmosferze
wzajemnych uprzedzeń i utknęły w martwym punkcie, gdy 14 sierpnia komisarz obrony Kliment
Woroszyłow wysunął propozycję wyrażenia zgody na przemarsz Armii Czerwonej przez obszar Polski i
Rumunii.
Nie uczestnicząca w rokowaniach strona polska uznała, że w sprawie o tak kluczowym znaczeniu rząd
ZSRR powinien zwrócić się drogą dyplomatyczną do Warszawy. Na żadne pośrednictwo negocjatorów
francuskich i brytyjskich, nie upoważnionych do występowania w charakterze oficjalnych rzeczników
stanowiska Moskwy, nie mogła udzielić zgody. Wyłaniały się na tym tle także inne wątpliwości i obawy.
„Nie mamy gwarancji, że Rosjanie, raz wszedłszy na nasze ziemie na wschodzie, wezmą w ogóle udział w
wojnie” — oświadczył minister Beck w przekazanej 19 sierpnia francuskiemu ambasadorowi w Warszawie
negatywnej odpowiedzi.
Impas w rokowaniach nie pozostał bez echa w Berlinie.
16 sierpnia minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop przedstawił propozycję zawarcia
niemiecko-radzieckiego paktu o nieagresji, pośrednictwa w normalizacji stosunków radziecko-japońskich
oraz wspólnej gwarancji dla państw nadbałtyckich. Dwa dni później Mołotow poinformował o zgodzie rządu
ZSRR na zawarcie układu, który powinien regulować wszystkie kwestie wzajemnych interesów we
wschodniej Europie. Sugerował jednocześnie przybycie Ribbentropa do Moskwy 26 lub 27 sierpnia. Hitler
wysłał wówczas osobisty list do Stalina, prosząc o przyspieszenie tej wizyty: pierwotny termin ataku na
Polskę wyznaczony był na 26 sierpnia...
Ostatecznie Ribbentrop przyleciał do Moskwy 23 sierpnia i jeszcze tego dnia, po zgodnie i pośpiesznie
przeprowadzonych rokowaniach, pakt o nieagresji został zawarty. Rzeczywiste intencje i następstwa tego
porozumienia zawierał załączony do niego „Tajny protokół dodatkowy” następującej treści:
„Z okazji podpisania paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką a Związkiem Socjalistycznych
Republik Radzieckich, niżej podpisani pełnomocnicy obu Stron poruszyli w ściśle poufnej wymianie zdań
sprawę wzajemnego rozgraniczenia stref interesów obydwu stron. Wymiana ta doprowadziła do
następujących ustaleń:
1. W wypadku terytorialno-politycznych przekształceń na obszarach należących do państw bałtyckich
(Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa) północna granica Litwy tworzy automatycznie granicę strefy interesów
Niemiec i ZSRR, przy czym obie Strony uznają roszczenia Litwy do rejonu Wilna.
2. W wypadku terytorialno-politycznego przekształcenia terytoriów należących do Państwa Polskiego,
sfery interesów Niemiec i ZSRR będą rozgraniczone w przybliżeniu przez linię Narew — Wisła — San.
Zagadnienie, czy interesy obu Stron czynią pożądanym utrzymanie odrębnego Państwa Polskiego i jakie
mają być granice tego państwa, może być ostatecznie rozstrzygnięte dopiero w toku dalszych wydarzeń
politycznych, w każdym razie obie Strony rozważą tę sprawę w drodze przyjaznego porozumienia.
3. Jeśli idzie o Europę Południowo-Wschodnią, to strona sowiecka podkreśla swoje zainteresowanie
Besarabią. Ze strony niemieckiej stwierdza się zupełne desinteressement odnośnie tego terytorium.
4. Protokół niniejszy traktowany będzie przez obie Strony jako ściśle tajny.
Podpisali: za rząd Rzeszy Niemieckiej J. von Ribbentrop, jako pełnomocnik rządu ZSRR W. Mołotow”.
31 sierpnia na nadzwyczajnej sesji Rady Najwyższej ZSRR jednogłośnie ratyfikowano zawarty układ.
Jego nieoficjalny załącznik, oznaczający wykreślenie Polski z mapy Europy, pozostawał jeszcze w cieniu i
nie podlegał żadnej dyskusji. Decydując się na takie ułożenie stosunków z rządem III Rzeszy, Stalin
kierował się własnym wyrachowaniem. Sojusz wojskowy z mocarstwami zachodnimi niósł groźbę uwikłania
Związku Radzieckiego w wojnę z Niemcami, porozumienie z Hitlerem zapewniało znacznie większe
korzyści kosztem niewielkiego wysiłku Armii Czerwonej. Układ pozwalał na zajęcie wyczekującego
stanowiska w rozpoczynającej się wojnie, otwierał drogę do przesunięcia zachodniej granicy na głębokim
przedpolu Białorusi i Ukrainy, rozszerzał dostęp do Bałtyku, zapewniał wreszcie przywrócenie normalnych
stosunków z Japonią, co nastąpiło po zakończeniu sprowokowanego przez nią zatargu zbrojnego na Dalekim
Wschodzie. W tych uwarunkowaniach tkwiła istota polityki Stalina, który u progu wojny odrzucił wszelkie
skrupuły prawne i moralne wobec wymienionych w pakcie Ribbentrop—Mołotow państw trzecich.
Nieuniknioną konsekwencją tego układu stała się dla Związku Radzieckiego konieczność zbrojnego
wystąpienia i zagarnięcia obszarów położonych na wschód od linii rozgraniczenia interesów, a także
znalezienia formuły, która mogłaby usprawiedliwić inwazję przed światową opinią publiczną. Te kwestie
podnoszone były w wymianie depesz dyplomatycznych na linii Moskwa—Berlin. Wobec Polski
zastosowano początkowo grę pozorów.
Już drugiego dnia wojny ambasador Mikołaj Szaronow zwrócił się do ministra Becka z zapytaniem,
dlaczego Polska nie wszczęła jeszcze pertraktacji w sprawie dostaw materiałów wojennych ze Związku
Radzieckiego, a takie obietnice czynił komisarz obrony Kliment Woroszyłow w swym wywiadzie,
zamieszczonym 27 sierpnia na łamach dziennika „Izwiestia”. Beck niezwłocznie polecił ambasadorowi
Grzybowskiemu zbadanie tej oferty. Okazało się, że w opinii rządu radzieckiego sytuacja uległa zmianie na
skutek przystąpienia do wojny Francji i Wielkiej Brytanii. W grę mogła wchodzić wyłącznie sprawa zakupu
surowców.
Dla strony polskiej nawet i to nie było bez znaczenia, postanowiono więc delegować wiceprezesa
Stowarzyszenia Eksportowego Przemysłu Wojennego, majora Kazimierza Zarębskiego, w celu
przeprowadzenia wstępnych rozmów. Wyjechał on do ZSRR dopiero 12 września i po kilkudniowym
pobycie w Kijowie udał się do Moskwy, dokąd przybył 17 września, już po rozmowie Grzybowskiego z
Potiomkinem.
Sprawa dostaw radzieckich wypłynęła też w przeddzień podróży majora Zarębskiego, 11 września,
kiedy ambasador Szaronow poinformował w Krzemieńcu ministra Becka o swym wyjeździe z Polski do
położonej w pobliżu granicy Szepietówki po odbiór nowych instrukcji. Obiecywał powrót za dwa dni bądź,
w razie wezwania do stolicy, najdalej za tydzień. Przewidując możliwość kontynuowania negocjacji
handlowych, wystawił wizę wjazdową dla podpułkownika dyplomowanego Konstantego Zaborowskiego,
zapewniając, że ten w dowolnym terminie może udać się do Moskwy. Szaronow już nie wrócił, bieg
wydarzeń przekreślił jego obietnice i przewidywania.
Faktyczną postawę radzieckiego kierownictwa dokładniej odzwierciedlały ówczesne rozmowy i
wymiana korespondencji z przedstawicielami władz niemieckich. 3 września Ribbentrop depeszował do
ambasadora Schulenburga: „Spodziewamy się pobić armię polską w ciągu paru tygodni. Będziemy zapewne
prowadzić działania także i w strefie przyznanej Sowietom. Proszę uprzedzić o tym Mołotowa i
przedyskutować z nim, czy Sowiety uznają za wskazane wystąpić we właściwym czasie przeciwko armii
polskiej”.
Odpowiedź nadeszła 9 września: „Mołotow powiedział mi dziś, że sowiecka akcja zbrojna nastąpi w
ciągu najbliższych dni”. W dniu tym nadeszła jeszcze jedna depesza od Schulenburga: „Miałem od
Mołotowa telefon następującej treści: »Otrzymaliśmy zawiadomienie o wkroczeniu niemieckich wojsk do
Warszawy. Proszę przekazać moje gratulacje i życzenia dla rządu Rzeszy«”.
Gdy jednak wiadomość o zajęciu stolicy Polski okazała się przedwczesna, strona radziecka zaczęła grać
na zwłokę. Już następnego dnia Schulenburg musiał zameldować: „Na dzisiejszym spotkaniu Mołotow
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl