Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

Kim Ty jesteś ???

Ważne pytanie. Co odpowiesz ? - Że sobą ? A co to znaczy ?
Niektórzy Ci to tłumaczą: "usłuchaj pragnienia" i napij się takiego napoju; "bądź sobą" - wybierz jakiś inny; a w ogóle to "róbta co chceta"... I wszystko to niby dla Ciebie. Tak jakby wystarczyło napić się napoju o takim czy innym smaku, przestać myśleć o tym, co się robi, by już osiągnąć szczyt człowieczeństwa.
Co za idiotyzmy! Aż czarna rozpacz ogarnia.
Skąd wziąć pomysł na odkrycie, kim jest każde z nas?
Ostrożnie z tym, co ludzie wymyślają... Znamy filozofie, które dochodziły do wniosku, że jesteśmy rozumnymi (a i to nie za bardzo) zwierzętami. Czujesz się tak? Ja nie... Inne twierdziły, że powinno się nas dzielić według ras - i to miałoby świadczyć o wartości (lub bezwartościowości) każdego z osobna. To co zrobić z przedstawicielami naszej rasy, którzy się tak upodlili, że wstyd Ci, gdy ich widzisz - na przykład - pijanych w sztok na ulicy?

Nie ma co się oszukiwać. Nikt na tacy nie poda Ci recepty na "siebie"... Musisz sam(-a) odkryć, kim tak naprawdę jesteś. Musisz przyjrzeć się sobie, człowieku.
Właśnie: " C Z Ł O W I E K U "...
Jesteś człowiekiem, to jasne. Zwierzęta nie serfują w Sieci J
Jesteś kimś, kto "składa się" z ciała i szeroko rozumianej "psyche", czyli niematerialnej psychiki, rozumu, inteligencji i - dla wierzących - duszy, która jest też niematerialna. Poznawać siebie, to znaczy odkryć wartość tejże "psyche", jej możliwości i działanie, oraz poznać rzeczywistą wartość swojego ciała - by nie wpaść w skrajność koncentracji na swojej cielesności, ani też jej nie odrzucić. Człowiek to istota z natury powołana do wielkości: jest z tego świata, ale znacznie go przerasta. Człowiek to istota wielka - chyba, że z tej wielkości sama zrezygnuje. Jest tak, bo jedną z cech wielkości człowieka jest możność decydowania o sobie - rozum jest ponad naszymi popędami... Człowiek jest wolny! Taki(-a) właśnie jesteś.

A to jeszcze nie wszystko: ludzie nie są identyczni. Jak wstaniesz od komputera, a nie będzie to trzecia nad ranem, wyjrzyj przez okno. Zobaczysz dwa podstawowe rodzaje ludzi: mężczyzn i kobiety. I to jest kolejny krok odkrywania prawdy o sobie - jesteś albo mężczyzną, albo kobietą...

Pytanie brzmi: co to znaczy?
Co to znaczy być kobietą? Co to znaczy być mężczyzną?


Nie zamierzam tu poruszać kwestii biologicznych różnic między płciami. Mam nadzieję, że dla wszystkich są one oczywiste...
Bardziej interesujące wydaje mi się zastanowienie się nad płcią jako zbiorem cech psychicznych - o tym w mediach popularnych mówi się rzadko, a jeżeli już, to błędnie; zaprzeczając istnieniu jakichkolwiek różnic (kłaniają się feministki, którym wydaje się, że niczym nie różnią się od mężczyzn...).
Psychologia stwierdza nie tyle istotne różnice między płciami w "zestawie" cech, co w ich przejawach. Określanie cech jako męskie i kobiece wiąże się ze spostrzeganiem kulturowym: każde z nas funkcjonuje w społeczeństwie, które stawia przed nami określone zadania do wykonania. Zgodność z tymi oczekiwaniami ułatwia zaakceptowanie siebie i poczucie własnej wartości. A społeczeństwo oczekuje tego, co wspiera jego zwartość i witalność. Widać to zwłaszcza w rodzinie. Chociaż to akurat niekoniecznie wiąże się tylko z kulturą i tradycją społeczną. Wielu naukowców role społeczne, które mamy do wykonania, uzasadnia z ewolucyjnego punktu widzenia.

Wyobraź sobie rodzinę z epoki kamienia łupanego. Ona ma urodzić dziecko (to już kwestia natury...). Jej sprawność ruchowa spada, a potem, po urodzeniu - ona, jako ta, która jedyna może to dziecko wykarmić, pozostaje w - przyjmijmy - jaskini. Kto zatem ma zatroszczyć się o pożywienie (polować?). Kto ma dbać o bezpieczeństwo i obronę przed niebezpieczeństwami? On, mężczyzna.

To prawdopodobnie stąd wziął się kulturowy obraz mężczyzny i kobiety. Po prostu pewne elementy pełnionych ról wymusiła sama natura. Wspiera to nasza anatomia i fizjologia. Zabawne jest twierdzić, że powinno być inaczej, nie sądzisz? Bo kto kłóci się z naturą? I po co?
Na tym powstaje reszta, która jest efektem wychowania (zwłaszcza w rodzinie).

Żebyśmy dobrze się zrozumieli: absolutnie nie twierdzę, że kobieta jest tylko po to, by zajmować się domem, dziećmi i siedzieć w kuchni. Taki obraz kobiety to skrajność, w którą popadło wiele społeczeństw. Skrajność, która - po wiekach - zaowocowała nie tyle równouprawnieniem, co oszalałym feminizmem - kolejną skrajnością...
Do takich skrajności mamy zresztą szczególny pociąg. Skrajny obraz obu płci to "męscy mężczyźni" i "kobiece kobiety", czyli - przekładając to z języka psychologii - twardzi, bezuczuciowi i inteligentni faceci (co to nigdy nie płaczą) i słabiutkie, głupiutkie i nadwrażliwe laleczki (mdlejące przy każdej okazji). Niestety, tacy ludzie - jak wynika z badań - są bardzo schematyczni w swoich reakcjach, a ich zadowolenie z małżeństwa jest nadzwyczaj małe.

Zmiana nie powinna polegać na zamianie ról, ale na wypośrodkowaniu (jak zazwyczaj, i tu "złoty środek" okazuje się najmądrzejszy...). Jeśli pozwolisz sobie i tej drugiej (ukochanej?) osobie na dopuszczenie do głosu zarówno istniejących w was cech męskich, jak i kobiecych (tak, tak...), okaże się, że rozumiecie się znacznie lepiej i lepiej potraficie się wspierać. A o to właśnie chodzi, jeżeli planujecie wspólne życie. O to również chodzi, jeśli chcecie odnaleźć się w społeczeństwie i dać mu z siebie to, co najlepsze. To się uda, jeśli przyjmiesz swoją płeć taką, jaka jest naprawdę: w całej jej słabości i sile, która pozwala wypełnić zadanie, jakie nakłada na Tobie natura i społeczeństwo. Bez udawania i gier.

Masz prawo, dziewczyno, być posłem, czy prezesem firmy - pod względem intelektualnym nie ma różnic między płciami. Ale nie pozwól, by w imię "równouprawnienia" odbierano Ci prawo do urlopu macierzyńskiego i wyzywano od "kur domowych", jeśli chcesz poświęcić się dla swojej rodziny!
Masz prawo, mężczyzno, ugotować obiad i zająć się dzieckiem..., masz nawet prawo czasem sobie zapłakać (to na pewno lepsze niż tzw. zalanie robaka - taki "męski" sposób na problemy). Ale nie przestań być tym, który jest filarem swojej rodziny. Z natury jesteś jej siłą i obrońcą!

Jeśli odkryjesz w sobie oba rodzaje cech i zaakceptujesz je - może Ci się udać. Pod warunkiem, że najpierw zaakceptujesz to, kim jesteś w swojej płci. Wtedy wreszcie będziesz wiedział(-a), jakim człowiekiem chcesz być...

DLACZEGO JESTEŚ WŁAŚNIE TAKI(-A)?


No właśnie: co sprawia, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy? Jak to się dzieje, że jesteśmy tak różni (i nie chodzi mi wcale o wygląd zewnętrzny) od siebie nawzajem? Dlaczego każdy z nas ma tak inną osobowość?
To jest to... To słowo: "osobowość".
W jej skład wchodzi nasza inteligencja wraz z posiadanymi przez nas pojęciami i przekonaniami oraz nasze uczucia, potrzeby, wartości i postawy. To wszystko jest dość trudne do zdefiniowania, bo osobowość to nie suma tych składników, ale ich wypadkowa (wiemy [ ;-) ] z matematyki, co to oznacza...). To, co nas tu interesuje, to fakt, że osobowość jest dynamiczna - zmienia się w ciągu życia człowieka. To dlatego tak bardzo różnisz się od siebie sprzed pięciu, piętnastu, czy ...dziestu lat.

Co wpływa na kształt Twojej osobowości? Fundamentem są te możliwości, które masz wrodzone:

· to Twoje zdolności umysłowe (to dlatego czasem jednym nauka idzie łatwo, a innym z trudnością; jedni mają "umysł ścisły", a inni są "humanistami"),

· ruchowe (nie każdy może być zegarmistrzem lub mikrochirurgiem; nie każdy też będzie wielkim sportowcem),

· zmysłowe (wrażliwość słuchowa, wzrokowa, węchowa itp.),

· uczuciowe (emocjonalne),

· cały twój układ nerwowy (od którego zależy, jak reagujesz - porównaj flegmatyka z cholerykiem).
Tego wszystkiego nie da się przeskoczyć, taki masz organizm.

Ale to dopiero fundament. To, co na nim powstanie, zależy od dwóch czynników:

· od środowiska, w którym wzrastasz (rodzina, potem "paczki" rówieśników) - ludzie, którzy Cię otaczają zawsze wywierają na Ciebie jakiś wpływ,

· oraz od tego, co sam ze sobą zrobisz - i to jest najistotniejsze.
Możesz rozwinąć swoje wrodzone zdolności (bo one nie są od razu w maksymalnym stanie) i możesz rozwijać te dobre cechy, które nabyłeś w rodzinie; możesz też zmienić te negatywne cechy, które - być może - wyniosłeś z domu lub z kontaktów z rówieśnikami. Bylebyś nie zatrzymał(-a) się w rozwoju; bylebyś chciał(-a) stać się naprawdę Człowiekiem - dojrzałą osobą, która umie "żyć i pozwala żyć innym".
Twoim zadaniem - i jedynie Ty możesz to zrobić - jest pracować nad tym, aby Twoja osobowość stawała się coraz bardziej dojrzała. Nie - doskonała, ale dojrzała właśnie...
Dojrzała osobowość jest autonomiczna w myśleniu, postępowaniu i przy podejmowaniu decyzji; czyli jest wolna od wpływów zewnętrznych (tzn. od manipulacji, jakiej często różni ludzie chcą Cię poddać, od wciskania Ci, co masz myśleć i wybierać) i wewnętrznych, którymi są mechanizmy w Tobie działające.

Jakie to mechanizmy? Wiele z nich zauważysz, jeśli będziesz uważnie słuchać, co o Tobie mówią inni, zwłaszcza ci mądrzy... Oni często (choć nie zawsze) spostrzegają to, czego Twój umysł "nie chce" zobaczyć. Pomóc Ci może w tym dobry (mądry!!!) przyjaciel, rodzic, wychowawca, psycholog czy Twój kierownik duchowy. Bądź jednak pewien, że przymiotnik "mądry" odnosi się do tego, do którego się zwracasz...

Człowiek o dojrzałej osobowości ma ważny cel w życiu i stara się go realizować (niekoniecznie musi to od razu wychodzić...). Ma wybrane wartości, którymi kieruje się w życiu i umie ich bronić.
Do tego jednak musi wciąż starać się coraz lepiej poznawać siebie...


Kto Tobą kieruje?
Pewnie się dziwisz: "Co za głupie pytanie? Przecież to ja sam(-a) sobą kieruję!" -No, niby prawda. Ale czy zawsze świadomie kierujesz swoim postępowaniem? Czy zawsze zachowujesz się tak, jak trzeba i tak, że tego później nie żałujesz?...
No właśnie. Jeśli odpowiadasz szczerze, mówisz: nie. Dlaczego tak jest?
Otóż przez całe życie, a zwłaszcza w okresie dzieciństwa, uczymy się pewnych zachowań. Utrwalają się one w formie schematów, które dochodzą do głosu w określonych - podobnych - sytuacjach. Wiąże się to z funkcjonowaniem naszej psychiki: równocześnie poznajesz i myślisz oraz przeżywasz i odczuwasz. A zatem z każdą naszą myślą i decyzją wiążą się określone emocje.

Ich działanie widzisz szczególnie wtedy, gdy spotykasz się z problemem. Problemów nie trzeba się bać; tak naprawdę są one po to, abyś nie zatrzymał(-a) się w rozwoju. Można by pomyśleć, że życzenia "słodkiego, miłego (tzn. bezproblemowego) życia" nie są najlepszymi życzeniami ;-) ... A jak to działa?

Chciał(a)byś żyć na przyzwoitym, niezłym poziomie materialnym. Pracujesz więc uczciwie, ale nagle spostrzegasz, że na znacznie wyższym poziomie żyją cwaniacy, krętacze, złodzieje - a Tobie nie najlepiej się powodzi. Wniosek nasuwa się sam: trzeba stać się takim, jak oni... Ale Twoje zasady moralne Ci nie pozwalają.
Przeżywasz konflikt. Co masz zrobić?
Możesz, oczywiście, stać się cwaniakiem, krętaczem, złodziejką... Może nawet poradzisz sobie z wyrzutami sumienia ("wszyscy tak robią..."). Ale o rozwoju już nie ma co mówić - już staczasz się na dno.
Możesz wkurzać się na to, że tak jest; kląć wszystkich dookoła i wzywać pomsty Bożej. To ładny początek nerwicy - nie rozwiązujesz problemu, więc zatrzymujesz się w rozwoju...

Ale możesz ten konflikt dobrze rozwiązać. Wystarczy tylko "przemeblować" swoją hierarchię wartości (słowo "tylko" jest żartem, oczywiście). W sytuacji takiej jak ta musisz dokonać klasycznego wyboru: "być czy mieć"... Wybrać, co jest dla ciebie ważniejsze...

W tego typu sytuacjach, gdy sfrustrowany niemożnością pokonania przeszkody naukowiec, zamiast rozbić swoje laboratorium, albo zrzucać winę na ludzi wokół siebie, poszukał innego wyjścia z sytuacji, rodziły się wspaniałe, nieoczekiwane wynalazki!
W ten sposób i Ty możesz odkryć w sobie nowe zdolności i możliwości.

Jeśli jednak wcześniej nie potrafiłeś znaleźć dobrego wyjścia z sytuacji problemowej mogą uruchomić się w Tobie mechanizmy, które działają poza Twoją świadomością. Warto o nich wiedzieć, ponieważ wówczas - jeśli w Tobie działają - możesz je przepracować na takie, które będą naprawdę korzystne dla Ciebie - i stać się wewnętrznie wolnym. Te niewłaściwe, i owszem, pomagają Ci przetrwać, ale przeszkadzają w rozwoju. Takie mechanizmy psychologia nazywa mechanizmami obronnymi...


Naprawdę pomóc sobie...


Każdy źle rozwiązany problem, każda porażka grozi nam lękiem i "zdołowaniem": tak łatwo wtedy jest stwierdzić - "a jednak jestem do niczego...". Nasza psychika, z troski o swój stan, nie zamierza do tego dopuścić! Uruchamia więc wyuczone wcześniej sposoby radzenia sobie z takim problemem - mechanizmy obronne.

Kiedy pewne przeżycia są zbyt trudne, by sobie z nimi poradzić, psychika stawia tamę, która tych przeżyć nie dopuści do świadomości. Tak dzieje się w przypadkach wyjątkowo ciężkich (traumatycznych) doświadczeń. Zauważa się ten mechanizm na przykład u ludzi, którzy przeżyli wojnę (po Wietnamie zgromadzono obszerne materiały na ten temat przy terapii żołnierzy tam walczących); u tych, którzy byli wykorzystani seksualnie w dzieciństwie; u poniżanych przez ważne dla siebie osoby itp.
Wtedy następuje wyparcie: człowiek zapomina o wydarzeniu. Daje to przejściową ulgę, ale na dłuższą metę tylko szkodzi, bo emocje, które zrodziły się przy tym przeżyciu (a to one tak bolą!), będą działały nadal - wtedy już zupełnie poza kontrolą... I tu często potrzebna jest terapia u fachowca.
Pewne fakty tłumi się świadomie, z lęku przed wnioskami, które się nasuwają. Dzisiaj taka postawa bywa widoczna wokół tematu śmierci - lepiej o tym nie mówić. Ale czy to coś zmieni? Niewątpliwie za to przeszkodzi w przeżywaniu życia...

Musisz bronić się przed tym, co może wpływać na Ciebie nieświadomie. Człowiek rozumny, to człowiek świadomy siebie i swoich przeżyć. Nie zawsze możesz poradzić sobie z tym sam; dlatego są ludzie, którzy mogą pomóc: psychologowie, duchowni itd.

Innym bardzo często stosowanym mechanizmem jest tzw. racjonalizacja. Może spotykasz się z takimi odpowiedziami na pytania:
- Dlaczego "wynosisz" różne rzeczy z zakładu? Dlaczego (na przykład) jeździsz bez biletu?
- Bo wszyscy tak robią...
A jakże, przecież gdybym przyznał się, że jestem złodziejem, sumienie by mnie zagryzło. Więc racjonalizuję: tłumaczę swoje zachowanie tak, by nie obciążyć siebie...

Albo, gdy kogoś nie cierpię, bardzo łatwo mogę ukryć to przed sobą: wystarczy projekcja: to nie ja nienawidzę, to on(-a) jest dla mnie wredny(-a)!
I już, mam spokojne sumienie: Ja jestem "cacy"...

Widzisz, mniej więcej tak to funkcjonuje. I - jak napisałem wcześniej - są to mechanizmy nieświadome, nad którymi nie zapanujesz, dopóki ich nie poznasz i - nie rozpoznasz w swoim działaniu. Dlatego tu o nich wspominam. Bo to nie są mechanizmy, które czynią z Ciebie marionetkę!
Twoim zadaniem jest je poskromić i być naprawdę "panem samego siebie"... Być wolnym, decydującym o sobie, Człowiekiem.

Nie bój się, to nie jest aż tak bardzo trudne... Choć trzeba w poznawanie siebie wciąż wkładać niemało wysiłku, pamiętaj: nic, co wielkie, nie przychodzi łatwo i "z biegu". Ale daje taką satysfakcję, jak wdrapanie się na najwyższy szczyt górski. Warto? Warto.
Może nie jesteś Jedi, ale masz w sobie tę moc... Może czasem wydaje Ci się, że jesteś w ciemnym tunelu, ale spójrz: naprawdę widać w nim światełko! Zawsze jest jakieś wyjście - a Ty możesz je znaleźć.

Napisane na podstawie tekstu

 

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl