Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
CZY JESTEM UZALEŻNIONY?
Z pewnością nieraz widziałeś w telewizji lub na ulicy narkomana. Był chudy, chory, brudny, ledwo trzymał się na nogach. „Nie, nie dopuszczę, aby ze mną stało się coś podobnego"- myślałeś wtedy. Nawet jeżeli palisz marihuanę czy bierzesz amfetaminę, myślisz: „nie zostanę narkomanem, jestem zbyt ostrożny i silny; wiem, kiedy przestać". Powtarzasz to sobie jak modlitwę i w to wierzysz. Nawet nie wiesz, kiedy twoje dawki wzrastają i już sam skręt przestaje wystarczać.
Z czasem pierwszą myślą, która przychodzi ci do głowy zaraz po przebudzeniu jest: „jak i gdzie można dostać narkotyk?". Szkoła, dom, praca i znajomi - wszystko to traci na wartości wobec cudownego „leku": trawki, LSD, czy amfetaminy. Jak do tego doszło?
Zaczyna się niewinnie: „Spróbuj, od tego jeszcze nikt nie umarł" - namawiają koledzy. „Będziesz się lepiej bawić, wyluzujesz się lub napiszesz klasówkę bez kłopotów" - kuszą. Próbujesz i bardzo szybko znajdujesz się w gronie tych, którzy przeżyli swój pierwszy „odlot". Jeżeli za pierwszym razem nie było zbyt cudownie, powtarzasz eksperyment. W końcu wiesz już jak czuje się człowiek „nagrzany", zaspokoiłeś ciekawość i stwierdziłeś, że te wszystkie historie o narkotykach są mocno przesadzone. Mało tego - na wszystkich innych, którzy nie przeszli takiej inicjacji, patrzysz z góry, z pewną wyższością. Czujesz się panem samego siebie, kontrolujesz sytuację, nawet nie myślisz o czymś takimjak uzależnienie.
Tymczasem - zupełnie niepostrzeżenie - nauczyłeś się, że w chwilach stresowych, przy dużych kłopotach można na chwilę o nich zapomnieć biorąc narkotyk. Lub też inaczej: że dobra zabawa w czasie towarzyskiej imprezy zaczyna się dopiero wtedy, gdy wypijesz trochę więcej alkoholu lub zapalisz marihuanę. Bardzo szybko pojmujesz to nowe równanie:
Ja + narkotyk = zapomnienie / dobra zabawa / mniejszy lęk - ale tak jednak bywa tylko na początku,
Tak naprawdę to równanie wygląda zupełnie inaczej:
Ja + narkotyk = kłopoty / konflikty / koniec szkoły / uzależnienie
Zaczynasz oszukiwać swój mózg i wszystkich dookoła. Wierzysz, że narkotyk nie jest dla ciebie czymś niebezpiecznym i po pierwszym, zabawnym eksperymencie, chcesz „eksperymentować" dalej.
W każdej następnej tego typu sytuacji pierwszą rzeczą o której myślisz, będzie narkotyk. Przestaniesz szukać innych, naturalnych rozwiązań. To, czy będziesz w stanie rozluźnić się, zapomnieć o kłopotach lub zdać pomyślnie egzamin, uzależnisz od paru chemicznych substancji. Jeżeli narkotyków nie będzie, zaczniesz się niepokoić, będziesz mieć kłopoty ze skupieniem się, z dobrą zabawą i kontaktem z innymi ludźmi. Będziesz się nudzić, wściekać, denerwować. Zaczniesz się uzależniać psychicznie.
Im dłużej ktoś bierze narkotyki, tym bardziej przyzwyczaja do tego swój mózg, a w konsekwencji przyzwyczaja się cały organizm (mówi się wtedy o uzależnieniu fizycznym).
SPRAWDŹ, JAK JEST U CIEBIE
Sygnały ostrzegawcze:
Jesteś na drodze do uzależnienia, jeżeli:
• uważasz, że tylko dzięki narkotykowi (marihuanie, LSD, amfetaminie) jesteś w stanie dobrze się bawić i rozluźnić
• potrzebujesz pomocy środków odurzających, aby móc poradzić sobie z kłopotami, na chwilę o nich zapomnieć
• uważasz, że tylko dzięki amfetaminie jesteś w stanie nauczyć się zadanego materiału
• jesteś gotów zaryzykować własne zdrowie za cenę akceptacji grupy kolegów
• sądzisz, że całkowicie zapanowałeś nad sytuacją i tylko TY decydujesz, czy wziąć narkotyk, czy też nie
• zażywanie narkotyków kojarzysz z zabawą i przyjemnością.
Jesteś już uzależniony, jeżeli:
• potrzebujesz coraz więcej narkotyku i zażywasz go coraz częściej
• zaczynasz prowadzić podwójne życie
• nie wyobrażasz sobie tygodnia lub dnia bez narkotyku
• zaczynasz tracić „trzeźwych" przyjaciół
• coraz więcej energii wkładasz w oszukiwanie otoczenia
• straciłeś swoje dawne zainteresowania
• utraciłeś kontrolę nad narkotykami i swoim życiem.
(Opracowano z: M. Pasek-„Narkotyki? Ico dalej... )
POTRZEBUJĘ CO TYDZIEŃ BYĆ NA MITYNGU
(ŚWIADECTWO NARKOMANKI)
W ciągu 11-letniego zażywania narkotyków odtruwałam się wielokrotnie i dwa razy podejmowałam leczenie w ośrodkach rehabilitacyjnych - ze skutkiem raczej marnym. Co prawda po 14-miesięcznym pobycie w Fundacji Engelmajera stała się rzecz straszna: narkotyki przestały spełniać swoje zadanie - nie było oczekiwanej euforii, a bez nich świat był koszmarem. Odczułam to jako koniec, koniec mnie. Zdecydowałam się na kolejny i ostatni już detoks. Nie miałam innego wyboru. Nienawidziłam całego świata, myślałam o śmierci, ale brakowało mi zdecydowania, desperacji, aby wykonać ten ostatni krok.
Po trzech tygodniach od telefonu zostałam przyjęta na odtrucie. Już tutaj zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Personel był bardzo miły i cierpliwy, otwarty na mnie - pacjentkę. Widywałam trzeźwych narkomanów, którzy przychodzili w odwiedziny. Bardzo im zazdrościłam tego, że są trzeźwi, dostrzegłam uśmiechniętych, zadowolonych z siebie ludzi. Inspirowali mnie do próby nie brania, rozmawiali ze mną.
Kiedy zapytali mnie: „Może pojedziesz na miting Anonimowych Narkomanów?" - bardzo się bałam. Czułam się taka gorsza wśród tych wszystkich ludzi, znających się, serdecznych dla siebie. Stanowili jedność, a ja byłam jak odmieniec, nie rozumiałam, o czym mówią, ich problemy były dla mnie abstrakcyjne. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek w przyszłości będą mnie dotyczyć. Czułam, że muszę zabrać głos - choć nikt mnie do tego nie zmuszał - żeby zacząć należeć do grupy, żeby stać się jedną z nich. I tak się stało: gdy zaczęłam mówić, nikt mnie nie wyśmiał, nie krytykował - przeciwnie, ludzie dzielili się swoim doświadczeniem. Powoli zaczęłam odczuwać, że tam mam swoje miejsce, poczułam się akceptowana.
Przed wstąpieniem do AN myślałam, że chcąc nie brać - trzeba wygrać z narkotykami, że narkotyki mająmi się stać obojętne, że mam o nich zapomnieć. Tym większe było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że początek trzeźwienia to uznanie swojej przegranej z ćpaniem, swojej bezsilności w stosunku do choroby, na którą cierpię - narkomanii. Że właśnie mam pamiętać o tym, kim jestem i jaki mam problem. To była istna rewolucja w mojej głowie, nigdy wcześniej nie słyszałam, że ze stanu bezsilności można czerpać siły do dalszego życia - trzeźwego życia.
Należę do wspólnoty ponad 4 lata i wciąż potrzebuję mitingów. Jest to jedyne miejsce, w którym mogę mówić otwarcie o swoich problemach i j estem rozumiana. Dostaj ę wsparcie od ludzi, którzy są takimi samymi narkomanami jak ja i którzy tak jak ja trzeźwieją. Z tej grupy czerpię siłę do życia, do pokonywania codziennych trudności. Na mitingach nauczyłam się ujmować w słowa swoje myśli i uczucia. Wyczuwam w grupie ogromną siłę: zamiar, o którym mówię na mitingu, łatwiej wdrażam w życie. Biorę odpowiedzialność za swoje słowa. Problemy, które w mojej głowie urastają do niewykonywalnych i wyjątkowych, tutaj okazują się zwyczajne, ludzkie i do pokonania. Praca według Dwunastu Kroków AN skłania mnie do refleksji nad sobą, do poznawania siebie.
Udział we wspólnocie Anonimowych Narkomanów to dla mnie rozwój w pełnym tego słowa znaczeniu. Dwanaście Kroków AN to swego rodzaju „mapa życia", dzięki której wiem, jak się poruszać w świecie, jak zrobić rachunek sumienia, jak otworzyć się na innych.
Uwielbiam wprost zabierać głos na mitingach, lubię te emocje w czasie mówienia, odkrywanie siebie, przyglądanie się sobie. Lubię dynamikę, jaką tworzą ludzie z grupy - nie pamiętam dwóch identycznych mitingów, każdy jest inny, z każdego mogę coś wziąć dla siebie. Jest to niepowtarzalne i nieocenione bogactwo, dzięki któremu umacniam się w sobie, zyskuję zaufanie do siebie i wiarę w siebie.
Mogę powiedzieć, że znalazłam swoje miejsce na ziemi, świat nie jest już taki wrogi, zyskałam przyjaciół i wierzę, że gdy będę trzeźwa, zdołam pokonać trudności i z wiarą robić wszystko, co w mojej mocy. Ale do tego potrzebuję co tydzień być na mitingu i powiedzieć: „Mam na imię Miszka, jestem narkomanką".
(Oprac: z: „Światproblemów" nr 7-8 (78-79) rok 7)