Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
Po szabacie zeszli się kolejno Jan, Piotr i Jakób Starszy do sali niewiast, by wspólnie z nimi oddać się żalowi i nieco je pocieszyć. Wnet jednak odeszli, a niewiasty jeszcze raz wróciły do swych celek, wysypanych popiołem, i otu?liwszy się w okrycia żałobne, pogrążyły się w mo?dlitwie.
Wtem pojawił się Najśw. Pannie anioł z po?leceniem, by wyszła do furtki Nikodema, bo zbli?ża się Pan. Radość napełniła serce Maryi; nie wspominając nic innym niewiastom, otuliła się w płaszcz i pospieszyła do furtki w murach, którą wychodziło się do ogrodu Józefa. Była może dziewiąta godzina wieczorem. Najśw. Panna szła spiesznie, we wskazanym kierunku, gdy wtem już w pobliżu furtki zatrzymała się nagle i z za?chwyceniem radosnym zaczęła spoglądać w górę ku wysokim murom miejskim. Spostrzegła, bowiem jak powietrzem płynęła ku niej świetlista Najśw. dusza Jezusa, bez żadnego śladu ran, otoczona licznym orszakiem dusz praojców. Jezus, zwróciwszy się ku Patriarchom, wskazał na Najśw. Pannę i rzekł: ?Oto Maryja, Matka Moja!" Poczym, jak mi się zdawało, uścisnął Ją i zniknął. Najśw. Panna upadła na kolana, całując w uniesieniu miejsce, na którym Jezus co dopiero stał; ślady stóp Jej i kolan pozostały wyciśnięte na kamieniu. Z pociechą niezmierną w sercu, powróciła Maryja do niewiast i zastała je zajęte przy stole przygotowywaniem maści i ziół wonnych. Nie wspominała im nic o tym, co zaszło, tylko tym goręcej, pocieszała je i umacniała we wierze. Stół, przy którym stały niewiasty, była to płyta, oparta na niskich krzyżowaniach, na kształt stołu kuchennego; okrywała go chusta, zwieszająca się aż do ziemi. Jedne z niewiast wybierały różne zioła, mieszały je i porządkowały, inne krzątały się koło flaszeczek z wonnym olejkiem i wodą nardową. Widziałam też na stole sporo żywych kwiatów, między którymi rozpoznałam prążkowany irys, czy też lilię. Zakupiła to wszystko w mieście Magdalena, Maria Kleofy, Salonie, Chusa i Maria Salome podczas nieobecności Maryi, a teraz zawijały w chusty, miały bowiem zamiar pójść raniutko do grobu i jeszcze raz obsypać ziołami i namaścić wonnościami zwłoki Jezusa. Część tych zapasów zakupili uczniowie u jednej przekupki i przynieśli tu, nie wstępując jednak do niewiast.
Stąd przeniosłam się duchem do więzienia Józefa z Arymatei. Modlił się właśnie, gdy wtem więzienie napełniło się światłem i głos jakiś zawołał na niego po imieniu. Nadprzyrodzoną mocą podniósł się pował w górę, w miejscu, gdzie stykał się ze ścianą; w otworze pojawiła się jakaś świetlista postać, spuściła w dół chustę, podobną do całunu w który owinięto Jezusa, i kazała, Józefowi wyleźć po niej w górę. Józef chwycił chustę obiema rękami, i wspierając się nogami o wystające kamienie, wdrapał się z więzienia po ścianie, wysokiej na dwóch chłopów. Gdy stanął już na murze, otwór zamknął się za nim, a zjawisko cudowne znikło. Sama jednak nie wiem, czy to anioł go uwolnił, czy sam Zbawiciel. Józef w ten sposób uwolniony, pobiegł ostrożnie po murze miejskim aż w pobliże wieczernika; mur bowiem od południa podchodził aż w pobliżu Syjonu. Tu dopiero zlazł i zapukał do wieczernika; zgromadzeni przy zamkniętych drzwiach uczniowie smucili się właśnie bardzo jego zniknięciem, tym bardziej, że uważali za prawdziwą pogłoskę, jakoby Żydzi wrzucili Józefa do kloaki. Usłyszawszy pukanie do drzwi, otworzyli, i oto ujrzeli Józefa, zdrowego, całego. Radość ich była tak wielka, jak później, gdy Piotr tak samo cudownie uwolniony, wśród nich się pojawił. Józef opowiedział im o cudownym zjawisku i swym oswobodzeniu, a oni, napełnieni wielką otuchą, całym sercem dziękowali Bogu. Pomyślano też zaraz o posiłku dla przybyłego. Tej jeszcze nocy umknął Józef do swego miasta rodzinnego Arymatei, i dopiero wywiedziawszy się, że mu żadne nie zagraża niebezpieczeństwo, powrócił do Jerozolimy. Po szabacie widziałam Kajfasza w otoczeniu znakomitych kapłanów w domu Nikodema, rozmawiającego z nim na pozór bardzo serdecznie i wypytującego o coś, ale już nie pamiętam, o co. Nikodem pozostał jednak zimnym, nieugiętym i wiernie stał po stronie Jezusa, więc wnet się rozstano. Koło grobu świętego cicho było i spokojnie. Strażnicy, w liczbie siedmiu, stali lub siedzieli naprzeciw groty i po bokach. Kassius stał przez dzień cały w rowie u wejścia, rzadko i to tylko na chwilę opuszczając swe stanowisko. I teraz był sam znowu, pogrążony w rozmyślaniu i oczekiwaniu czegoś niezwykłego, bo już łaska Boża go oświeciła, dając mu poznać wiele nieznanych, tajemnych rzeczy. Było to w nocy; kagańce ustawione przed grotą, oświecały w koło mrok jaskrawym blaskiem. W grobie spoczywało Najśw. Ciało, zawinięte tak, jak je złożono. Światło otaczało zwłoki, a w głowach i w nogach grobu stali dwaj aniołowie, pogrążeni w cichym uwielbieniu. Ubrani byli mi kształt kapłanów, zaś cała ich postawa i ręce, skrzyżowane na piersiach, przypominały mi żywo Cherubinów nad arką, tylko że nie mieli skrzydeł. W ogóle cały obrzęd pogrzebowy i grób Zbawiciela przywodziły mi nieraz na pamięć Arkę przymierza w rozmaitych kolejach, jakie przechodziła. Kassius za łaską Bożą musiał widzieć po części to światło, otaczające zwłoki Jezusa, jako też przeczuwać obecność aniołów i dlatego stał tak wpatrzony wciąż w zamknięty grób, jak ktoś, co uwielbia Najśw. Sakrament. Wtem zdało mi się, że Najśw. dusza Jezusa spuszcza się przez skałę do grobu wraz z uwolnionymi du?szami praojców i daje im poznać w całej pełni udręczenie Swego męczeńskiego Ciała. Zdawało się, że całuny odpadły i ujrzałam Najśw. Ciało, okryte ranami. Wyglądało to, jak gdyby Bóstwo, złączone z tym Najśw. Ciałem, rozwijało tajemniczo przed duszami zupełny obraz skatowania i męki tego Ciała, które wydawało się zupełnie przezroczyste, dające się przeniknąć do głębi. Można było rozpoznać aż do najdrobniejszych szczegółów wszystkie rany i uszkodzenia, wszystkie boleści i cierpienia. Dusze ze czcią najgłębszą patrzały na to wszystko; zdawało mi się, że drżą i płaczą z wielkiego współczucia.
Teraz nastąpiło widzenie tak tajemnicze, mistyczne, że nie potrafię dokładnie wypowiedzieć go słowami. Zdawało mi się, jakoby dusza Jezusa wraz z ciałem uniosła się w górę, nie wlewając jednak w nie życia przez zupełne połączenie się z nim. Dwaj aniołowie podnieśli święte Ciało w postawie prostej, ale tak ułożone, jak spoczywało w grobie. Wśród wstrząśnienia otwarła się skała i ciało uniosło się w górę ku niebu. A tak stawił Jezus Swe ciało srogo umęczone przed tronem Ojca Swego niebieskiego, wobec niezliczonych chórów aniołów, cześć Mu oddających. Połączenie duszy Jezusa z ciałem nastąpiło w podobny sposób, jak po śmierci Jezusa dusze Proroków wstępowały w swe ciała i pojawiały się w świątyni, ale nie było to rzeczywiste odżycie i nie musiały znowu powtórnie umierać; po skończeniu zadania dusza rozłączała się z ciałem bez gwałtownych wstrząśnięć konania. ? Dusze praojców nie towarzyszyły ciału Jezusa do nieba.
Przy wychodzeniu ciała wstrząsnęła się gwałtownie grota. Czterej żołnierze ze straży byli właśnie w mieście za jakimś zakupiłem, a trzech tylko było przy grobie. Wstrząśnienia obaliło ich na ziemię i oszołomiło na chwilę; myśleli oni, że to trzęsienie ziemi, nie poznając właściwej przyczyny. Kassius jeden przeczuwał, choć niezupełnie jasno, co się dzieje, więc wzruszony był bardzo i stojąc na swym miejscu, oczekiwał z wielkim skupieniem dalszych następstw. ? Tymczasem powrócili z miasta także nieobecni czterej żołnierze.
Przygotowawszy wonności i zawinąwszy je w chusty, rozeszły się święte niewiasty do swoich sypialń, by pokrzepić się nieco snem, bo miały zamiar przed świtem udać się do grobu. Kłopotały się jednak wielce tym, jak ten zamiar wykonać, obawiały się bowiem, że wrogowie Jezusa będą im wstręt czynić i je prześladować, gdy wyjdą z domu, ale Najśw. Panna dodała im otuchy, zapewniając, że śmiało mogą iść do grobu, bo nic ich złego nie spotka. Uspokojone nieco udały się na spoczynek. Nadeszła godzina jedenasta. Najśw. Panna, miotana miłością i tęsknotą, nie mogła zasnąć, więc wstała ze Swego posłania, otuliła się w szary płaszcz i wyszła. Pomyślałam sobie z goryczą, jak można tę Matkę najświętszą strwożoną i znękaną, w takich okolicznościach puszczać samą. Nikt Jej nie widział wychodzącej. Doszedłszy da domu Kajfasza, poszła stąd do miasta ku pałacowi Piłata, a był to spory kawał drogi. I tak obchodziła samotna całą drogę krzyżową Jezusa, mijała jedną opustoszałą ulicę za drugą, zatrzymując się na wszystkich miejscach, gdzie Jezus doznał cierpienia i jakiejkolwiek katuszy. Najśw. Panna robiła wrażenie osoby, szukającej jakiej zguby. Często przyklękała na ziemi i macała w koło ręką po kamieniach, a potem przykładała ją do ust, jak gdyby, dotknąwszy się świętych śladów krwi Jezusa, ze czcią je całowała. Choć noc była, jednak Maryja widziała jasno wszystkie miejsca, uświęcone męką Jezusa, więc obchodziła je, przejęta miłością i czcią. Tak doszła Maryja aż pod Kalwarię i tu stanęła nagle, bo oto zdało się, jakoby się przed nią pojawił Zbawiciel w Swym świętem, umęczonym ciele; przed Nim szedł anioł, dwaj aniołowie ż grobu po bokach, a za Nim tłum uwolnionych dusz. Zbawiciel podobny był do mknącego trupa, nieruchomy, słychać było tylko słowa, wychodzące z ust Jego. Oznajmiał Swej Matce, co zdziałał w otchłani, dalej, że zmartwychwstanie wnet w ciele uwielbionym i się Jej pojawi, więc niech oczekuje Go koło owego kamienia przy górze Kalwarii, gdzie upadł pod krzyżem. Po tych słowach posunął się cały orszak, z Jezusem na czele, ku miastu, a Najśw. Panna uklękła przy owym kamieniu, przy którym kazał Jej Jezus czekać na Siebie i pogrążyła się w modlitwie. Było już teraz zapewne po dwunastej godzinie, bo obchód drogi krzyżowej zabrał Maryi sporo czasu. Jezus tymczasem prowadził dusze Swą drogą krzyżową, pokazując im wszystką Swą mękę i przebyte udręczenia. Dusze one ujrzały także ostatnie chwile, a więc przybicie do krzyża, podniesienie krzyża, przebicie boku, zdjęcie z krzyża i przygotowanie do pogrzebu. Przez całą tę drogę zbierali aniołowie tajemniczym sposobem święte cząstki ciała Jezusa, które utracił na różnych miejscach Swej srogiej męki. Potem zdało mi się, jakoby ciało Jezusa spoczęło na powrót w grobie, a Aniołowie uzupełniali je w sposób tajemniczy, cząstkami, zebranymi na drodze krzyżowej. I znowu jak przedtem spoczęło ciało w całunach, otoczone blaskiem, a dwaj Aniołowie w głowach i w nogach grobu oddawali mu cześć. Blada jutrzenka zaczynała zaledwie srebrzyć strop nieba, gdy Magdalena, Maria Kleofy, Joanna Chusa i Salome wyszły z wieczernika, otulone w płaszcze. Pod płaszczami niosły zawinięte w chustach wonności, a jedna miała także płonąca latarkę. Zapasy ich składały się z żywych kwiatów, którymi miały posypać ciało, dalej z soków zielnych, esencji i wonnych olejków do skrapiania. Trwożnie i lękliwie spieszyły niewiasty ku furtce Nikodema.
Zmartwychwstanie Pańskie
Nadeszła wreszcie chwila tak uroczysta dla całego świata, chwila zmartwychwstania Zbawiciela. Ujrzałam najświętszą duszę Jezusa, unoszącą się nad grotą między dwoma Aniołami z hufców wojowniczych, otoczoną zastępem zjawisk świetlanych. Przeniknąwszy skałę, spuściła się dusza na święte zwłoki i pochyliwszy się niejako nad nimi, stopiła się z nimi w jedną całość. W tej chwili widać było przez przykrycia, że członki się poruszają, a oto z boku, z pośród całunów, ukazało się jasne, żywe ciało Pana, z duszą i z Bóstwem złączone; zdawało się, że wychodzi z rany boku prawego, co przywiodło mi na myśl Ewę, powstałą z boku Adama. Wszystko dokoła otoczone było blaskiem.
W tym samym czasie miałam widzenie, jakoby z głębokości gdzieś z pod grobu wychylił się ogromny smok z ludzką twarzą. Miotając na wszystkie strony wężowatym ogonem, zwrócił zjadliwie swą paszczę ku Panu a zmartwychwstały Odkupiciel stanął mu na głowę i cienkim, białym drzewcem chorągiewki, którą trzymał w ręce, uderzył go trzykroć po ogonie. Potwór za każdym uderzeniem kurczył się coraz bardziej i niknął w oczach tak, że wnet tylko głowę było mu widać, a i ta wkrótce zapadła się w ziemię i tylko dojrzeć było można jego twarz ludzką. Podobnego węża widziałam czyhającego w zasadzce przy poczęciu Jezusa. Naturą swą przypominał mi ten potwór owego węża w Raju i sadzę, że to widzenie odnosi się do słów obietnicy: ?Nasienie niewiasty zetrze głowę węża." Całość zdawała mi się być tylko znakiem widzialnym tryumfu nad śmiercią; w chwili bowiem tego widzenia zniknął mi z oczu grób Jezusa, a widziałam tylko Pana, depczącego głowę smoka. Teraz znowu ujrzałam Zbawiciela w chwale świetlistej, jak przeniknąwszy skaliste sklepienie, uniósł się ponad grotę. Ziemia zadrżała w posadach, a równocześnie spłynął z nieba na grób, jak błyskawica Anioł w postaci wojownika, odwalił kamień na prawą stronę i usiadł na nim. Wstrząśnięcie ziemi było tak silne, że aż kagańce zachwiały się, migocąc żywym płomieniem. Strażnicy, ogłuszeni, padli na ziemię, zesztywniani, i pokurczeni, leżeli jak martwi. Kassius widział wprawdzie blask wkoło świętego grobu, widział, jak Anioł odwalił kamień i usiadł na nim, ale nie widział samego zmartwychwstałego Zbawiciela. Oprzytomniawszy szybko, przystąpił do grobu i dotknął rękami próżnych już całunów, potem pozostał jeszcze chwilę w pobliżu, pragnąc gorąco być świadkiem jakiego nowego, cudownego zjawiska. W tej samej chwili, gdy ziemia zadrżała i Anioł spuścił się z nieba pojawił się już Jezus Matce Swój najświętszej obok Kalwarii. Piękny był nad wyraz i majestatyczny, a blask bił od Niego. Okrywała Go na kształt szerokiego płaszcza suknia fałdzista, koloru blado niebieskiego, połyskująca podobnie jak dym w świetle słonecznym; gdy szedł, powiewały za Nim fałdy sukni w powietrzu. Na rękach i nogach znać było błyszcząco rany tak rozwarto, że np. w rany u rąk można było włożyć palec. Brzegi ran biegły liniami na kształt trzech równoramiennych trójkątów, zbiegających się wierzchołkami w jednym punkcie środkowym. Od środka rąk biegły ku palcom promienie. Tak stanął Jezus przed Swą Matką, otoczony duszami praojców; te ostatnie oddały pokłon Najśw. Pannie, a Jezus mówił coś do Niej o widzeniu powtórnym i pokazał Jej Swe rany. Maryja pochyliła się ku ziemi, by ucałować stopy Jego, a wtedy Jezus ujął Ją za rękę, podniósł Ją i zaraz zniknął. Święte niewiasty znajdowały się właśnie, gdy Jezus zmartwychwstał, w pobliżu furtki Nikodema. Nie zauważyły znaków cudownych, jakie się przy tym działy, jak również nie wiedziały wcale o tym, że postawiono straż przy grobie, bo przez cały szabat wczorajszy siedziały zamknięte w wieczerniku. Pragnęły gorąco oddać najświętszemu Ciału ostatnią przysługę, polać je wodę nardową i olejkami, obsypać kwiatami i ziołami, a to tym bardziej, że dotychczas nic na ten cel nie ofiarowały, bo wszystkie maści i wonności, użyte przy pogrzebie, zakupił Nikodem; teraz więc postanowiły złożyć w ofierze najświętszemu Ciału swego Pana i Mistrza, co tylko mogły dostać najkosztowniejszego. Największą ilość zakupiły Salome i Magdalena. Ta Salome nie była to matka Jana, lecz pewna bogata niewiasta z Jerozolimy, krewna świętego Józefa. ? Zajęte spełnieniem tego przedsięwzięcia, nie pomyślały niewiasty o kamieniu, którym przywalony był grób. Teraz dopiero, gdy zbliżały się do grobu, przyszło im to na myśl, więc z troską pytały się jedna drugiej: ?Kto nam odwali kamień z przede drzwi?" Umyśliły wreszcie złożyć tymczasem wonności przed grobem na kamień i czekać, aż przyjdzie który z uczniów, by im grób pomógł otworzyć. Tak sobie rzecz ułożywszy, zwróciły się ku ogrodowi. Kamień grobowy, jak wspomniałam, odwalony był od drzwi na prawą stronę, tak, że łatwo można było otworzyć drzwi, obecnie przymknięte. (Przymknął je prawdopodobnie Kassius). Chusty, w które owinięte było Najśw. Ciało, leżały na grobie w takim porządku: Wielki całun leżał tak jak przedtem, ale zmięty, zapadły, bo nie było w nim nic, tylko zioła. Opaska, którą przy krępowane były całuny, leżała skręcona, jakby tylko zsunięta wzdłuż przedniej krawędzi grobu. Chusta zaś, w którą Maryja owinęła była Jezusowi głowę, leżała osobno na prawo w głowach grobu, zupełnie tak, jakby dopiero co okrywała głowę, tylko, że zasłona twarzy była odwinięta. Gdy niewiasty zbliżywszy się, ujrzały światła i żołnierzy, leżących w koło, zatrwożone, nie wchodząc do ogrodu, zboczyły nieco ku Golgocie. Magdalena tylko, zapominając o wszelkim niebezpieczeństwie, pospieszyła do ogrodu, a za nią w pewnym oddaleniu poszła powoli Salome; inne niewiasty pozostały poza murem. Magdalena, natknąwszy się na strażników, cofnęła się w pierwszej chwili trwożnie ku Salome, lecz wnet nabrawszy otuchy, weszła wraz z nią do groty, mijając leżących żołnierzy. Kamień znalazły odwalony, a drzwi od grobu przymknięte. Salome zatrzymała się przy wejściu, a Magdalena w trwodze wielkiej podbiegła do grobu, otworzyła jedną połowę drzwi i zajrzała do środka. Blask uderzył jej oczy, ujrzała, że całuny są próżne, rozrzucone, a po prawej stronie siedzi u grobu Anioł. Osłupiała na ten widok, pędem wybiegła z groty, uciekła przez furtkę z ogrodu i nie zatrzymując się, pospieszyła do wieczernika, by oznajmić Apostołom o tym, co zaszło. Salome, w strachu wielkim, wybiegła za nią przed ogród i oznajmiła czekającym niewiastom, jak się rzecz ma; te przestraszone i ucieszone równocześnie, wciąż jeszcze wahały się wejść do ogrodu. Wtem wybiegł z ogrodu i Kassius, spiesząc do Piłata, by donieść mu o tym, co zaszło; mijając niewiasty, oznajmił im w krótkich słowach to samo, co już słyszały od Salome, i zaraz poszedł spiesznie do miasta przez bramę, którą wyprowadzono Jezusa. Zachęcone jego słowy, odważyły się wreszcie niewiasty wejść do ogrodu. Wszedłszy lękliwie do groty, ujrzały przy grobie świętym dwóch Aniołów, w białych, świetlistych szatach kapłańskich. Strwożone, skupiły się w gromadkę i ukrywszy twarze w dłoniach, pochyliły głowy, nie śmiejąc się ruszyć. Wtem jeden z Aniołów tak przemówił do nich: ?Nie lękajcie się i nie tutaj szukajcie Ukrzyżowanego! Żyw jest, zmartwychwstał i nie masz Go w grobach umarłych. Oto próżne miejsce po Nim. Oznajmijcie uczniom, coście widziały i słyszały! Jezus uprzedzi ich do Galilei. Niech przypomną sobie, co powiedział im w Galilei: ?Syn człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie." Drżąc z trwogi, uczuły jednak niewiasty radość w sercu; oglądnąwszy grób i całuny, odeszły z płaczem ku bramie, przez którą niedawno poszedł Kassius. Szły powoli, nie ochłonąwszy jeszcze ze strachu, a co chwilę zatrzymywały się i rozglądały w koło, czy nie ujrzą gdzie przypadkiem Pana i czy nie powraca Magdalena. Magdalena, jak mówiliśmy, pobiegła prosto do wieczernika i zadyszana z pośpiechu, zapukała mocno do drzwi. Uczniowie, zebrani w sali, częścią spoczywali jeszcze na łożach pod ścianami, częścią wstali już i rozmawiali ze sobą. Na pukanie Magdaleny otworzyli Piotr i Jan drzwi, a ta, nie wchodząc nawet, zawołała: ?Wzięto Pana z grobu, nie wiemy dokąd!" To rzekłszy, pobiegła zaraz spiesznie z powrotem do ogrodu. Piotr i Jan wybrali się zaraz za nią; Jan szedł prędzej i wnet pozostawił Piotra w tyle. Przemoczona nocną rosą, wbiegła Magdalena na powrót do ogrodu. Płaszcz opadł jej z głowy na barki, długie włosy rozwiązały się i opadały falą na plecy. Nie mając nikogo przy sobie, nie odważyła się Magdalena wejść zaraz do groty; zatrzymawszy się więc na skraju u wejścia, schyliła się, zaglądnęła do groty przez niżej położone drzwi, by ujrzeć grób; opadające bujne włosy odgarnęła i przytrzymała rękoma. Zaglądając tak ciekawie, ujrzała dwóch Aniołów w białych szatach kapłańskich, siedzących u wezgłowia i w nogach grobu. Równocześnie doszły jej uszu słowa: ?Niewiasto, dlaczego płaczesz?" ? Zawołała więc żałośnie: ?Wzięto Pana mego; nie wiedzieć, dokąd." A widząc, że w grobie leżą tylko próżne całuny, rozglądnęła się w koło, jak gdyby spodziewała się ujrzeć gdzie Jezusa. Jakieś nieokreślone przeczucie mówiło jej, że Pan jest gdzieś blisko, a nie zbiło ją z tropu nawet zjawienie się Aniołów. Nie zastanawiając się prawie nad tym, że to Aniołowie mówią do niej, myśl jej zajęta była wyłącznie tym jednym zagadnieniem: ?Niema tu Jezusa! Gdzież jest Jezus?" Odszedłszy nieco od grobowca, zaczęła błądzić w koło, jak ktoś, co szuka trwożnie zgubionego przedmiotu. Bujne włosy rozsypały się jej po plecach na obie strony, więc usunąwszy je na prawo, ujęła w obie ręce, przygładziła trochę, odrzuciła w tył i znowu zaczęła się rozglądać. Wtem o dziesięć może kroków na wschód od grobowca, w miejscu, gdzie ogród podnosi się ku murom, ujrzała w mroku wysoką, białą postać, stojącą wśród zarośli za drzewem palmowym. Podbiegła w tę stronę i znowu usłyszała słowa: ?Niewiasto, czego płaczesz? kogo szukasz?" Magdalena myślała, że to ogrodnik, bo rzeczywiście postać ta trzymała łopatę w ręku, a na głowie miała płaski kapelusz, podobny do używanej tu kory, przywiązanej nad czołem dla ochrony od słońca, zupełnie tak, jak przedstawił mi się ogrodnik w przypowieści, którą Jezus opowiadał niewiastom w Betanii tuż przed Swą męką. Postać, zjawiająca się Magdalenie, nie była świetlistą, lecz podobną zupełnie do zwyczajnego człowieka, jakby przedstawiał się o zmierzchu, ubrany w białą suknię. Na zapytanie, kogo szuka, zawołała Magdalena natychmiast: ?Panie, jeśliś ty Go wziął, to powiedz, gdzieś Go podział? a ja Go zabiorę." I znowu zaczęła się rozglądać, czy nie ujrzy gdzie Pana w pobliżu. Wtedy Jezus ? On to był bowiem ? rzekł zwykłym, znanym jej głosem: ?Mario!" ? Magdalena, poznawszy Pana po głosie, zapomniała o ukrzyżowaniu, śmierci i pogrzebie, upadła przed Nim na kolana i wyciągnąwszy ręce ku Jego stopom, zawołała, jak zwykła była Go dawniej nazywać: ?Rabboni (Mistrzu)!" Jezus powstrzymał ją jednak, wyciągnąwszy rękę przed Siebie, i rzekł: ?Nie dotykaj się Mnie! Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego. Wracaj do Mych braci i powiedz im te słowa: ?Idę do Ojca Mego i Ojca waszego, do Boga Mego i Boga waszego!" Po tych słowach znikł Jezus w jednej chwili z przed oczu Magdaleny. ? Otrzymałam objaśnienie, dlaczego Jezus zabronił Magdalenie dotykać się Go, ale już nie potrafię tego dokładnie powiedzieć; zdaje mi się, dlatego, że Magdalena z taką gwałtownością rzuciła się do uściśnięcia stóp Jego, z tym uczuciem, jakoby żył jeszcze, jak przedtem, i jakoby nić się nie zmieniło. Słowa Jezusa: ?Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego" oznaczały, jak się dowiedziałam, że jeszcze po zmartwychwstaniu nie stawił się przed Swym Ojcem niebieskim i nie podziękował Mu za zwycięstwo nad śmiercią i odkupienie ludzkości. Chciał przez to niejako powiedzieć Jezus Magdalenie, że pierwsze radości Bogu się należą, że więc i ona powinna się najpierw zastanowić i podziękować Bogu za dopełnienie tajemnicy odkupienia i zwycięstwo nad śmiercią. Gdy Jezus zniknął, podniosła się Magdalena i niepewna, sen li to był, czy jawa, pobiegła jeszcze raz do grobu. Widząc próżne całuny i aniołów, doszła wreszcie do przekonania, że rzeczywiście Jezus zmartwychwstał cudownie, więc pospieszyła do swych towarzyszek. Jezus pojawił się Magdalenie mniej więcej o godzinie pół do trzeciej.
Zaledwie Magdalena się oddaliła, poszedł do ogrodu najpierw Jan, a za nim po chwili Piotr. Jan zatrzymał się u wejścia do groty, schylił się i zaglądnąwszy do środka, ujrzał, że drzwi grobu są w połowie otwarte, a całuny leżą próżne. Piotr, śmielszy, wszedł bez wahania do groty i zbliżył się do grobu, czym zachęcony Jan, odważył się także wejść do środka. Zaglądnąwszy do grobu, ujrzeli, że całuny leżą na środku zwinięte, wraz z ziołami, i owinięte opaską tak, jak zwykle kobiety składały chusty na schowanie. Chusta z twarzy leżała osobno na prawo przy ścianie, zwinięta także. Widząc to, uwierzyli zaraz obaj, że Jezus zmartwychwstał, równocześnie zrozumieli jasno odnośne słowa Jezusa i przepowiednie Pisma św., które przedtem brali tylko powierzchownie. Piotr zabrał całuny z grobu pod płaszcz, poczym opuścili obaj ogród furtką Nikodema i puścili się z powrotem do wieczernika. Jan znowu szedł prędzej, wyprzedzając Piotra. Dwaj aniołowie, którzy przez cały czas spoczywania Jezusa w grobie odbywali przy Nim jakby straż świętą, pozostali jeszcze i po zmartwychwstaniu; widziały ich niewiasty, a byli jeszcze i wtenczas, gdy obaj Apostołowie przyszli do grobu. Zdaje mi się jednak, że Piotr ich nie widział. Słyszałam, jak później Jan mówił do uczniów z Emaus, że będąc przy grobie, widział anioła. W ewangelii nie wspominał jednak o tym, pewnie z pokory, by nie dać poznać, że widział więcej, niż Piotr. Długi czas minął, nim strażnicy, leżący na ziemi bez przytomności, przyszli do siebie. Zerwali się z ziemi, strwożeni bardzo, nie umiejąc sobie zdać sprawy z tego, co zaszło. Zaraz też zabrali włócznie i płonące kagańce, ustawione dotychczas u wejścia dla oświetlenia groty, i powlekli się lękliwie do miasta przez bramę, którą wyprowadzono Jezusa.
Magdalena, wybiegłszy z ogrodu, napotkała niewiasty i opowiedziała im o zjawieniu się Pana, poczym zaraz po?biegła do miasta przez pobliską bramę, niewiasty zaś zawróciły znowu ku ogrodowi. Nie doszły jednak jeszcze na miejsce, gdy pojawił się im Jezus w długiej, białej szacie, okrywającej Mu zupełnie ręce. ? Bądźcie pozdrowione, ? rzekł im, a one, drżąc, upadły, Mu do nóg. Jezus wyrzekł kilka słów, wskazał ręką w jakąś stronę i znikł. Uradowane niewiasty pospieszyły przez bramę betlejemską na Syjon, by podzielić się radosną wieścią z uczniami, zebranymi w wieczerniku. Ci nie chcieli z początku dać wiary ani im, ani Magdalenie, uważając ich opowiadania za urojenie bujnej ich wyobraźni i nie dali się przekonać aż do powrotu Piotra i Jana.
Jan i Piotr ? ten ostatni skupiony bardzo i zamyślony nad dziwnymi wypadkami ? spotkali, wracając do wieczernika, Jakóba Młodszego i Tadeusza, którzy wybrali się za nimi do grobu; i im w pobliżu wieczernika pojawił się Pan, co wielce wstrząsnęło ich umysły. Piotrowi musiał także w drodze pojawić się Jezus, bo widziałam, jak nagle odmalowało się na jego twarzy wielkie wzruszenie. Jan pewnie tego nie zauważył.
Zeznania straży
Piłat spoczywał jeszcze na swym łożu, gdy przybył do niego Kassius, w godzinę może po zmartwychwstaniu Jezusa. Wzruszony wielce, zaczął opowiadać Piłatowi, jako był świadkiem tego, że skała cała zatrzęsła się, anioł zstąpiwszy z nieba, odwalił kamień z przed grobu, a zwłoki Jezusa znikły gdzieś i pozostały tylko próżne całuny ? widocznie musiał Jezus zmartwychwstać, jak przepowiedział, a więc jest z pewnością Synem Bożym, Mesjaszem prawdziwym. Piłat słuchał tych dziwów ze strachem tłumionym, ale nie dając nic poznać po sobie, rzekł do Kassiusa: ?Marzycielem jesteś! Bardzo to niemądrze z twej strony, żeś stawał w obrębie grobu tego Galilejczyka; bogowie Jego uzyskali przez to moc nad tobą i otumanili cię różnymi czarodziejskimi sztuczkami. Radzę ci, nie wyjawiaj się z tym lepiej przed arcykapłanami, bo tylko nabawisz się przez to kłopotu." W ogóle udał Piłat, że wierzy, jakoby uczniowie wykradli zwłoki, a strażnicy wymyślają teraz takie usprawiedliwienia, dopuściwszy do tego czy umyślnie, czy z niedbalstwa, czy też może uległszy podstępnym czarom. Po odejściu Kassiusa kazał Piłat znowu złożyć ofiary swym bożkom. Z tą samą wieścią, co Kassius, przybyli do Piłata także czterej żołnierze ze straży, ale Piłat, nie wdając się z nimi w długie rozprawy, odesłał ich zaraz do Kajfasza. Reszta strażników znajdowała się już na wielkim dziedzińcu koło świątyni, gdzie zebrana była licznie starszyzna żydowska. Spierano się tu zażarcie, chciano przekupić strażników pieniędzmi, lub groźbami zmusić ich do tego, by rozgłaszali wszędzie, że podczas gdy oni zaspali, uczniowie wykradli tajemnie ciało Jezusa z grobu. ? ?Nie możemy tego uczynić" ? rzekli strażnicy ? ?bo w takim razie zeznania nasze sprzeciwiałyby się zeznaniom czterech naszych towarzyszów, którzy poszli uwiadomić o tym Piłata." Faryzeusze obiecali im więc, że postarają się u Piłata o zatarcie tej sprawy, gdy na to wspomniani czterej żołnierze nadeszli, obstający jednakże przy tych zeznaniach, jakie złożyli Piłatowi. Widząc Faryzeusze, że namowy są daremne, chwycili się innego sposobu. Rzucili podejrzenie na żołnierzy, jakoby w porozumieniu z uczniami, sami przyczynili się do wykradzenia ciała Jezusa, i zagrozili im wielkimi karami, jeśli nie postarają się teraz, ciało Jezusa odebrać na powrót. Żołnierze tymczasem, nie w ciemię bici, odrzekli ironicznie: ?Nie możemy tak samo uczynić tego, jak nie mogą dostawić wam Józefa z Arymatei ci żołnierze, którzy strzegli go w więzieniu, nie było bowiem tajnym żołnierzom, że Józef z Arymatei znikł w tajemniczy sposób z więzienia, chociaż drzwi były zamknięte. Tak więc niczym nie dali się nakłonić strażnicy do milczenia, owszem śmiało, otwarcie zaczęli napomykać o niesprawiedliwym wyroku, wydanym w piątek, skutkiem którego przerwały się ceremonie świąteczne. Faryzeusze zaś używszy gwałtu, kazali ich pojmać i wsadzić do więzienia, a przez innych Faryzeuszów, Saduceuszów i Herodian kazali wszędzie rozpuszczać w obieg fałszywą pogłoskę, że to uczniowie ciało Jezusa wykradli, nawet po wszystkich synagogach żydowskich całego świata kazali ogłosić tę wieść, upiększoną jeszcze rozmaitymi obelgami na Jezusa. Nie na wiele przydały się te kłamstwa, albowiem po zmartwychwstaniu Pana pojawiły się wielu mniej zaślepionym Żydom, dostępnym jeszcze łasce Bożej, dusze zmarłych ich bogobojnych przodków, głosząc im zmartwychwstałego Mesjasza i nakłaniając ich do nawrócenia się. Podobnie pojawiali się zmarli wielu uczniom, którzy po śmierci Jezusa, zachwiani w wierze, rozproszeni byli po kraju; zjawiska te pocieszały ich i umacniały we wierze. Tego powstawania zmarłych z grobów po śmierci Jezusa nie można brać za jedno ze zmartwychwstaniem Jezusa, gdyż Jezus powstał z grobu w tym samym ciele, ale odnowionym i uwielbionym, kilkadziesiąt dni przebył żyw na ziemi, jawnie się pokazując, i z tym też ciałem wstąpił do nieba na oczach Swoich przyjaciół. Te zaś pojawiające się dusze przybierały tylko swe ciała jako chwilowe okrycie i wnet składały je na powrót w łono ziemi, gdzie ciała te oczekują zmartwychwstania wraz z nami wszystkimi, w dzień sądu ostatecznego. Łazarz, wskrzeszony z martwych, żył rzeczywiście potem jakiś czas, ale w końcu umarł po raz drugi i także nie wstanie aż w dzień sądu ostatecznego.
Widziałam, jak świątynię całą, zanieczyszczoną pojawieniem się zmarłych, Żydzi szorowali, myli i oczyszczali; posadzkę wysypywali ziołami i popiołem ze spalonych szkieletów, uprzątali rumowiska, a porobione dziury zatykali deskami i zasłaniali kobiercami. Złożywszy ofiary przebłagalne, wzięli się dopiero do ukończenia ceremonii paschalnych, które wczoraj zaniedbano wypełnić. Jako przyczynę przerwania ceremonii świątecznych i zanieczyszczenia świątyni podali Faryzeusze trzęsienie ziemi i pojawienie się zmarłych, przy czym przytaczali jakieś widzenie Ezechiela o zmartwychwstałych nieboszczykach, ale nie wiem już, w jakim znaczeniu. Wszelkie szemrania i budzące się pogłoski tłumili bezwzględnie groźbą kar ciężkich i klątwy. Tak udało im się wymusić milczenie, bo niejeden poczuwał się niemało do winy. Właściwie jednak udało im się uspokoić tylko zaślepiony liczny motłoch; wszyscy bowiem lepsi nawrócili się potajemnie już teraz, a jawnie w czasie Zielonych Świąt, inni znów nawrócili się w stronach rodzinnych przez późniejsze nauki Apostołów; arcykapłani przeto coraz więcej cichli i tracili na śmiałości. Już za czasów diakonatu Szczepana, wierni nie mogli się pomieścić na przedmieściu Ofel i wschodnim stoku Syjonu, zatem liczne ich rzesze osiedliły się w dolinie Cedron, pokrywając ją namiotami i chatami od miasta aż do Betanii. Annasz od śmierci Jezusa zdradzał swym zachowaniem pomieszanie zmysłów, więc musiano go zamknąć i odtąd nie widziano go już aż do śmierci. Kajfasz wściekał się ze złości, ale ukrywał to w sobie, jak mógł. Szymon Cyrenejczyk zgłosił się do Apostołów zaraz po szabacie, prosząc o przyjęcie i udzielenie mu chrztu. Annasz od śmierci Jezusa zdradzał swym zachowaniem pomieszanie zmysłów, więc musiano go zamknąć i odtąd nie widziano go już aż do śmierci. Kajfasz wściekał się ze złości, ale ukrywał to w sobie, jak mógł. Szymon Cyrenejczyk zgłosił się do Apostołów zaraz po szabacie, prosząc o przyjęcie i udzielenie mu chrztu.
Krótki opis niektórych miejscowości dawnej Jerozolimy
Od wschodniej strony Jerozolimy na południe od południowo wschodniego rogu świątyni, pierwsza z rzędu jest brama, wiodąca poza mury do przedmieścia Ofel, zaś z drugiej strony na północ od północno wschodniego rogu świątyni jest brama Owcza. Na przestrzeni między tymi dwiema bramami otworzono niedawno trzecią bramę; wiedzie ona do kilku ulic, biegnących wzdłuż wschodniego stoku góry świątyni a zamieszkałych przeważnie przez kamieniarzy i innych robotników. Mieszkania ich przytykają do fundamentów świątyni. Domy na tych ulicach są przeważnie własnością Nikodema, który kazał je zbudować swoim kosztem; zamieszkujący je kamieniarze, płacą mu czynsz gotówką, lub odrabiają w warsztatach a tak pozostają w stosunkach z nim i z Józefem z Arymatei, który znów posiada w swych dobrach wielkie łomy kamienia i tym handluje, Nikodem to właśnie też kazał niedawno wybić w murach tę piękną bramę, którą nazwano „bramą Moriah " Po ukończeniu jej, pierwszy Jezus wjechał nią do miasta w niedzielę Palmową. Wszedł więc do miasta nową bramą Nikodema, którą nikt jeszcze nie szedł, a pochowany został w nowym grobowcu Józefa z Arymatei, w którym nikt przed Nim nie spoczywał. Bóg tak widocznie zrządził. Bramę tę zamurowano w późniejszych czasach; powstała o niej legenda, że bramą tą wejdą kiedyś znowu chrześcijanie do Jerozolimy. Do dziś jeszcze jest w tej stronie zamurowana brama, którą Turcy nazywają Złotą bramą. Linia prosta, poprowadzona od bramy Owczej na zachód poprzez wszystkie mury, przechodzi środkiem miedzy północno zachodnim krańcem Syjonu a Golgotą. Od tej bramy na Golgotę jest w prostej linii trzy kwadranse drogi, zaś od pałacu Piłata tamże 5|8 godziny drogi. Zamek Antonia stoi przy północno zachodnim rogu góry świątyni na wystającym cyplu skalnym. Wychodząc z pałacu Piłata przez bramę ku zachodowi, ma się zamek po lewej ręce. Na wysokim murze zamkowym jest w jednym miejscu otwarty plac, wychodzący na forum; stąd wydaje Piłat ludowi różne ogłoszenia, np. ogłasza nowe prawa. Idąc „Drogą krzyżową" w obrębie miasta, miał Jezus nieraz górę Kalwarii po prawej ręce. (Droga musiała iść głównie w kierunku południowo zachodnim). Ze śródmieścia wyszedł Jezus bramą, która wiodła przez wewnętrzny mur miejski, biegnący ku górze Syjon, do znacznej wysokości zabudowanej. Poza tym murem rozciąga się dzielnica, obejmująca więcej ogrodów niż domów; tutaj są także od strony zewnętrznego muru piękne grobowce o wejściach murowanych, lub sztucznie wykutych, a nad nimi na górze są często gęsto wcale ładne ogródki. W tej to stronie miasta stoi dom Łazarza; piękne ogrody należące do niego, rozciągają się ku bramie narożnej aż do muru zewnętrznego, który skręca się tu z zachodu ku południowi. Osobna furtka prowadzi do tych ogrodów z poza murów, jak mi się zdaje, koło bramy Owczej; Jezus i uczniowie wchodzili nieraz tędy i wychodzili za zezwoleniem Łazarza. — Ową bramą przy północno zachodnim rogu świątyni wychodzi się na drogę, wiodącą do Betsur, która to miejscowość leży dalej na północ niż Emaus i Joppe. Na północ za murem zewnętrznym znajdują się grobowce królewskie. Dzielnica zachodnia, nie bardzo jeszcze zabudowana, leży najniżej; zniża się powoli w kierunku ku murom miejskim, tuż przed nimi podnosi się znowu falisto, tworząc garb, zasiany gęsto pięknymi ogrodami i winnicami. Poza nim biegnie jeszcze w obrębie murów szeroka, brukowana droga, miejscami dostępna dla wozów. Z tej drogi prowadzą wejścia na mury i wieże, bo wieże tamtejsze nie mają wejść wewnątrz, jak u nas. Z drugiej strony murów opada znowu grunt w dolinę, a więc mur w tym miejscu wznosi się jakby na podwyższonym wale. Spadzisty stok przed murami obsadzony jest także ogrodami i winnicami. Idąc „Drogą krzyżową", nie przechodził Jezus przez dzielnicę ogrodową; wychodząc z miasta, miał ją po prawej ręce od północy i stamtąd właśnie nadszedł Szymon Cyrenejczyk i spotkał się z orszakiem Jezusa.
Brama, którą, wyprowadzono Jezusa, nie jest zwrócona wprost ku zachodowi, lecz w tę stronę, którą wskazuje słońce o czwartej godzinie po południu. Od bramy tej na lewo ciągnie się mur nieco ku południowi, następnie robi nagły zakręt ku zachodowi, potem znów zwraca się na południe i okrąża górę Syjon. W tej samej stronie na lewo od bramy w kierunku ku Syjonowi stoi poza obrębem murów potężna baszta, jakby twierdza jaka. Obok tej bramy leży na lewo bardzo blisko druga; są to dwie najbliższe sobie bramy, bo nie dalej leżą jak u nas w Dülmen brama zamkowa od lüding-hauserskiej. Druga ta brama, zwrócona ku zachodowi, prowadzi na drogę, skręcającą nieco na lewo ku Betlejem. Tuż za bramą, którą wyprowadzono Jezusa, zwraca się droga na prawo ku północy na górę Kalwarii, zwróconą do miasta wschodnim, stromym stokiem, podczas gdy stok przeciwległy zachodni bardzo łagodnie opada na dół. Z góry widać ku zachodowi kawałek drogi do Emaus; przy owej drodze jest łąka, na której zbierał Łukasz zioła, idąc z Kleofasem po zmartwychwstaniu do Emaus, i wtedy to spotkali Jezusa. Wzdłuż murów miejskich na wschód i południe ciągną się ogrody, winnice i cmentarze. Krzyż Chrystusa zakopano u podnóża góry Kalwarii od strony północno wschodniej; z drugiej strony są znowu piękne, tarasowate winnice. Wisząc na krzyżu, zwrócony był Jezus twarzą na północny zachód, mniej więcej w stronę, którą wskazuje na kompasie 10-ta godzina. Zwróciwszy głowę na prawo, mógł Jezus widzieć z krzyża część zamku Antonia. Patrząc ze wzgórka krzyżowego ku południowi, widzi się dom Kajfasza, stojący poniżej zamku Dawida.
Ogród i grób Józefa z Arymatei.
Ogród Józefa rozciąga się przy bramie Betlejemskiej na wyżynie, podchodzącej pod mury miejskie, a oddalony jest od góry Kalwarii przynajmniej o siedem minut drogi. Ogród to piękny, o wielkich, rozłożystych drzewach, wśród drzew widać miejscami cieniste łączki; nie brak i ławek, zapraszających do miłego spoczynku. Wchodząc do ogrodu z doliny od strony północnej i idąc dalej szeroką, wygodną ścieżką, widzi się, że na lewo ciągnie się ogród dalej pod górę wzdłuż murów miejskich, zaś po prawej stronie ścieżki kończy się ogród niedaleko i tutaj to stoi wielka, odosobniona skała, w której znajduje się grobowiec. Wejście do groty grobowej zwrócone jest wprost na ścieżkę; stojąc u wejścia, widzi się przed sobą ciągnący się w górę ogród i mury miejskie. W południowo zachodniej i w północno zachodniej ścianie tejże skały są jeszcze dwa niskie wejścia do dwóch mniejszych grobowców. Wzdłuż zachodniej ściany biegnie wąska ścieżka. Do głównego grobowca schodzi się od strony wschodniej w dół po schodkach, bo grobowiec leży głębiej, niż grunt ogrodu. Wejście to pierwsze zamknięte jest plecionką. Wewnątrz tworzy grobowiec obszerną grotę, tak pod ścianami po czterech ludzi, a inni mogą wygodnie środkiem przenieść zwłoki. Od tylnej, zachodniej ściany, naprzeciw drzwi, zaokrągla się grota w nyżę szeroką, a niezbyt wysoką; ściany schodzą się tu w górze, tworząc sklepienie nad łożem grobowym, Wysokiem przeszło dwie stopy. Łoże grobowe jest to po prostu kawał skały w kształcie skrzyni podłużnej lub trumny występujący z tylnej ściany groty, a tworzący z nią jedną całość; łoże to wyżłobione jest tyle, że mogą się w nim wygodnie pomieścić zwłoki, owinięte w całuny. Łoże nie zajmuje całej szerokości nyży od ściany do ściany, owszem z jednej i z drugiej strony między ścianą a grobem może stanąć człowiek, a także z przodu przed grobem, jest miejsce dla jednego człowieka, chociażby zamknięte były drzwi nyży. Drzwi, zamykające nyżę, są z miedzi, czy z jakiegoś innego metalu, otwierają się na dwie połowy na obie strony, gdzie wspierają się o ściany boczne. Nie są osadzone prostopadłej lecz ukośnie a niezbyt wysoko nad ziemią tak, że można je zamknąć, przytoczywszy pod nie kamień, który w tym celu leżał jeszcze przed wejściem do groty; przytoczono go dopiero później, po złożeniu Pana do grobu, i przywalono nim zamknięte drzwi nyży. Kamień to ogromny, zaokrąglony nieco z jednej strony umyślnie, bo i ściany nie kończą się przy drzwiach nyży pod katem prostym, lecz nieco się zaokrąglają. By drzwi, przywalone kamieniem, otworzyć, nie potrzeba go wytaczać z groty, co wobec szczupłości miejsca byłoby zbyt uciążliwym; w tym celu jest umyślnie uwieszony w sklepieniu łańcuch, który przeciąga się przez kółka, wpuszczone w kamień, i następnie, podciągając łańcuch, usuwa się kamień na bok; ale w każdym razie potrzeba do tego kilku silnych mężczyzn, a ci dobrze się namęczą, nim kamień usuną. Grota cała jest czyściutko wykonana. Skala, w której wykuta jest grota, jest koloru białego, żyłkowana w delikatne prążki czerwone i brunatne. Naprzeciw wejścia do groty umieszczona jest w ogrodzie ławka kamienna. Wierzch skały porosły jest murawą; wyszedłszy nań, widać poprzez mury górę Syjon i niektóre wieże, dalej bramę Betlejemską, wodociąg i studnię Gihon.
Zdjęcie z krzyża.
W tym czasie, gdy przy krzyżu kilku tylko żołnierzy zostało na straży, widziałam, jak od Betanii nadeszło doliną pięciu mężów; zbliżyli się ostrożnie do placu egzekucji, spoglądali chwilę na krzyż i znowu się oddalili; mniemam, iż to byli uczniowie. Józefa z Arymatei i Nikodema, widziałam dziś trzy razy w tej stronie, jak gdyby śledzili za czymś i coś układali. Pierwszy raz widziałam ich tu w pobliżu podczas krzyżowania. (Zapewne wtenczas gdy wysłali ludzi, by odkupić suknię Jezusa). Później przyszli obaj popatrzeć, czy tłum się rozszedł, poczym odeszli do grobowca, poczynić niektóre przygotowania. Stamtąd przyszli znowu aż pod krzyż, przyglądnęli się mu dobrze i zbadali teren w koło, układając plan zdjęcia ciała Jezusa, poczym powrócili do miasta.
Teraz zajęli się przysposobieniem przyborów do balsamowania. Służący ich wzięli oprócz innych przyborów do zdjęcia świętego Ciała także dwie drabiny ze stodoły, stojącej obok wielkiego domu Nikodema. Drabiny te — były to długie żerdzie, w których powbijane były rzędem z obu stron kołki, jako szczeble. Drabiny opatrzone były hakami, dającymi się wedle potrzeby przesuwać wyżej i niżej, by można było drabinę dowolnie przymocować, lub, by można było na takim haku powiesić jakie narzędzie, gdy miało się obie ręce zajęte. Bogobojna niewiasta, u której zakupili przybory do balsamowania, zapakowała wszystko bardzo wygodnie. Nikodem kupił 100 funtów ziół i wonności, co na naszą wagę wynosiło 37 funtów, jak to kilka razy wyraźnie się dowiedziałam. Zapakowane to było w małych baryłeczkach, z łyka, które nieśli zawieszone na szyi; w jednej baryłce był jakiś proszek. Pęki ziół zapakowane były w sakwach z pergaminu, czy ze skóry. Józef niósł także drogą, wonną maść w puszce ładnej, czerwonej, z niebieską obwódką; nie wiem, z czego ta puszka była zrobiona. Słudzy, jak już wspomniałam, nieśli na noszach naczynia, wory, gąbki i narzędzia. Ogień nieśli w zamkniętej latarce. Słudzy ci poszli nieco naprzód i wyszli z miasta inną bramą, zdaje mi się, Betlejemską. Idąc przez miasto, przechodzili koło domu, w którym znajdowała się Najświętsza Panna z niewiastami i Janem, wróciwszy z góry Kalwarii, by postarać się o niektóre przybory do pogrzebu. Widząc sługi, idące na górę Kalwarię, zebrały się zaraz niewiasty i poszły tamże za nimi z Janem, w pewnym oddaleniu. Było ich coś pięć, a niektóre niosły pod płaszczami spore zawiniątka z chustami. Niewiasty zawsze wychodząc z domu pod wieczór, lub w ogóle na wykonywanie jakichś praktyk religijnych, zwykłe były otulać się starannie długą chustą, na dobry łokieć szeroką. Począwszy od jednego ramienia, owijały się całe szczelnie i kończyły na drugim ramieniu; nawet głowa okryta była tą chustą. Tak owinięte, mogły tylko małe kroki stawiać. Dzisiaj osobliwie podpadał mi strój ten, był to bowiem strój żałobny. Józef i Nikodem ubrani byli także w suknie żałobne. Mieli czarne przedramiączka i takież manipuły, dalej szerokie pasy, a od góry do dołu otuleni byli w długie, obszerne płaszcze, barwy brudno szarej; płaszcz osłaniał nawet głowę. Szli nie za sługami, lecz ku bramie, którą wyprowadzono Jezusa. Na ulicach cicho było i pusto. Mieszkańcy, nie ochłonąwszy jeszcze z przestrachu, siedzieli zamknięci w domach; wielu ze skruchą czyniło pokutę, mała tylko część pamiętała o wykonywaniu przepisanych ceremonii świątecznych. Gdy Józef i Nikodem przybyli pod bramę, zastali ją zamkniętą; ulice najbliższe i mury obsadzone były żołnierzami,których przysłał Piłat Faryzeuszom na ich żądanie, kiedy to po drugiej godzinie lękali się wybuchnięcia rozruchów. Dotychczas nie odwołano tych oddziałów, więc stały wciąż na straży. Józef pokazał żołnierzom rozkaz Piłata na piśmie, by go przepuszczono, na co oświadczyli żołnierze, że chętnie by go puścili, ale że brama tak się zacięła, widocznie przez trzęsienie ziemi, iż nie można jej w żaden sposób otworzyć; dlatego też i siepacze, wracając po połamaniu kości łotrom, nie mogli przejść tędy, lecz musieli iść na bramę narożną. Rzeczywiście nikt nie mógł otworzyć bramy, ale gdy Józef i Nikodem ujęli za rygle, brama otworzyła się ku ogólnemu podziwowi nadzwyczaj lekko. Powietrze było posępne, mgliste. Przybywszy na górę Kalwarię, zastali tam już Józef i Nikodem swych służących i święte niewiasty, które siedziały zapłakane naprzeciw krzyża, Kassius i nawróceni żołnierze stali w pewnym oddaleniu, przejęci strwożoną czcią i uszanowaniem. Józef i Nikodem opowiedzieli Janowi i świętym niewiastom, jakie to starania czynili, by uratować Jezusa od śmierci sromotnej, a niewiasty nawzajem opowiadały im, jako z trudem tylko udało im się odwieść siepaczy od połamania kości Jezusowi, jako spełniło się proroctwo, a Kassius przebił włócznią bok Jezusowi. Gdy nadszedł jeszcze setnik Abenadar, rozpoczęto z oznakami wielkiego smutku i czci najświętsze dzieło miłości. Przyjaciele ci i wyznawcy Jezusa rozpoczęli zdejmowanie z krzyża i przysposobienie do pogrzebu świętego Ciała ich Pana, Mistrza i Odkupiciela.
Najśw. Panna i Magdalena usiadły po prawej stronie pagórka między krzyżem Jezusa a Dyzmasa; inne niewiasty zajęły się porządkowaniem wonności, chust, gąbek i naczyń. Kassius zbliżył się do przybyłego Abenadara i opowiedział mu, jak to doznał cudownego uzdrowienia wzroku ciała i duszy. Wszyscy wzruszeni byli głęboko i przejęci smutkiem; na twarzach wszystkich malowała się uroczysta powaga, przebijała miłość głęboka, nie potrzebująca wielu słów na wyrażenie swych uczuć. Święta czynność odbywała się z pośpiechem, a zarazem uwagą troskliwą; czasa...