Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.

REDAKTOR PROWADZĄCY
WOJCIECH TYMOWSKI
DYŻUR REDAKCYJNY W GODZ
. 11-15.30
Katarzyna Jaklewicz
katarzyna.jaklewicz@agora.pl
W GODZ
. 15.30-21
Wojciech Karpieszuk
wojciech.karpieszuk@agora.pl
TEL
.
22 555 47 50
www.warszawa.gazeta.pl
W poniedziałek
12 kwietnia 2010
imieniny obchodzą: Ludosław, Wiktor
Stołeczna
DLA PREZYDENTA
ZNICZE
WA
– Oglądałem w telewizji relację spod Pałacu Prezydenckiego, nie miałem żadnych
wątpliwości, że muszę tam zapalić świeczkę i sam położyć wiązankę kwiatów. Ra-
no wsiadłem w pociąg i przyjechałem z Chorzowa – mówi pan Marek, pracownik
górnictwa. Wczoraj ledwo dopchał się przez ogromną rzekę ludzi w okolicę Pałacu
Prezydenckiego.
– Już chciałem się poddać, zrezygnowałem ze stawiania znicza pod Pałacem i chciałem
zapalić go w innym miejscu, ale pomogli mi harcerze. Wzięli go ode mnie, jakoś się prze-
cisnęli na drugą stronę ulicy i ustawili pośród tysięcy innych przed bramą Pałacu.
Tłum był tak gęsty, że już po południu harcerze ledwo nadążali z wymienianiem wy-
palonych zniczy.
J
ERZY
S. M
AJEWSKI
 2
Wydarzenia
+
Stołeczna
www.warszawa.gazeta.pl
Poniedziałek 12 kwietnia 2010
+
Gazeta Wyborcza
+
www.wyborcza.pl
Dzwony jak w Godzinę
Przypadek? Czy efekt zamierzony, by jego powrót skojarzyć z Godziną W na zawsze? Kiedy biją już dzwony
i Krakowskim Przedmieściem przed Pałacem Prezydenckim przejeżdża kondukt z trumną, jest godz. 17
narodowego Adama Mic-
kiewicza zamienił się
w mrowisko. Ludzie wtar-
gnęli na skwer za ogrodze-
niem. Wspięli się na schody, cokół, la-
tarnie. Rozsiedli się na drzewach.
Wszędzie taki tłum, że nic prawie nie
widać oprócz głów i nieba. – A mówią,
że 70 proc. Polaków nie lubi Kaczyń-
skiego – zauważa z przekąsem star-
szawy pan pod kinem Kultura.
Panuje nastrój wyczekiwania.
Chłopak mniej więcej ośmioletni się
niecierpliwi. Dopytuje rodziców:
– No kiedy będzie ta trumna?
Odpowiedzi od rodziców nie
usłyszał.
– Myślałam, że relację obejrzę w te-
lewizji. Zmieniłam zdanie, to był impuls.
Stwierdziłam, że chcę być tutaj, uczest-
niczyć w tym wydarzeniu, zobaczyć je
na własne oczy, poczuć i przeżyć. Lu-
dzie chcą być razem, zjednoczyć się. To
nie tak, że gromadzą się tylko zwolen-
nicy PiS. Po prostu przychodzą Polacy,
w takim momencie nie ma znaczenia,
na którą partię głosują – uważa Elżbie-
ta Strzelecka z Warszawy.
Nie kryje wzruszenia, bo „słowa
grzęzną w gardle”. Była w sobotę za-
palić znicz przed Pałacem Prezy-
denckim. Czy to coś w nas zmieni?
– Nie jestem aż taką optymistką – mó-
wi pani Elżbieta. – Boję się, że za ja-
kiś czas będzie to samo co zawsze
– kłótnie i chaos.
Pod prokuraturą u zbiegu Koziej
i Trębackiej stoi małżeństwo
z Nałęczowa. – Wsiedliśmy w samo-
chód. Prowadzimy punkt handlowy
w uzdrowisku. Uznaliśmy, że dziś
nie wypada pracować. Jesteśmy
w Warszawie, żeby powitać i pożeg-
nać pana prezydenta – mówi Elżbie-
ta Żywicka.
– Nie znamy miasta. Zaparko-
wałem gdzieś przy Wisłostradzie,
kilka kilometrów stąd – dodaje Zbig-
niew Żywicki. Nie może się pogodzić
z myślą, że „Kaczyński, który tak
chciał, żeby Rosjanie przeprosili za
Katyń, tego nie doczekał i sam tam
zginął”.
Małżeństwo z Nałęczowa bardzo
ciepło mówi o prezydenckiej parze:
– Przesympatyczni ludzie, nigdy nie
zapomnimy uśmiechu pani Ka-
czyńskiej. Opowiadają, że o tragedii
dowiedzieli się z telewizji. Od razu
pojechali do centrum Nałęczowa
i przekazywali straszną wiadomość
kuracjuszom. Mówią: – Ale nie wszys-
cy potrafią się zachować. Słyszałam,
jak dwie panie rozmawiały ze sobą:
„Po co? Dancing odwołają?”.
– Komentatorzy, dziennikarze
i posłowie w mediach wciąż się za-
stanawiają, czy ta tragedia czegoś
nas nauczy i załagodzi polityczne
spory. Będzie lepiej?
Zbigniew Żywicki: – W to nie wie-
rzę. W polityce nie o naród głównie
1
chodzi, tylko o kasę i władzę. A w wal-
ce o nią sentymentów nie ma.
Z państwem Żywickimi są też zna-
jomi – Mieczysław Mańka z żoną Teresą
z gminy Wojciechów koło Nałęczowa.
Mówi: – Takich tłumów jeszcze w życiu
nie widziałem. Stała się wielka trage-
dia. Potem idziemy jeszcze do kościoła
na mszę, żeby się pomodlić.
Zapewniają, że zamierzają też przy-
jechać na uroczystości pogrzebowe,
bo w ten dzień „chcieliby być
w tłumie”. Tak jak teraz.
Kiedy rozmawiamy, na Trębacką
o 15.45 podjeżdża karetka na sygnale.
Nagle zasłabł mężczyzna w średnim wie-
ku. Z pomocą ratowników wszedł do
środka. Otrzymał pomoc na miejscu.
– O tragedii dowiedzieliśmy się
w sobotę w czasie zakupów w Ikei.
Pierwsze wrażenie to było niedowie-
rzanie, jak wtedy kiedy samolot ude-
rzył w wieże WTC w Nowym Jorku.
Poczułam się wstrząśnięta – opowia-
da pani Aleksandra, która przyszła ra-
zem z panem Mirosławem (nie chcą
podać nazwisk).
Mówi, że na co dzień żyjemy włas-
nym życiem i niewiele więcej nas ob-
chodzi, ale w takich wyjątkowych chwi-
lach „mamy nagle poczucie wspólno-
ty narodowej i przestajemy się kłócić”.
– Tak wiele wartościowych osób zginęło.
Trudno będzie je szybko zastąpić
– uważa pan Mirosław. Swoje poglądy
opisuje tak: „Na lewo od PiS”. Uważa,
że na ulicach i placach miasta zgroma-
dzili się zwolennicy, ale i przeciwnicy
tej partii. – Po prostu zginął człowiek,
wielu ludzi. I ważne osobistości. Dla-
tego przyszliśmy na Krakowskie Przed-
mieście pod Pałac – mówi.
Nagle tłum faluje. W górę unoszą
się aparaty fotograficzne i komórki.
Biją dzwony w kościele Karmelitów.
Poruszenie. Widać jedynie migoczące
lampy na dachach samochodów po-
licyjnych i ochrony. Karawan do-
strzegli tylko ci, którzy stali najbliżej
lub najwyżej – na parapetach okien,
słupkach, śmietnikach czy drzewach.
Kilka, kilkanaście minut po godz.
17 rzeka ludzi płynie w stronę Pałacu,
druga – na pl. Piłsudskiego, pod krzyż
papieski, Grób Nieznanego Żołnierza
i w stronę przystanków. W pawilonach
przy stacji metra Świętokrzyska
działają kawiarnie i kebabownie. Duży
ruch. Wszędzie klienci. Otwiera się też
peep show. Życie toczy się dalej.
Pogrążeni w głębokim żalu w obliczu śmierci
Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
Lecha Kaczyńskiego
oraz Jego Małżonki
Marii Kaczyńskiej
składamy
Najbliższym
wyrazy współczucia w imieniu
Rady Dyrektorów Grupy ITI
Mariusz Walter, Bruno Valsangiacomo, Łukasz Wejchert, Wojciech Kostrzewa
Z ogromnym żalem
w poczuciu niepowetowanej straty
Rodzinom i Bliskim
Ofiar
katastrofy samolotu w Smoleńsku
wyrazy najgłębszego współczucia
Księgi kondolencyjne
Pa łac Pre zy den cki, Kra kow skie
Przed mie ście.
Do wódz two Sił Po wietrz nych
przy ul. Żwirki i Wigury 103 (Sala
Tra dy cji) – w po nie dzia łek, w godz.
8-18.
Se nat Rze czy pos po li tej Pol skiej
– do 17 kwietnia.
Na ro do wy Bank Pol ski, w hal lu
przy wejściu do banku, od ulicy Świę-
to krzy skiej – w po nie dzia łek do wie -
czo ra; moż li we, że ter min zo sta nie
prze dłu żo ny.
S
składają
Grupa ITI i Grupa TVN
29171092
29171087
WA 1
D
ARIUSZ
B
ARTOSZEWICZ
O
toczenie pomnik wieszcza
www.warszawa.gazeta.pl
Stołeczna
+
Wydarzenia
3
www.wyborcza.pl
+
Gazeta Wyborcza
+
Poniedziałek 12 kwietnia 2010
W
1
Karawan z trumną prezydenta
rowerzyści i motocykliści.
Przejechali od lotniska prawie
do Pałacu Prezydenckiego
3
Niektórzy zajmowali dogodne
punkty widokowe
4
Na trasie, którą miała przejechać
5
Przy Krakowskim Przedmieściu
6
Biało-czerwone flagi, często
dobrze widoczny ze schodów
McDonalda przy Świętokrzyskiej
i Marszałkowskiej
2
4
5
3
WA 2
6
7
na skrzyżowaniu Marszałkowskiej
ze Świętokrzyską
2
Zaraz za konduktem jechali
trumna z prezydentem, ludzie
rozkładali kwiaty
prawie wszyscy mieli znicze
albo kwiaty
z czarnymi wstęgami, górowały
nad tłumem
7
Kondukt z ciałem prezydenta był
4
Wydarzenia
+
Stołeczna
www.warszawa.gazeta.pl
Poniedziałek 12 kwietnia 2010
+
Gazeta Wyborcza
+
www.wyborcza.pl
Zwołali się wieczorem na pl. Piłsudskiego
„Jeszcze Polska nie zginęła” – śpie-
wały w sobotę setki zgromadzonych
na placu Piłsudskiego warszawiaków.
Było tuż przed dziewiątą – dwanaście
godzin po katastrofie w Smoleńsku.
Od Grobu Nieznanego Żołnierza
do krzyża papieskiego sznur zniczy.
Na wieczorne czuwanie na placu
Piłsudskiego ludzie zwoływali się
spontanicznie – wysyłając SMS-y,
maile, przez portale społecznościo-
we. Znosili bukiety kwiatów, świece.
Powiewały f lagi. Największe tłumy
zebrały się pod przyozdobionym czar-
nym kirem masztem.
Ludzie milczeli, modlili się. Tłuma-
czyli dzieciom. Rozmawiali.
– Spałem dziś długo. Znajomi pró-
bowali dodzwonić się do mnie, żeby
powiedzieć mi o tym, co się stało
w Smoleńsku, ale nie odbierałem,
w końcu wyłączyłem telefon. Kiedy
wstałem i usiadłem przed telewizorem,
zamarłem. Pomyślałem: śpię. To było
zbyt absurdalne, zbyt wstrząsające. Po
prostu niemożliwe.
– Kiedy włączyłam radio, lektor czy-
tał listę osób, które znajdowały się na
pokładzie prezydenckiego samolotu.
Usiadłam. Z każdym kolejnym na-
zwiskiem robiło mi się coraz bardziej
słabo. A ja przecież nigdy się nie inte-
resowałam polityką.
– To był mój prezydent, proszę mi
wierzyć. Głosowałam na niego, cie-
szyłam się z jego prezydentury. To był
ktoś, kto walczył o moje wartości.
– Nigdy się z nim nie zgadzałem.
Oburzałem się. Ale co to dzisiaj ma do
rzeczy? Jest mi bardzo, bardzo smut-
no. Bo dzisiaj, jak ktoś już powiedział,
jesteśmy przede wszystkim Polakami.
– Brat mojego dziadka zginął w Ka-
tyniu. Od dziecka, jak słyszałem „Ka-
tyń”, to miałem na plecach ciarki. To
słowo było złe, kojarzyło mi się ze złem
i śmiercią. Nie wiedziałem, że może
kojarzyć się jeszcze gorzej. I że kiedyś
będzie.
Około 20.50 zebrani na placu har-
cerze zaintonowali „Jeszcze Polska
nie zginęła”. Wypełniony ludźmi plac
odpowiedział: „…póki my żyjemy”.
Po hymnie zapadło milczenie.
G
RZEGORZ
S
ZYMANIK
Spacerownik propaństwowy
Lampki. Tysiące lampek. Przed Pałacem, pod pomnikiem
Piłsudskiego, przed Grobem Nieznanego Żołnierza,
na kracie Ministerstwa Kultury, przed Wspólnotą Polską...
Msza w katedrze i na telebimie
Tysiące warszawiaków wzięły udział
w wieczornej mszy św. odprawionej
w sobotę w intencji ofiar katastrofy
przez abp. Kazimierza Nycza. Archika-
tedra św. Jana okazała się za mała.
Tłum wypełnił kościół, ulicę Świętojań-
ską i plac Zamkowy, gdzie nabożeń-
stwo transmitowano na telebimie.
Koło ołtarza stanęły dwa białe klęcz-
niki przywiezione z kaplicy Pałacu Pre-
zydenckiego. Należały do prezydenta
Lecha Kaczyńskiego i prezydentowej
Marii Kaczyńskiej. Na obu położono
wiązanki biało-czerwonych róż.
W pierwszych rzędach zasiedli m.in.:
marszałek Sejmu Bronisław Komo-
rowski, marszałek Senatu Bogdan Bo-
rusewicz, szef MSZ Radosław Sikor-
ski i prezydent Warszawy Hanna Gron-
kiewicz-Waltz. Był też prezydencki mi-
nister Jacek Sasin, którego zaraz po
katastrofie wymieniano wśród ofiar.
– Tydzień temu przy 12. stacji drogi
krzyżowej na pl. Piłsudskiego spot-
kałem się z panem prezydentem Le-
chem Kaczyńskim. Nie mógł wtedy przy-
puszczać, że za tydzień będziemy się
modlić za niego, jego żonę i 96 synów
i córek tej ziemi – mówił metropolita war-
szawski abp Kazimierz Nycz.
Odprawiana przez niego msza roz-
poczęła się o godz. 19., lecz już wcześniej
trudno się było przecisnąć w pobliże ar-
chikatedry. Dla tych, którym nie udało
się wejść do środka, przed kościołem
ustawiono głośniki, a na pl. Zamkowym
– wielki ekran. Wśród zgromadzonych
było wielu młodych. Niektórzy płakali.
Aktor Jerzy Zelnik odczytał listę ofiar.
Zajęło mu to prawie dziesięć minut. Po-
tem głos znów zabrał abp Kazimierz
Nycz: – Polska została dziś dotkliwie zra-
niona, ale z tych ran może popłynie
dobro. Może odzyskamy dar jedności
i pokory.
Metropolita wyraził nadzieję, że
tragedia zbliży zwaśnionych Polaków
tak jak pięć lat temu śmierć i pogrzeb
Jana Pawła II.
D
ARIUSZ
B
ARTOSZEWICZ
Kobiecy głos: – No tam, gdzie po-
mnik katyński. Pomordowanych na
Wschodzie.
– Wypuści nas pan teraz, na Nowym
Świecie? – ktoś pyta.
– Mogę to zrobić tylko na przy-
stanku. Kolega zrobił inaczej, bo po-
prosiła go jakaś kobieta. Wysiadła, skrę-
ciła nogę, sąd nałożył karę 14 tys. zł.
I teraz potrącają mu z pensji co mie-
siąc.
– Trzeba przestrzegać przepisów
– przytakują pasażerowie. Przystanek.
Większość wysiada i kieruje się w stro-
nę Krakowskiego Przedmieścia. Przed
kwiaciarnią stoi kolejka po kwiaty. Na
ławkach przed Uniwersytetem War-
szawskim przedsiębiorczy warsza-
wiacy rozstawili towar – znicze i kwia-
ty. Niewidzialna ręka rynku działa. Małe
lampki (na całym Trakcie w jednej ce-
nie – 5 zł) idą jak woda. Część sprze-
dawców ma zmęczone życiem twarze.
wąsem: – Mnie ta śmierć powaliła.
I wychyla kolejną wódkę. Z trudem
trzyma się na nogach.
– O, patrz, nawet toi-toiki ustawili
– zwracają uwagę przechodnie skrę-
cający w Ossolińskiego.
Zarysowuje się mapa wędrówek
warszawiaków znaczona zniczami
i kwiatami. To taki propaństwowy spa-
cerownik. Tysiące lampek, najwięcej
jest ich przed Pałacem i zdjęciem pre-
zydenckiej pary. Ale światełka są też
w innych charakterystycznych punk-
tach: pod pomnikiem Piłsudskiego
przy placu, któremu patronuje, przy
płycie przypominającej o pierwszej
papieskiej mszy św. w Warszawie, i tej
pogrzebowej po śmierci ks. prymasa
Stefana Wyszyńskiego. Świeczki są też
pod krzyżem papieskim na pl. Piłsud-
skiego, przed Grobem Nieznanego
Żołnierza.
Na kracie Ministerstwa Kultury wi-
si zdjęcie Tomasza Merty, wicemi-
nistra. Świeczki, kwiaty. Na sztalugach
przed Domem Polonii przy Krakow-
skim Przedmieściu stoi portret Ma-
cieja Płażyńskiego, prezesa stowa-
rzyszenia Wspólnota Polska. Lampki,
wieniec z szarfą: „Marszałku. Będzie
nam Cię brakować”.
Na pl. Zamkowym po godz. 18 trwa
jeszcze montaż głośników i wielkiego
telebimu. – Zdążycie? – No pewnie,
msza w katedrze zaczyna się dopiero
o godz. 19 – odpowiada pani ze Stołecz-
nej Estrady.
Pod Zamkiem Królewskim gro-
madzą się tłumy. Do katedry nie spo-
sób się przebić. Najlepsze miejsca – na
schodach pod kolumną Zygmunta
i murze mostku nad fosą – są już za-
jęte.
Godz. 19. Na telebimie nie ma ob-
razu z katedry ani spod ołtarza, ale jest
już głos. Zaintonował hymn. Stajemy
na baczność. Ci, którzy szli – znieru-
chomieli. Powoli pojawia się obraz na
telebimie. Zaczyna się długa litania na-
zwisk tych, którzy zginęli: – Kaczyński
Lech, Kaczyńska Maria…
Wiadomość dopada nas w sobotę
z rana na lekcji w jednej z ursynow-
skich szkół językowych. Opuszcza-
my salę, by wejść do sieci z kompu-
terów ustawionych w holu. „Gaze-
ta” już napisała o katastrofie, BBC
też. – CNN nic – dziwi się kolega.
Wchodzę na stronę TASS w wer-
sji angielskiej. Jeszcze nie mają żad-
nej informacji.
Wracamy na zajęcia. Gorączko-
we rozmowy. – Nie potrafię powie-
dzieć: „Idźcie do domu”. Sami mu-
sicie zdecydować – mówi lektor.
Wychodzę. Włosi, którzy pro-
wadzą pizzerię na rogu: – Już wiemy.
Straszne.
Rozmawiamy o przestarzałych
samolotach, którymi latają polskie
VIP-y.
Sprzedawczyni w cukierni: – Nie
mogłam uwierzyć. Usłyszałam w ra-
diu.
Trudno od razu dodzwonić się do
rodziny i znajomych – wyświetla się
komunikat: „Sieć zajęta”.
Polskie stacje telewizyjne są na
bieżąco. Euronews już mają. BBC
(nie w sieci, ale to w TV) jakoś się spóź-
nia. Po południu w CNN jest już prak-
tycznie tylko Polska, Kaczyński i ka-
tastrofa, Katyń, podobnie na antenie
anglojęzycznej stacji rosyjskiej RT.
Sąsiedzi wywieszają z balkonów
f lagi. Z czarną wstążką.
W autobusie 503 im bliżej centrum,
tym większy tłok. Jest inaczej. Niemal
wszyscy rozmawiają. Temat – jeden.
– Mam duże opóźnienie – informuje
kierowca (nr boczny 8754). Jest godz.
17.15. – Nie wiem, czy nie zamknęli No-
wego Światu. Nie, jest przejazd – wciąż
rozmawia z pasażerami, jakby bał się
ciszy.
Korek przed skrętem w Święto-
krzyską. Pracownik nadzoru ruchu
informuje kierowcę o objazdach.
– Mam dostać się na Muranowską.
Zaraz, gdzie to jest? – pyta pasażerów.
T
OMASZ
U
RZYKOWSKI
Darowano mi drugie życie
Jan Ołdakowski, dyrektor Muze-
um Powstania Warszawskiego (MPW),
wybierał się do Katynia razem z pre-
zydentem. Zrezygnował z miejsca
w samolocie, by mogły tam polecieć
Rodziny Katyńskie.
D
OMINIKA
O
LSZEWSKA
: Zamierzał pan le-
cieć do Katynia razem z prezydentem?
J
AN
O
ŁDAKOWSKI
,
DYREKTOR
M
UZEUM
P
O
-
WSTANIA
W
ARSZAWSKIEGO
:
Tak. Miałem
być w tym samolocie. Szykowałem
się już do wyjazdu.
Co się stało, że pan nie poleciał?
– W Wielki Czwartek zadzwonili do
mnie z Kancelarii Prezydenta i zapro-
sili na pilną rozmowę. Spędzałem wte-
dy czas z synami. Wziąłem ich i poje-
chałem do Pałacu Prezydenckiego.
Chłopców oprowadzała po Pałacu se-
kretarka. W tym czasie urzędnik spy-
tał mnie, czy koniecznie chcę jechać na
te uroczystości. Tłumaczył, że jest bar-
dzo dużo chętnych, szczególnie z Ro-
dzin Katyńskich. Pomyślałem sobie, że
rodzinom ten wyjazd się po prostu na-
leży. A ja w Katyniu byłem już trzy la-
ta temu. Zrezygnowałem więc z lotu.
W swoim imieniu i moich przyjaciół.
Gorączkowe rozmowy.
– Nie potrafię
powiedzieć: „Idźcie
do domu”. Sami
musicie zdecydować
– mówi lektor.
Wychodzę. Włosi,
którzy prowadzą
pizzerię na rogu:
– Już wiemy. Straszne
Jan Ołdakowski
A z kim miał pan lecieć?
– Do Katynia wybierali się też Le-
na Dąbkowska-Cichocka [posłanka
PiS, przez kilka lat pracowała w MPW]
i Darek Gawin [wiceszef MPW i szef
Instytutu Stefana Starzyńskiego]. Wte-
dy w Pałacu bez konsultacji z nimi
skreśliłem ich z listy pasażerów tego
nieszczęsnego tupolewa. Potem za-
dzwoniłem do nich i przeprosiłem ich.
Pod Smoleńskiem zginęli pana przy-
jaciele.
– Jeszcze to do mnie nie dociera.
Jednak żyję, mam wrażenie, jakby da-
rowano mi drugie życie.
R
OZMAWIAŁA
D
OMINIKA
O
LSZEWSKA
Przed Pałacem Prezydenckim
– tłum. Tylko TVN 24 wystarał się
o podnośnik, dlatego ma najlepsze
zdjęcia – z lotu ptaka.
Niezwykła atmosfera panuje
w Przekąskach Zakąskach na rogu
Krakowskiego i Ossolińskich. Kawa,
kiełbaski jedzone na stojąco, w oknie
na ladzie bazę zrobili sobie depe-
szowcy i fotoreporterzy. Wysyłają
w świat zdjęcia i teksty. Jeden z klien-
tów niezbyt wyraźnie mówi pod
WA
www.warszawa.gazeta.pl
Stołeczna
+
Wydarzenia
5
www.wyborcza.pl
+
Gazeta Wyborcza
+
Poniedziałek 12 kwietnia 2010
Ksiądz Roman, taki zwykły człowiek
Po powrocie z Katynia miał odprawić niedzielną mszę w kościele Dzieciątka Jezus na Żoliborzu. Ks. Roman
Indrzejczyk, kapelan prezydenta, wspaniały proboszcz. Wczoraj patrzył na swoich parafian ze zdjęcia
J
AROSŁAW
O
SOWSKI
mas Tysiąclecia, po nim od razu
ks. Roman.
Jego dedykacja
Rozmowę przerywa nam Anna Ma-
ria Jopek. Uzgadnia, co będzie śpie-
wać podczas następnej mszy. Za du-
szę m.in. ks. Indrzejczyka odprawia
ją jego następca na urzędzie pro-
boszcza ks. Paweł Piotrowski. Kościół
nie jest w stanie pomieścić ludzi. Na
zewnątrz płoną dziesiątki zniczy. Leżą
kwiaty. Wisi biało-czerwona f laga prze-
pasana kirem. Są zdjęcia prezydenta
Lecha Kaczyńskiego, który często
modlił się u Dzieciątka Jezus, i ks. In-
drzejczyka, dla którego poglądy poli-
tyczne parafian nie miały żadnego
znaczenia.
Kiedy w 2005 r. obejmował funk-
cję prezydenckiego kapelana, nasza
redakcyjna koleżanka Beata Kęcz-
kowska pytała go, czy ma tremę. „Za-
wsze się ją ma. Tylko czasem wmawia
się innym, że tak nie jest. To inne za-
danie. Ważne. Wie pani, ja nigdy nie
wchodziłem z butami w serce innego
człowieka, unikałem polityki” – odpo-
wiedział.
Co roku w listopadzie odprawiał
mszę za duszę Grażyny Kuroń. Kiedy
w 2004 r. zmarł Jacek Kuroń, zorga-
nizował polową mszę w parku Żerom-
skiego naprzeciwko okien domu swo-
jego przyjaciela. Dwa tygodnie później
przestał być proboszczem.
Sięgam na półkę po książkę „Zwy-
czajna parafia” z dedykacją ks. Roma-
na. Podpisał ją w dniu, kiedy się pako-
wał, by zrobić miejsce następcy. Za-
glądam do jednego z tomików jego
wierszy. „Taki zwykły człowiek...”: „Ma
słuchać, rozumieć, pomagać, pocie-
szać, ma współczuć, rozgrzeszać, prze-
baczać i kochać... Powinien mieć
mądrość i zdrowie, i siłę, chcieć zawsze
usłużyć z uśmiechem, z pokorą, mieć
czas dla każdego... nic nie brać dla sie-
bie”.
O kim to jest?
Stoimy przed kościołem przy ul.
Czarnieckiego. W sobotę przed
południem jeszcze nie chcemy uwie-
rzyć, że jest na liście ofiar katastro-
fy prezydenckiego samolotu pod
Smoleńskiem. – Czy mogę zapalić
pierwszy znicz? – po policzkach prof.
Marii Podejko ze szkoły muzycznej
przy ul. Krasińskiego spływają łzy.
Ksiądz Roman do końca mimo obo-
wiązków w Pałacu Prezydenckim
uczył tam religii. – W tym roku na stu-
dniówce powiedział, że to już jego
50., łącznie z własną. Zadziwiał dzie-
ci, gdy mówił, że za młodu był bo-
kserem. On – szczupły, wysoki, zimą
w białym szaliku.
– Dzieci go uwielbiały, a on ko-
chał nas. Miał fantastyczny kontakt
z młodzieżą i wielu przyjaciół. Był
także moim nauczycielem w szko-
le muzycznej. Znałem go od 20 lat.
Wciąż wędrował z nami po górach.
Jeździł w Tatry i w Alpy – wspomi-
na Krzysztof Rakowski.
Jego mama Magdalena spoty-
kała go na przystanku na pl. Inwa-
lidów. – Bo do roboty w Pałacu Pre-
zydenckim jeździł autobusem. Py-
tałam: „A co tam ksiądz robi?”. „Tam
jest tyle ludzi, zawsze jestem do ich
dyspozycji”.
Prezydent bardzo go sobie ce-
nił. 19 kwietnia zawsze z ks. Roma-
nem składaliśmy na Muranowie
kwiaty w rocznicę powstania w get-
cie. Kiedyś okropnie padało. Za-
proponował, że nas podwiezie do
domu. Trzeba przyznać, że fatalnie
parkował, kilka razy miał stłuczkę
– uśmiecha się smutno pani Ra-
kowska. – A pamiętacie rekolekcje
jakieś dziesięć lat temu? Spytał, dla-
czego my, katolicy, narzekamy, że
tak nas nie lubią. I że za co nas mają
właściwie lubić. Bo czy my się np.
do siebie uśmiechamy? I nagle
w kościele zapanowała niesamo-
Kościół na ul. Czarnieckiego, gdzie ksiądz Roman Indrzejczyk przez wiele lat był proboszczem
wita atmosfera. Zaczęliśmy się do
siebie uśmiechać.
Z kościoła wychodzi Julia Podejko.
– Jeszcze wczoraj tu był – mówi zapłakana.
– Przed świętami upiekłam dla niego pier-
nik. Dziękował, po pasterce powiedział
mi, że zabrał go na Wigilię do rodziny.
W 2007 r. spotkaliśmy się na głosowaniu.
Byłam wtedy w zaawansowanej ciąży.
Podszedł w lokalu wyborczym, zrobił mi
znak krzyża na czole. To było takie ludz-
kie. Potem ochrzcił mi syna.
Pamiętajcie, czego nas uczył
Zwykle w niedziele ks. Roman In-
drzejczyk odprawiał poranną mszę
o godz. 9.15. W poprzednich latach
przy ołtarzu często gościł duchownych
innych wyznań na nabożeństwach
ekumenicznych, a na plebanii soli-
darnościowe podziemie w czasach
PRL.
Wczoraj do celebry wyszedł
młody wikary ks. Piotr Narkiewicz.
– Gdy w sobotę dochodziły tragicz-
ne informacje, ktoś spytał mnie: Jak
dalej żyć bez księdza Romana? Żyć
dobrze, pamiętając, czego nas uczył.
Mieliśmy z ks. Romanem różne po-
glądy, często dyskutowaliśmy. Jed-
no od niego zapamiętałem: Nie na-
rzucać innemu swojego zdania – mó-
wił ks. Piotr. Dodał, że byli na ple-
banii sąsiadami: – Teraz ja muszę pod-
lewać kwiatki na korytarzu. Nigdy
o tym nie pamiętałem. Zawsze robił
to ks. Roman. Każdy człowiek musi
umrzeć, ale każdy zmartwychwsta-
nie. To jest coś, czego musimy się
trzymać.
Organista Grzegorz Olchowicz
pracuje w parafii już 32 lata. – Ks. Ro-
man przyszedł tu w 1986 r. Wspania-
le się z nim współpracowało. Nie było
najmniejszych zatargów. Szanował
pracę każdego. To był człowiek wiel-
kiej dobroci – opowiada. – Najwspa-
nialszym kapłanem był dla mnie Pry-
Modlitwa w parku na Woli
Sadyba żegna księdza Kwaśnika
– Pogrążeni w żałobie szukamy
odpowiedzi na tyle pytań, a one przy-
chodzą tak trudno – mówił wczoraj
abp Henryk Hoser do warszawiaków
zgromadzonych w parku Moczydło.
To nabożeństwo miało mieć zupełnie
inny charakter. W obchodzone wczo-
raj Święto Miłosierdzia Bożego usta-
nowione przez Jana Pawła II plano-
wano w parku Moczydło nie tylko
wspólne odmawianie Koronki do
Miłosierdzia i mszę św., ale też kon-
cert i kiermasz. Gdy w sobotę dotarła
ze Smoleńska tragiczna wiadomość,
metropolita warszawski abp Kazi-
mierz Nycz zaprosił tu warszawiaków
na niedzielną eucharystię w intencji
ofiar katastrofy. Kolejny przypadek
zrządził, że akurat w momencie roz-
poczęcia nabożeństwa na Woli, o go-
dzinie 15, samolot z ciałem Lecha Ka-
czyńskiego wylądował na Okęciu.
Mieszkańcy stolicy tłumnie ruszyli
w kierunku trasy konduktu i Pałacu
Prezydenckiego.
W parku Moczydło zebrało się
jednak kilka tysięcy osób. Niektórzy
przynieśli biało-czerwone chorągiew-
ki z czarną przepaską. Pani w śred-
nim wieku rozwinęła zrobiony sa-
modzielnie transparent, na którym
prezydenta określiła jako „najwięk-
szego polskiego patriotę”.
– Nie interesuję się polityką.
Skutecznie odstraszają mnie od
niej kłótnie na szczytach władzy.
Lech Kaczyński nie był moim ulu-
bieńcem, ale zrobił dla Warszawy
i mojej dzielnicy Wola wielką rzecz
– Muzeum Powstania. Nikt z jego
poprzedników nie potrafił tego
Mieszkańcy Sadyby zapalają zni-
cze pod kościołem pw. św. Tadeu-
sza Apostoła na ul. Goraszewskiej.
Tu od 2007 r. proboszczem był
ks. Andrzej Kwaśnik, kapelan Fe-
deracji Rodzin Katyńskich, który
także zginął w katastrofie pod Smo-
leńskiem. – To był wspaniały ksiądz
i człowiek. Moja żona chodziła
z nim do szkoły. Był niesamowicie
aktywny. Niezwykły organizator
życia parafialnego, wielki miłośnik
sportu, kajakarstwa – wspomina
Niektórzy, wychodząc z niedziel-
nej mszy świętej, płakali.
Ksiądz Kwaśnik wprowadził tra-
dycję rozpoczęcia sezonu motocyk-
lowego. Działo się to akurat w sobotę.
Motocykliści przyjechali na Sadybę
pomodlić się.
Msza święta w intencji tragicznie
zmarłego proboszcza odbędzie się
w kościele na Goraszewskiej w ponie-
działek o godz. 18.
ŚMIK
W czasie mszy zajęto w parku wszystkie miejsca
Państwu
Justynie i Andrzejowi Muszyńskim
oraz
Rodzinie
najszczersze wyrazy współczucia z powodu tragicznej śmierci
zrealizować. Za to muzeum będę mu
zawsze wdzięczny – powiedział nam
Krzysztof Bielski, wnuk żołnierza
Powstania Warszawskiego.
Mszę św. odprawił arcybiskup war-
szawsko-praski Henryk Hoser. W ho-
milii mówił o Bożym Miłosierdziu.
Przypomniał postać św. Faustyny, któ-
ra zapoczątkowała kult Chrystusa
Miłosiernego. Odnosząc się do ostat-
nich wydarzeń, arcybiskup powiedział:
– Wstrząsnęła nami bezprecedensowa
tragedia, której rozmiaru nie jesteśmy
w stanie ogarnąć. Nie opuszcza nas py-
tanie: „dlaczego?”. Ta tragedia nałożyła
się na niebotyczną zbrodnię katyńską
wpisaną na zawsze w naszą zbiorową
świadomość.
Pytał: – To, co przeżywamy, czy nie
jest wielkim wezwaniem do nawrócenia?
Pod koniec nabożeństwa do parku
Moczydło dotarli abp Kazimierz Nycz
i marszałek Sejmu Bronisław Komo-
rowski, którzy wcześniej brali udział
w ceremonii powitania trumny z ciałem
prezydenta Lecha Kaczyńskiego na lot-
nisku Okęcie. – Cisną się pytania: „dla-
czego?”. Czasem chcielibyśmy stawiać
je ludziom i kiedyś przyjdzie na to czas.
Ale czas żałoby nie jest na te pytania właś-
ciwy – zwrócił się do zgromadzonych
abp Nycz. – Czasem człowiek chciałby te
pytania postawić samemu Panu Bogu,
ale są pytania, których nawet Panu Bo-
gu nie powinno się stawiać.
T
OMASZ
U
RZYKOWSKI
Taty i Teścia
Piotra Nurowskiego
składa
zespół Studia A Sp z o.o.
WA
Andrzej Ilczuk, mieszkaniec Sady-
by.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl